Były szef Art-B znowu ma kłopoty. Usłyszał zarzut prania pieniędzy
Były właściciel spółki Art-B Bogusław B. dostał zarzut "prania brudnych pieniędzy". Stołeczny sąd na wniosek prokuratuy aresztował na trzy miesiące B. oraz Macieja W. - drugiego podejrzanego w tej sprawie.
B. i W. zostali zatrzymani w niedzielę - powiedział w poniedziałek PAP rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Przemysław Nowak. Dodał, że Prokuratura Rejonowa Warszawa Śródmieście-Północ postawiła im zarzut "wyprania" ponad 11 mln złotych.
Według Nowaka pieniądze te, które wpłacono w styczniu br. na rachunek bankowy w Polsce, pochodziły z oszustwa dokonanego na niekorzyść jednej ze spółek w Szwajcarii. Prokurator wydał już postanowienie o zabezpieczeniu tych środków.
Nowak nie podał bliższych szczegółów sprawy. Ujawnił jedynie, że obaj podejrzani nie przyznali się do zarzutów i odmówili składania wyjaśnień.
Wieczorem Nowak dodał, że sąd rejonowy uwzględnił w całości wniosek prokuratury o aresztowanie podejrzanych.
Kodeks karny przewiduje dla tego, kto środki płatnicze, pochodzące z korzyści związanych z przestępstwem, przyjmuje, przekazuje albo podejmuje inne czynności, które mogą udaremnić lub utrudnić stwierdzenie ich przestępnego pochodzenia, karę od 6 miesięcy do 8 lat więzienia. Jeżeli sprawca dopuszcza się czynu wraz z innymi osobami lub osiąga przy tym "znaczną korzyść majątkową", podlega karze do 10 lat więzienia (ten artykuł Kk dotyczy B. i W).
Od końca 2012 r. przed Sądem Okręgowym w Warszawie trwa inny proces B., oskarżonego o wyłudzenia za pomocą tzw. piramidy finansowej. Według prokuratury Bogusław B. i Maciej G. w latach 2005-2007 oszukali ok. 170 osób, które zainwestowały łącznie ponad 33,5 mln zł. Grozi za to do 12 lat więzienia. B. początkowo chciał dobrowolnie poddać się karze, ale potem się z tego wycofał, bo nie doszło do porozumienia z pokrzywdzonymi.
Sprawa Art-B była najgłośniejszą aferą początków III RP. Szybko wzbogaceni młodzi właściciele spółki - muzyk Bogusław B. i lekarz Andrzej G. - zostali okrzyknięci "cudownymi dziećmi polskiego kapitalizmu". Szefowie firmy zasłynęli z tzw. oscylatora - wykorzystywania opóźnienia w księgowaniu operacji czekami rozrachunkowymi w bankach, co umożliwiało uzyskiwanie dodatkowych zysków z tytułu podwójnego oprocentowania czeków w czasie tzw. drogi pocztowej. Omijając prawo, mieli zarobić w ten sposób 4,2 biliona ówczesnych zł (420 milionów dzisiejszych zł). Z czasem zaczęły narastać wątpliwości; spekulowano m.in. o ich związkach z izraelskim wywiadem.
Obaj mieli zostać latem 1991 r. zatrzymani przez UOP, który w spektakularny sposób "najechał" wynajęty przez nich dwór w Pęcicach i stołeczną siedzibę firmy. Oni sami - ostrzeżeni - uciekli z Polski i osiedli w Izraelu, którego obywatelstwo uzyskali. Trwały tam negocjacje z polskimi prokuratorami i likwidatorem Art-B w sprawie zwrotu części zobowiązań. Izrael odmówił ich ekstradycji. B. został w 1994 r. zatrzymany w Szwajcarii, wydany Polsce i skazany w 2000 r. przez warszawski sąd, m.in. za oscylator, na 9 lat więzienia.
B. twierdził, że oscylator nie był przestępstwem i nikt na nim nie stracił. Sąd uznał, że niedoskonałość systemu bankowego, brak rozeznania NBP i nieuczciwość bankowców ulegających magii pieniądza, były przyczynami, dla których w ciągu roku Art-B z małej spółki stała się wielką firmą, kierowaną przez rzekomych "artystów biznesu".