Cały świat chciałby powtórzyć cud nad Morzem Martwym
Izrael imponuje nam i całemu światu. Powodów jest co najmniej kilka. Czy ludzie mieszkający nad Morzem Martwym, Czerwonym i Śródziemnym wymyślili nowy model rozwoju? Mają gotową receptę na sukces? Czy Polska mogłaby go powtórzyć? Odpowiedź jest bardziej skomplikowana, niż się na pozór wydaje. W wielu obszarach - tak. W wielu innych mamy bardzo podobne problemy.
Światu imponuje niewątpliwie to, że gospodarka Izraela rośnie nieprzerwanie niemal od początku stulecia. Ostatnia recesja nastąpiła tam w pierwszych latach tego wieku i była związana z Intifadą - powstaniem Palestyńczyków. Pomiędzy 2004 a 2013 rokiem gospodarka rosła ok. 5 proc. rocznie, głównie za sprawą dynamicznego eksportu. Jedynie w 2009 roku, a więc gdy świat pogrążył się w pokryzysowej recesji, gospodarka Izraela urosła zaledwie o 1,3 proc. Podobnie działo się w Polsce - jedynym kraju w Unii, który nie popadł w recesję.
Oba kraje wykazały odporność na kryzys z analogicznych powodów. Izrael - dzięki wcześniejszej rozważnej polityce fiskalnej i dobremu sektorowi bankowemu, niepowiązanemu z toksycznymi instrumentami finansowymi. Gospodarka Izraela dobrze zniosła także Arabską Wiosnę z 2011 roku dzięki temu, że globalne relacje handlowe były na tyle silne, iż nie zakłócił ich krach w regionie. Mimo to spowolnienie popytu krajowego i zagranicznego oraz mniejsze inwestycje wynikające z niepewnej sytuacji pod względem bezpieczeństwa obniżyły wzrost PKB tego kraju średnio do ok. 2,8 proc. rocznie w latach 2014-2017.
W 2009 roku na Izrael spadła manna z nieba. To odkrycie pól gazu ziemnego na Morzu Śródziemnym. O ile kraj był wcześniej uzależniony od importu surowców, także energetycznych, jedno z największych odkryć gazu na świecie w tym stuleciu - pola Tamar i Lewiatan - dają mu już nie tylko niezależność energetyczną, ale także uwalniają od konieczności korzystania z węgla. Wcześniej Izrael wytwarzał ok. 57 proc. energii z węgla i tylko 2,6 proc. ze źródeł odnawialnych.
PKB Izraela za 2017 rok to niemal 350 mld dolarów, ale wytwarza go niespełna 9 mln ludzi. Polski PKB jest znacznie większy, wynosi ok. 510 mld dolarów, ale pracuje na niego cztery razy tyle mieszkańców. Trudno się zatem dziwić, że podzielony na głowę PKB Izraela jest dużo wyższy - według ostatnich danych banku centralnego wynosi bez mała 40 tys. dolarów, a więc jest bliski unijnej średniej.
Jednego z najbardziej przyjaznych środowisk dla małych technologicznych firm, czyli startupów, dostarczających gospodarce nowe technologie i poprawiających jej konkurencyjność. Specjaliści wymieniają je jednym tchem obok Doliny Krzemowej w USA, Singapuru, państw skandynawskich, Korei Południowej czy Tajwanu.
Wydatki na badania i rozwój w tym kraju w 2016 roku wyniosły - według danych OECD - 4,25 proc. PKB i w tym ujęciu były najwyższe na świecie, o włos większe niż w Korei. Porównajmy, że w Polsce w zeszłym roku wyniosły one zaledwie 0,9 proc. PKB. Warto jednak zauważyć, że strategia rozwoju kraju poprzez opracowywanie i wykorzystywanie wysokich technologii wprowadzana była już w latach 80. zeszłego stulecia. Teraz efekty są takie, że w Izraelu na 10 tys. zatrudnionych 140 osób zajmuje się pracami badawczo-rozwojowymi. To najwyższy odsetek na świecie. Dla porównania w USA jest to 85 osób.
Jeszcze w latach 70. ubiegłego wieku gospodarkę Izraela napędzały tradycyjne gałęzie przemysłu. Było to przetwórstwo spożywcze, przemysł tekstylny i odzieżowy, produkcja mebli, nawozów, pestycydów, farmaceutyków, chemikaliów, gumy, tworzyw sztucznych czy wyrobów metalowych. Potem nastąpiła zdecydowana zmiana.
W latach 80. XX wieku władze kraju doszły do dwóch ważnych wniosków. Pierwszy wynikał z politycznych konieczności - ciągłe konflikty z otaczającymi państwami pociągały za sobą wzrost wydatków na zbrojenia. W 1988 roku Izrael przeznaczył na nie aż 17,1 proc. swojego PKB. Potem wydatki te w relacji do PKB malały, ale w 2016 roku było to i tak 5,8 proc. Dla porównania USA przeznaczyły na nie w 2016 roku 3,3 proc. swojego PKB.
Inwestycje w przemysł zbrojeniowy stały się podstawą dla tworzenia środowiska sprzyjającego wysokim technologiom. Impuls wzrostowy zyskały takie branże, jak produkcja urządzeń medycznych, wszelkiego rodzaju elektronika, oprogramowanie i sprzęt komputerowy czy telekomunikacja. One z kolei zaczęły dominować w eksporcie. A eksport zyskiwał coraz więcej wartości dodanej. Dzięki temu - jak podaje Bank of Israel - permanentny deficyt na rachunku bieżącym został w ostatnich latach zrównoważony.
Do przestawienia zwrotnicy gospodarki w kierunku wysokiego technologicznego zaawansowania można wykorzystać generalnie dwie strategie. Pierwsza polega na tworzeniu środowiska sprzyjającego innowacjom w oparciu o własne zasoby. Tu prym wiodą kraje, które już wcześniej zbudowały swoją zamożność i konkurencyjne przewagi. Są to USA, Szwecja, Tajwan, czy Finlandia. Druga strategia polega na imporcie technologii poprzez przyciąganie inwestycji zagranicznych międzynarodowych korporacji. Ta droga z sukcesem poszły Singapur, Irlandia czy Estonia. Izrael wykorzystywał obie te strategie.
Oprócz gigantycznych nakładów na zbrojenia będące zaczynem technologicznego skoku, Izrael zaczął w latach 80. XX wielu przyciągać nad Morze Martwe globalne korporacje technologiczne i ich centra rozwojowe. IBM Israel została założona już w 1950 roku.
W ślady IBM 30 lat później wyruszyły Microsoft czy Intel. Z nimi przyjeżdżali pracownicy o wysokich kwalifikacjach. Przyciąganie wysoko wykwalifikowanej kadry z całego świata do powstających instytucji naukowych, ośrodków badawczo-rozwojowych po to, by zasilać gospodarkę technologiami, było częścią strategii państwa.
10 lat później zdarzył się kolejny cud. Podobnie jak budowniczymi państwa powstałego w 1948 roku byli Żydzi uciekający w latach 30. z pogrążającej się w faszyzmie Europy, w latach 90. kraj zasiliła kolejna potężna fala imigracji. Od 1989 do 2006 roku do Izraela przyjechało blisko milion Żydów z byłego ZSRR. Byli wśród nich inżynierowie, naukowcy i artyści. To był olbrzymi zastrzyk ludzkiego kapitału.
Droga gospodarki Izraela do nowoczesności nie była jedynie pasmem sukcesów. O ile rozwój przemysłu zbrojeniowego odbywał się pod ścisłą kontrola państwa, to transfer technologii do gospodarki cywilnej - już nie. Wiele firm zbrojeniowych powstało zresztą jako przedsięwzięcia prywatne, a liczne - sprywatyzowano. Powstaje jednak pytanie, czy potencjał technologicznego sektora jest wykorzystywany we właściwym stopniu?
Analitycy mówią - zgoda - wprawdzie sektor wysokich technologii jest silny i imponujący, jednak gospodarka nie czerpie z niego wystarczających korzyści. Pomoc państwa ma swoja druga stronę - przedsiębiorcy zbyt często traktują ją jako okazję do szybkiego wzrostu biznesu i wyjścia ze sporymi pieniędzmi. Jak na swój potencjał sektor technologiczny tworzy zbyt mało miejsc pracy, zbyt mało eksportuje i zbyt mało inwestuje w utrzymanie przyszłego potencjału. To poważne ostrzegawcze głosy płynące z prestiżowych think-tanków.
Drugi problem jest jeszcze bardziej poważny. Gospodarka Izraela boryka się z zatrzymaniem wzrostu, a nawet ze spadkiem produktywności - pokazują na przykład dane amerykańskiej Rezerwy Federalnej z St. Louis, oparte na badaniach University of Groningen. Taka sytuacja trwa już od 2011 roku. Tymczasem pomimo niemal podwojenia się liczby ludności w ciągu minionego ćwierćwiecza wskutek imigracji, bezrobocie wynosi 4,2 proc. i rąk do pracy brakuje.
Dzieje się tak z powodu niskiego wskaźnika uczestnictwa w rynku pracy. To także przyczyna wysokiego ubóstwa i rosnących nierówności społecznych. OECD w ostatnim raporcie z jesieni zeszłego roku zwraca uwagę - włączenie do rynku pracy dużych grup społecznych to dla Izraela najbardziej palący problem. Chodzi tu głównie o ultaodrtoksyjnych Żydów oraz mieszkającą tam ludność arabską. Te same diagnozy OECD powtarza już od kilku lat. Obie te grupy potrzebują różnorodnej pomocy - edukacji zorientowanej na rynek, szkoleń zawodowych czy też nieodpłatnych żłobków i przedszkoli.
Z doświadczeń Izraela w budowaniu gospodarki wytwarzającej dużą wartość dodaną chce korzystać cały świat. Polska - także. Choć trudno w naszym kraju wyobrazić sobie podobnie wielki wzrost nakładów na przemysł zbrojeniowy, ten pewnie nawet w skali aktualnych wydatków może on w większym stopniu służyć całej gospodarce.
Polska, jak wiele krajów, tworzy powoli środowisko innowacyjne. Warto przy tym pamiętać, że powinno ono służyć transferowi technologii do gospodarki, a nie temu by wspierać prywatne biznesy. Jak najszerszy i jak najdłuższy udział w rynku pracy - w warunkach starzenia się społeczeństw - to jedyny sposób, by wspierać produktywność gospodarki.
Warto pamiętać także, że sukces jednej z najbardziej innowacyjnych gospodarek na świecie nie wynikał raczej z nadzwyczajnych wydarzeń, jak masowe imigracje dobrze wykształconych ludzi czy odkrycie złóż gazu, choć niewątpliwie był przez nie wspomagany. Był budowany krok po kroku, cierpliwie, przez cztery dekady.
Jacek Ramotowski