Co dla NBP oznacza słaby złoty? Odegra bardzo istotną rolę
Minął tydzień od całkowicie niespodziewanej, bardzo poważnej obniżki stóp procentowych w Polsce. Złoty na to wydarzenie natychmiast zareagował dużym spadkiem notowań, a co gorsza, deprecjacji naszej waluty "końca nie widać". Kolejne tegoroczne obniżki stóp są bardzo prawdopodobne, a słaby złoty może pomóc NBP wypracować zysk za 2023 rok.
- NBP oznajmił, że nie interweniuje na rynkach w celu obrony złotego, ponieważ nie chce wyzbywać się rezerw walutowych
- Polskiemu bankowi centralnemu może zależeć na osłabionym złotym, bo dzięki temu będzie mógł w przyszłym roku przekazać do budżetu około 6 miliardów złotych ze swojego zysku
- Wielu ekonomistów zakłada, że stopa referencyjna NBP będzie obniżana pod koniec tego roku i na początku przyszłego, co nie pozwoli na szybki spadek inflacji i nie będzie sprzyjało złotemu
- Czechy mają inflację niższą od polskiej, ale pierwsza obniżka stóp procentowych nastąpi tam prawdopodobnie dopiero w listopadzie
Obniżenie przez Radę Polityki Pieniężnej stopy referencyjnej aż o 75 punktów bazowych (z 6,75 proc. do 6,00 proc.) było ruchem trzykrotnie mocniejszym niż przewidywano. Zaraz po decyzji, czyli w środę 6 września, zobaczyliśmy gwałtowne osłabienie złotego. Cztery podstawowe waluty (euro, dolar, frank i funt) zostały przez inwestorów uznane za dużo bezpieczniejsze od polskiej.
Każda waluta z "wielkiej czwórki" przez tydzień potrafiła podrożeć o kilkanaście, a nawet o 20 groszy. Euro i dolar są w tej chwili tak drogie jak w marcu tego roku. Funt brytyjski osiąga najwyższy pułap od grudnia, a frank szwajcarski od października 2022 roku.
W ostatnich pięciu latach tylko dwa razy mieliśmy do czynienia z równie nerwową wyprzedażą złotego. Najpierw po wybuchu pandemii Covid-19, a potem po napaści Rosji na Ukrainę. Gwałtowne osłabienie złotego może zniechęcić kapitały zagraniczne do inwestowania w Polsce. Może też przyczynić się do wzrostu inflacji, albo do uporczywego utrzymywania się jej na dzisiejszym wysokim poziomie.
Słaba waluta krajowa to droższy import, a sprowadzamy do Polski wiele dóbr konsumpcyjnych. Więcej będziemy płacić przede wszystkim za importowaną ropę naftową. W rezultacie droższe będą paliwa, choć akurat w tym momencie z przyczyn politycznych ich ceny są utrzymywane przez Orlen na niższym poziomie - zapewne do 15 października, czyli dnia wyborów parlamentarnych.
Teoretycznie Narodowy Bank Polski mógłby przeciwdziałać deprecjacji złotego poprzez bezpośrednie interwencje na rynku walutowym, na przykład przy współudziale Banku Gospodarstwa Krajowego. W niedalekiej przeszłości w komunikatach po posiedzeniach RPP czytaliśmy, że "NBP może stosować interwencje na rynku walutowym, w szczególności w celu ograniczenia niezgodnych z kierunkiem prowadzonej polityki pieniężnej wahań kursu złotego".
Dziś jednak NBP podkreśla, że nie interweniuje na rynku, ponieważ nie chce wyzbywać się rezerw walutowych. Jak twierdzi szef banku centralnego Adam Glapiński, złoty sam obroni się ze względu na perspektywy polskiej gospodarki. Według niego, kurs złotego powinien się ustabilizować po październikowych wyborach parlamentarnych.
Prezes NBP przypomina, że fundusze, którymi dysponują międzynarodowi inwestorzy są tak duże, że jego instytucja, nawet przy obecnych rezerwach walutowych, nie powinna podejmować walki rynkowej. Podkreśla, że dzienne obroty na złotym w Londynie to kilkanaście miliardów dolarów.
Wielu ekonomistów ostatnie wydarzenia na rynku walutowym interpretuje poprzez pryzmat przyjętego przez rząd projektu ustawy budżetowej na 2024 rok. Założono w nim wpłatę z zysku NBP w wysokości 6 miliardów złotych. Zgodnie z ustawą o NBP, jeżeli bank centralny wypracuje zysk, to 95 proc. kwoty przekazuje do budżetu państwa.
Wiadomo, że wynik banku centralnego poprawia się w okresach obniżek stóp procentowych, głównie na skutek osłabienia krajowej waluty. Biorąc to pod uwagę, część inwestorów zakłada, że NBP będzie nadal łagodził politykę pieniężną i prowokował deprecjację złotego, zwłaszcza pod koniec roku.
NBP w ciągu ostatniej dekady sześciokrotnie wpłacał zysk do budżetu państwa, w łącznej wysokości 48 mld zł. W 2023 roku nie dokonał wpłaty, ponieważ w 2022 roku odnotował stratę w wysokości 16,94 mld zł. Dla porównania, w 2021 roku NBP osiągnął prawie 11 mld zł zysku, a do budżetu wpłacił 10,4 mld zł.
O poważnym znaczeniu zeszłotygodniowego ruchu NBP świadczy fakt, że RPP ostatni raz na redukcję stóp procentowych w podobnej skali zdecydowała się w apogeum globalnego kryzysu finansowego lat 2008-09. Dziś NBP jest na świecie uznawany za wyjątkowo "gołębio" nastawiony bank centralny.
Byliśmy świadkami radykalnej obniżki stóp, choć nasza inflacja konsumencka jest wciąż czterokrotnie większa od celu inflacyjnego NBP. Dynamika cen przekracza 10 proc., a cel to 2,5 proc. (z odchyleniem o jeden punkt procentowy w górę lub w dół). Trzeba tu przypomnieć, że w lipcowej projekcji naszego banku centralnego założono pesymistycznie, że inflacja nie wróci do celu do końca 2025 roku i to przy założeniu, że przez cały ten czas stopa referencyjna pozostanie na poziomie 6,75 proc. Teraz należy być jeszcze większym pesymistą.
Ekonomiści zakładają, że w najbliższych miesiącach wskaźnik polskiej inflacji będzie spadał, co stanie się podstawą do następnych obniżek stóp procentowych. Niektórzy dodają, że nie bez znaczenia będzie fakt, że najbliższe posiedzenie RPP odbędzie się 3-4 października, czyli tuż przed wyborami parlamentarnymi.
"Inflacja nadal będzie hamować i na koniec roku dynamika cen konsumenckich wyniesie około 7 proc. w skali rok do roku. W rezultacie po posiedzeniach RPP w październiku i listopadzie spodziewamy się redukcji kosztu pieniądza o 25 punktów bazowych skutkującego obniżeniem stopy referencyjnej do 5,50 proc. i pogłębieniem zniżek stawek WIBOR 3M i 6M" - napisał Bartosz Sawicki, analityk Cinkciarz.pl.
Podobny pogląd wyraził główny ekonomista BNP Paribas Michał Dybuła w rozmowie z PAP Biznes. - Obecnie trudno prognozować dalszą ścieżkę dla stóp procentowych. Doszliśmy do momentu, w którym decyzje banku centralnego stają się losowe i trudne do wytłumaczenia. Niemniej zakładamy, że do końca roku stopy procentowe w Polsce zostaną obniżone jeszcze o 50 punktów bazowych, prawdopodobnie na dwóch następnych posiedzeniach - oznajmił analityk BNP Paribas.
Michał Dybuła prognozuje, że NBP wkrótce stanie przed trudnymi decyzjami, gdyż w drugiej połowie 2024 roku inflacja może wzrosnąć do około 6-6,5 proc. z około 5 proc. wiosną. Jego zdaniem, stanie się tak, gdyż maksymalny efekt dezinflacyjny z tytułu taniejących surowców i efektów bazy pojawi się właśnie wiosną. Natomiast kolejne miesiące przyniosą prawdopodobnie wzrost dynamiki cen. Przyczynią się do tego wyższe wydatki socjalne, wzrost płacy minimalnej i słabszy kurs złotego.
- Zakładam, że stopy spadną do 5 proc. na koniec pierwszego kwartału 2024 roku. Później do końca roku RPP powinna utrzymać stopy procentowe na niezmienionym poziomie ze względu na ponownie przyspieszającą inflację - powiedział Michał Dybuła w rozmowie z PAP Biznes.
Ekonomista BNP Paribas, nie wyklucza nawet, że RPP z pozycji gołębich przejdzie na jastrzębie. - Jeżeli stopy spadną za mocno, a inflacja znów zacznie rosnąć, to być może RPP zdecyduje się podnieść stopy procentowe. Biorąc pod uwagę niejasną komunikację ze strony NBP, nie można wykluczyć żadnego scenariusza - podsumował Michał Dybuła.
Polska na początku września stała się jedynym krajem w Europie Środkowo-Wschodniej z ujemnymi realnymi stopami procentowymi. Decyduje o tym fakt, że stopy procentowe NBP są niższe od inflacji zakładanej za rok. W Czechach czy na Węgrzech jest odwrotnie - inflacja za rok ma być niższa od obecnych stóp. Dlatego najnowsze osłabienie złotego nie powinno dziwić.
Z raportu Eurostatu opublikowanego w drugiej połowie sierpnia wynika, że w całej Unii Europejskiej Polska jest na niechlubnym drugim miejscu (razem ze Słowacją) pod względem wysokości inflacji. Wyższą mają w tej chwili tylko Węgry (17,5 proc.).
W niedawnym wywiadzie dla gazety E15, Jan Prochazka, członek zarządu Banku Czech, podkreślił, że mimo pozornego spowolnienia gospodarczego, presja inflacyjna w jego kraju jest wciąż silna. Dlatego w imieniu innych członków zarządu oświadczył, że "będziemy długo rozważać argumenty za i przeciw, zanim zdecydujemy się na obniżenie stóp".
Ta wypowiedź pojawiła się w momencie, gdy czeska inflacja osiągnęła najniższy poziom od 20 miesięcy (8,5 proc.). Z najnowszych prognoz rynku pieniężnego wynika, że w Czechach istnieje możliwość obniżenia stóp o około 75 punktów bazowych w 2023 roku, ale pierwszy ruch w tym kierunku będzie wykonany najwcześniej w listopadzie.
Jacek Brzeski