Biznesu do Sejmu tyle, co kot napłakał

Przedstawiciele biznesu startują głównie z list PO i Samoobrony. Nie ma jednak ich zbyt wielu. To nie powód do rozpaczy - twierdzą eksperci. Wiele wskazuje na to, że więcej będzie rodzynków w cieście niż znanych przedsiębiorców w Sejmie.

Nie jest to jednak wielka niespodzianka, bo również w tej kadencji przedstawicieli biznesu w roli posłów można policzyć niemal na palcach jednej ręki. Co ciekawe, niemal każda partia deklaruje, że na jej liście są mali i średni przedsiębiorcy, jednak niekoniecznie zajmują wysokie lokaty. Wyjątkiem jest Platforma Obywatelska i... Samoobrona.

- Przedsiębiorcy od dawna interesowali się listami PO. Ostatecznie wielu z nich wystartuje z wysokich miejsc. Są to osoby, którym nie można odmówić wiarygodności. Wielu z nich znajduje się w czołówce list wyborczych - podkreśla Zbigniew Chlebowski z PO. Takim przykładem jest Janusz Palikot, znany przedsiębiorca i filozof.

Reklama

Ze sklepiku

Zgodnie z wcześniejszymi deklaracjami, bez znanych nazwisk na listach wystartuje PiS. - Zawsze dbaliśmy o to, by nie było przenikania się biznesu i polityki, czyli tzw. kapitalizmu politycznego. To było domeną SLD. Na naszych listach nie ma więc żadnych znanych biznesmenów. Zdarzają się natomiast osoby, które prowadzą jakąś małą działalność gospodarczą, np. są właścicielami sklepu. Kilku z nich zajmuje nawet wysokie miejsca na liście - mówi Adam Lipiński, szef sztabu PiS.

Barbara Marianowska, posłanka PiS, dodaje, że takie podejście nie oznacza, iż PiS nie wspiera przedsiębiorców. - Nasz program gospodarczy, przewidujący zmiany systemowe, w tym obniżenie podatków, w dużej części jest skierowany właśnie do nich - podkreśla posłanka PiS.

Dowody z SLD

Na mały i średni biznes postawiła natomiast Samoobrona. - Przedsiębiorcy, zwłaszcza mali i średni, zabiegali o to, by znaleźć się na naszych listach wyborczych. Mamy więc wszelkie podstawy, by twierdzić, że docenili nasz program społeczno-gospodarczy - zaznacza Jan Łączny, poseł partii.

Andrzej Lepper, przewodniczący Samoobrony, dodaje, że do wyścigu po mandat poselski wystartuje wielu przedstawicieli zrzeszenia skupiającego małe i średnie firmy, z którym podpisano specjalną umowę oraz... spora grupa taksówkarzy. Samoobrona wystawi też Grzegorza Tuderka, byłego prezesa Budimexu, który zerwał z SLD.

Co ciekawe, oddający władzę Sojusz też stawia na przedsiębiorców. - To, że są oni dla nas ważni, udowodniliśmy przez ostatnie cztery lata - mówi Tomasz Kalita ze sztabu wyborczego SLD.

Zaznacza, że na listach wyborczych partii znajdują się głównie przedstawiciele kadry menedżerskiej, zwłaszcza małego biznesu. Liga Polskich Rodzin wystartuje w wyborach bez wsparcia biznesu. Piotr Ślusarczyk, sekretarz partii, przyznaje, że na listach Ligi nie ma zbyt wielu przedsiębiorców.

- Nie chcemy zostać zaszufladkowani. Liczymy jednak, że nasz program gospodarczy, nastawiony na obniżenie fiskalizmu, przyciągnie przedsiębiorców - tłumaczy. Podobnie postąpiła Socjaldemokracja Polska.

- Na naszych listach nie ma przedstawicieli większego biznesu, a mały i średni jest reprezentowany raczej na dalszych miejscach list wyborczych - mówi Arkadiusz Kasznia, rzecznik SdPl.

Na listach Polskiego Stronnictwa Ludowego jak zawsze można odnaleźć kilku przedstawicieli spółdzielni mleczarskich, m.in. z Koła, Mrągowa, Ostrowca Świętokrzyskiego, Głuchowa czy Grajewa.

- O mandat powalczy około 40 przedsiębiorców na różnych miejscach (od 2. do 14.). Nie jest to bowiem jedyna grupa docelowa, do jakiej się zwracamy - tłumaczy Jan Bury, szef sztabu PSL.

To tylko sponsorzy

Jeremi Mordasewicz, ekspert PKPP Lewiatan, przekonuje, że brak licznej reprezentacji nie jest jeszcze powodem do zmartwień dla środowiska. - To, ilu przedsiębiorców wystawiają partie, jeszcze o niczym nie świadczy. Nie każdy ma przecież odpowiednie kwalifikacje i może całkowicie poświęcić się pracy parlamentarnej, zawieszając działalność gospodarczą. Trzeba też, by taki reprezentant był wiarygodny. Mam na myśli wielu przedsiębiorców na listach Samoobrony, której egzotyczny program gospodarczy przedsiębiorczości raczej nie sprzyja. O wiele korzystniejsze byłoby stworzenie reprezentacji wywodzącej się ze środowisk gospodarczych - byłych naukowców, ekonomistów czy prawników posiadających i wiedzę, i doświadczenie. Ważne jest to, by w Sejmie zasiadała jak najliczniejsza grupa ludzi, która będzie zdawała sobie sprawę ze skutków gospodarczych przyjmowanych rozwiązań prawnych. Muszą oni łączyć wiedzę teoretyczną, praktyczną i orientować się w procedurach parlamentarnych - uważa Jeremi Mordasewicz.

Krytycznie na sprawę udziału biznesu (i nie tylko) w praktyce patrzy Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha.

- Przedsiębiorcy traktowani są przez polityków jako potencjalni sponsorzy. To się od lat nie zmieniło. Dotychczas żadna z partii, nawet ta, która uchodzi za najbardziej prorynkową i związaną z biznesem, czyli Platforma Obywatelska, nie dysponuje niczym poza hasłami. A hasła niczego nie rozwiążą - przykładem jest odchodząca już w niepamięć formacja ze swym chwytliwym sloganem "Przede wszystkim przedsiębiorczość". Oprócz haseł potrzebna jest gotowość i wola polityczna do wdrażania konkretnych rozwiązań. Natomiast polski system polityczny jest taki, że wyborcy tracą kontrolę nad swoimi przedstawicielami z chwilą oddania głosu w wyborach. Kolejną szansę weryfikacji dostają najczęściej po czterech latach - uważa Andrzej Sadowski.

Mira Wszelaka, Bartosz Krzyżaniak

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: kot | Samoobrona | przedsiębiorcy | Prawo i Sprawiedliwość | Sejm RP | SLD
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »