Ciągną do nas na odchudzanie

Goście z Europy Zachodniej, USA, a nawet krajów arabskich coraz liczniej ściągają do Łodzi na leczenie, informuje "Dziennik Łódzki". Powód jest prozaiczny: usługi są fachowo wykonywane i kilkakrotnie tańsze niż na Zachodzie. Co więcej, niektóre kliniki oferują pacjentom opiekę przewodnika i zwiedzanie miasta.

Goście z Europy Zachodniej, USA, a nawet  krajów arabskich coraz liczniej ściągają do Łodzi na leczenie,  informuje "Dziennik Łódzki". Powód jest prozaiczny: usługi są  fachowo wykonywane i kilkakrotnie tańsze niż na Zachodzie. Co  więcej, niektóre kliniki oferują pacjentom opiekę przewodnika i  zwiedzanie miasta.

W prywatnym szpitalu w centrum Łodzi co miesiąc z otyłości leczy się kilku pacjentów z zagranicy. Przyjeżdżają założyć sobie specjalny balon żołądkowy, który ma zahamować apetyt i przyspieszyć chudnięcie. To jedna z popularniejszych metod odchudzania na Zachodzie, tyle że dość kosztowna. W Belgii za samo wpuszczenie balonu do żołądka trzeba zapłacić około 15 tys. zł, a w Holandii przynajmniej 17 tys. zł. W łódzkiej klinice zabieg kosztuje 7,5 tys. zł, dlatego pacjentów jest coraz więcej i to z najdalszych zakątków świata.

Reklama

Od roku łódzki Uniwersytet Medyczny kształci pilotów wycieczek obsługujących osoby przyjeżdżające do Polski na leczenie. Baza pilotów i agentów turystyki medycznej, którzy będą prowadzić kampanię marketingową i zachęcać obcokrajowców, żeby przyjechali leczyć się w Łodzi, jest niezbędna dla rozwoju turystyki medycznej. Piloci, którzy skończyli pierwszą edycję kursu, już pracują w zawodzie.

PAP/Dziennik Łódzki
Dowiedz się więcej na temat: odchudzanie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »