Co obiecują kandydaci na prezydenta?
W niedzielę Polacy wybiorą prezydenta. Donald Tusk i Lech Kaczyński prześcigali się w składaniu rozmaitych deklaracji i obietnic. Co rzeczywiście mogą zrobić dla gospodarki? Konstytucja przyznaje im prawo inicjatywy ustawodawczej.
Donald Tusk (PO)
- "Nie ma ważniejszej sprawy dzisiaj, także dla przyszłego prezydenta, jak skuteczna pomoc tym, którzy szukają pracy".
- "Chcę być pełnomocnikiem ds. bezrobocia w Polsce".
- "Polacy nie oczekują od polityków jałmużny, tylko zapewnienia im godnej pracy".
- "Aby skutecznie walczyć z bezrobociem, konieczne są niskie i proste podatki, mniej przepisów, więcej swobody dla tych, którzy mają pomysły, żeby tworzyć miejsca pracy, mniej pieniędzy wydawanych na biurokrację, więcej swobody w pośrednictwie pracy".
- "Będę wspierać, a jeśli będzie trzeba sam wniosę inicjatywę legislacyjną, której efektem będzie zmniejszenie kosztów pracy".
- "Będę rzecznikiem polskich interesów gospodarczych w Europie i na świecie".
- "Jako prezydent zawetuję każdą ustawę, która nałoży na obywateli nowe, zbędne przepisy".
- "Jako prezydent będę skuteczny w tworzeniu nowych miejsc pracy".
- "Przeciwstawiam się obłąkanemu pomysłowi, żeby służba zdrowia znowu była finansowana z centralnego budżetu, czyli żeby biurokraci decydowali o tym, na co idą pieniądze".
- "Będę dążyć do stworzenia konstytucyjnego zabezpieczenia przed tworzeniem nowych i przywracaniem starych przywilejów władzy".
Lech Kaczyński (PiS)
- "Jeśli wygram wybory, nie wysunę kandydatury Leszka Balcerowicza na kolejną kadencję prezesa Narodowego Banku Polskiego. Na czele NBP potrzebna jest osoba, która rozumie, że spoczywa na niej odpowiedzialność nie tylko za obronę złotówki. Prezes NBP musi odpowiadać nie tylko za mocną złotówkę, musi odpowiadać za rozwój kraju. W Polsce są ekonomiści tego typu, którzy gotowi są wziąć za to odpowiedzialność".
- "Ani PiS, ani ja sam nie zamierzam dokonywać destrukcji państwa poprzez zabieranie żołnierzom i innym funkcjonariuszom służb mundurowych ich uprawnień emerytalnych".
- "PiS jest partią wspierającą małą i średnią przedsiębiorczość".
- "Będę gwarantem aktywnej walki z bezrobociem. Musi być w Polsce rozwój przez pracę. Najpierw praca, a przez pracę rozwój".
- "Jestem za tym, aby w Polsce były zabezpieczenia socjalne; jestem za opłacalnym rolnictwem, ale nie chcę składać obietnic, które na dzisiaj są niewykonalne".
- "Jeśli zostanę prezydentem, złożę projekt ustawy o wzmożeniu nadzoru nad stosunkami pracy, która będzie przywracać urząd ministra pracy i podporządkuje rządowi Państwową Inspekcję Pracy.
- "Aby rząd mógł działać swobodnie, potrzebne jest to, żeby w Pałacu Namiestnikowskim zamieszkał człowiek, który jest gwarantem programu aktywnej walki z bezrobociem i opieki socjalnej".
Prezydent może niewiele, ale...
Z formalnego punktu widzenia obydwaj kandydaci mają ograniczone możliwości wprowadzania reform gospodarczych.
Konstytucja przyznaje im prawo inicjatywy ustawodawczej. Do tej pory prezydenckie projekty pojawiały się dość rzadko i dotyczyły spraw zapomnianych przez rząd albo bieżących kwestii, co do których brakowało kompromisu w koalicji czy w Sejmie (np. reforma szkolnictwa wyższego, projekt emerytur pomostowych, ustawy o klęskach żywiołowych czy o wykupie mieszkań pohutniczych). Zarówno D. Tusk, jak i L. Kaczyński zapowiedzieli jednak częstsze wykorzystywanie tej prerogatywy. Czy dotrzymają słowa - nie wiadomo. Inicjatywa prezydencka może bowiem nie znaleźć poklasku w parlamencie i skłócić koalicję PiS-PO. Oprócz tego przyszły rezydent Pałacu Namiestnikowskiego ma prawo rozpisać referendum. Niewykluczone że to on zdecyduje o przepytaniu Polaków, czy chcą wejść do strefy euro.
Władza blokująca
Głowa państwa ma duże możliwości blokowania rządowo-parlamentarnych inicjatyw. D. Tusk zapowiadał, że zawetuje ustawy poszerzające biurokrację. L. Kaczyński powie pewnie "nie" przepisom godzącym w ubogich. Weto i kierowanie ustaw do Trybunału Konstytucyjnego może być w dłuższej perspektywie zabójcze dla koalicji, gdyby głowa państwa nie znalazła wspólnego języka z premierem. Na razie 288 głosów PiS-PO w Sejmie wystarczy, aby oddalić prezydencki sprzeciw.
Niedocenianą do tej pory prerogatywą prezydenta jest składanie wniosków o przeprowadzenie kontroli do Najwyższej Izby Kontroli. Aleksander Kwaśniewski użył tego uprawnienia tylko kilka razy. Niewykluczone że L. Kaczyński - w końcu b. prezes NIK - będzie "sprawdzać" urzędników dużo częściej.
Wpływ na walutę
W 2007 r. nowy prezydent wskaże kandydata na prezesa NBP. Wiadomo już, że L. Kaczyński nie przedłuży kadencji Leszkowi Balcerowiczowi. D. Tusk nie chciał się wypowiadać na ten temat. Co ciekawe, PiS trochę inaczej widzi wybór następcy prezesa NBP. W projekcie konstytucji przygotowanej przez tę partię mowa o tym, że kandydaturę szefa banku centralnego zatwierdza Senat (teraz czyni to Sejm). PiS chce także pięcioletniej, zamiast sześcioletniej kadencji, a także zamierza zlikwidować Radę Polityki Pieniężnej (która ogranicza władztwo szefa NBP). Kadencja obecnej wygasa w 2010 r.
Prezydent z ramienia PiS będzie się starać o większy wpływ na decyzje rządu. W projekcie konstytucji tej partii zapisano, że głowa państwa ma prawo w sprawach szczególnej wagi zwoływać posiedzenie rządu, w którym uczestniczy. Nie głosuje jednak przy podejmowaniu decyzji. Łatwo sobie wyobrazić, że wpływ prezydenta na Radę Ministrów będzie w takich wypadkach duży. Obowiązujące przepisy mówią o zwoływaniu Rady Gabinetowej, która nie ma mocy prawnej do podejmowania decyzji.
Konrad Krasuski