Brakuje węgla ale elektrownie muszą chodzić

W ciągu kilku ostatnich dni Rybnik, Opole, Kozienice zgłosiły do PSE, że chciałyby pracować mniej aby zaoszczędzić trochę surowca na zimę. Ale sytuacja w systemie jest tak napięta, że operator odrzucił ich prośbę.

WysokieNapiecie.pl zajrzało do tzw. remitów czyli planów pracy poszczególnych elektrowni. REMIT jest bardzo ważnym narzędziem - uczestnicy rynku widzą, które elektrownie będą pracować danego dnia, a które z jakichś powodów muszą stanąć. Okazuje się, że w poniedziałek, wtorek i środę (od 6 do 8.12 2021) kilka bloków trzech dużych elektrowni wysłało do Polskich Sieci Elektroenergetycznych wniosek o tzw. ubytek. Przyczyna - "postój ze względu na warunki eksploatacji". Pod tym enigmatycznym pojęciem według wszystkich  naszych rozmówców kryje się po prostu prozaiczny brak węgla.

Reklama

Chodzi o należące do PGE jednostki w Rybniku, Dolnej Odrze i Opolu oraz elektrownię w Kozienicach (Enea).

O tym, że w elektrowniach brakuje węgla piszemy już od kilkunastu dni. Ale góry węgla topnieją w tempie przyprawiającym energetyków o ból głowy. Zgodnie z prawem zapas powinien wynosić 30 dni. - U nas w jednej z dużych elektrowni został węgiel tylko na jakieś 10 dni - mówi jeden z menedżerów. Firma kieruje transporty przede wszystkim do elektrociepłowni bo jakby tam zabrakło, to ludzie mieliby zimne kaloryfery. - Jedna z elektrowni poinformowała, że zapasy wystarczą jej na cztery dni - dodaje z kolei jeden z urzędników.

Ograniczenie produkcji w tych trzech elektrowniach miało posłużyć zaoszczędzeniu pewnych ilości surowca na zimę. Część wniosków została przyjęta, ale w kilku przypadkach PSE odrzuciło wnioski o ubytki - praca tych bloków była potrzebna w systemie.

Gra o energię

Elektrownie dosłownie walczą o każdą tonę węgla. Ostatnio jedna z nich podpisała umowę na dostawę 20 tys. ton, czyli mniej niż wynosi dobowe zużycie. Ceny po jakich spółki energetyczne kupują surowiec na tzw. spocie bywają już wyższe niż kwoty, jakie górnicy mogą dostać sprzedając węgiel za granicę. Według naszych informacji przebitka ofert sprzedaży spotowej z polskich kopalń względem cen wynikających z kontraktów długoterminowych jest już dwukrotna.

Oczywiście wniosek o "ubytek" to też element gry energetyków z Urzędem Regulacji Energetyki. Za niedotrzymanie zapasów surowca  grożą kary. Spółki energetyczne wolałyby ich nie płacić, więc mogą powiedzieć regulatorowi: "Chcieliśmy spalić mniej, żeby zwiększyć zapas, ale PSE nie pozwoliło, kazało nam pracować. Więc to nie nasza wina, nie karzcie nas". Jednak to raczej zabezpieczenie na wszelki wypadek, bo przy dzisiejszym sposobie nakładania kar za brak obowiązkowych zapasów węgla, energetycy nie muszą się aż tak martwić własnymi kosztami. Po zgłoszeniu do URE, że nie spełniają wymogów ustawowych, regulator ustala z nimi dwumiesięczny plan naprawczy, który dodatkowo można wydłużyć nawet o niemal dwa miesiące. W sumie energetycy mogą więc uzupełniać zapasy przez niemal cztery miesiące. Jak dobrze pójdzie, doczekają tak nawet do wiosny. Tyle, że w tym czasie bezpieczeństwo dostaw energii może być istotnie ograniczone.

Co może okazać się większym wyzwaniem dla energetyków? Czym jest stan zagrożenia na rynku mocy? Czy rząd pozwoli na import węgla? Co wspólnego maja braki węgla i budowa dróg? O tym w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl

Rafał Zasuń, WysokieNapiecie.pl

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: energia | energetyka | elektrownie | węgiel
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »