Brakuje ludzi do kontrolowania systemu poboru opłat
Ponad 14 mld zł chce w ciągu siedmiu lat zarobić Skarb Państwa na wprowadzeniu elektronicznego systemu poboru opłat za przejazd autostradami i drogami ekspresowymi. Eksperci wykazują, że bez kontroli wpływy z systemu będą znacznie mniejsze. Stawki opłat za przejazd - będą one wynosić od 0,20 zł do 0,53 zł za kilometr za przejazd autostradami i drogami ekspresowymi oraz od 0,16 zł do 0,42 zł za kilometr dla pozostałych dróg krajowych.
System ma zacząć działać od początku lipca br. - buduje go za 4,9 mld zł wyłoniona w przetargu firma Kapsch. E-myto będą płacić kierowcy ciężarówek i autobusów. Dotąd musieli oni kupować winiety, uiszczali więc zryczałtowaną opłatę za korzystanie z dróg. Winiety zwalniały także z opłaty za przejazd istniejącymi już płatnymi odcinkami autostrad.
Stawki opłat za przejazd - będą one wynosić od 0,20 zł do 0,53 zł za kilometr za przejazd autostradami i drogami ekspresowymi oraz od 0,16 zł do 0,42 zł za kilometr dla pozostałych dróg krajowych. Wysokość stawki zależy od wielkości pojazdu i klasy jego silnika. Więcej mają płacić kierowcy cięższych i bardziej szkodliwych dla środowiska samochodów.
Wyliczenia przedstawiane przez Centrum Informacyjne Rządu mówią, że od lipca 2011 r. do czerwca 2018 r. wpływy z opłaty wyniosą 14,2 mld zł. Koordynująca wprowadzenie systemu Generalna Dyrekcja dróg Krajowych i Autostrad szacuje, że będzie to 23,6 mld zł - z poboru elektronicznego dla ciężarówek 14,2 mld zł, a w ramach zwykłego poboru opłat na autostradach od aut osobowych - 9,4 mld zł. Pieniądze będą zasilać Krajowy Fundusz Drogowy, z którego finansowane są inwestycje drogowe.
Jak wyjaśnił w rozmowie z PAP rzecznik GDDKiA Marcin Hadaj, na samych drogach system będzie zautomatyzowany - samochody korzystające z systemu mają być wyposażone w niewielkie przekaźniki, a na płatnym odcinku drogi zostanie umieszczone urządzenie z anteną. Dzięki systemowi mikrofalowemu antena "skomunikuje" się z zamontowanym w pojeździe urządzeniem, a na pojazd "nałożona" zostanie opłata.
Hadaj wyjaśnił, że kontrolą tego, czy przewoźnicy rzeczywiście płacą za korzystanie z dróg, ma się zająć Inspekcja Transportu Drogowego. Inspektorzy mają także sprawdzać, czy w pojazdach o wadze przekraczającej 3,5 tony, które będą objęte systemem, są zainstalowane niezbędne urządzenia i czy działają one, jak powinny.
Inspekcja nie otrzymała jednak żadnego dodatkowego etatu na ten cel. Potwierdził to w rozmowie z PAP rzecznik Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego Alvin Gajadhur. - Pierwotnie zakładano, że do kontroli przeznaczonych będzie nowych 513 inspektorów, co powinno zapewnić szczelność systemu, a co za tym idzie zakładane przychody. Obecnie pracujący inspektorzy wykonują inne niezmiernie ważne z punktu widzenia bezpieczeństwa transportu drogowego zadania. Zajmują się m.in. kontrolą czasu pracy kierowców, stanu technicznego ciężarówek i autokarów, sprawdzają, czy pojazdy nie są przeciążone - powiedział Alvin Gajadhur.
Dodał, że mimo to inspekcja drogowa postara się wypełnić swoje obowiązki. W razie potrzeby będzie się zwracać do innych służb o pomoc.
Rekrutacja i wyszkolenie nowych inspektorów może zająć co najmniej kilka miesięcy.
GDDKiA szacuje, że w poszczególnych latach przychody Skarbu Państwa będą wynosić od ponad 360 mln zł do 3,7 mld zł. Analityk rynku transportowego Adrian Furgalski wyraził w rozmowie z PAP wątpliwości, czy przez początkowe miesiące działania system będzie szczelny. - Prawo do kontroli będzie mieć także policja czy straż graniczna, ale te służby nie są wyposażone w odpowiednie urządzenia, więc główny ciężar związany z kontrolowaniem, czy ciężarówki płacą za przejazd, spadnie na inspekcję drogową - powiedział ekspert.
Dodał, że pierwsze miesiące działania e-myta będą "eksperymentowaniem na żywym organizmie, czyli na kierowcach". - Zatrudnienie nowych funkcjonariuszy kosztuje, a teraz jest tendencja, by ciąć wydatki. Firma, która buduje system szacuje, że po uruchomieniu systemu może być dziennie nawet kilka tysięcy przypadków związanych z np. z unikaniem opłaty. Bez większej liczby zatrudnionych ludzi nie uda się tego wszystkiego "przerobić" - zaznaczył ekspert.
System ma objąć docelowo ok. 2 tys. km autostrad, 5 tys. km dróg ekspresowych i 600 km dróg krajowych.