Co z tą innowacyjnością? Polska w ogonie Europy
Polska znalazła się na piątym miejscu od końca w indeksie innowacyjności państw Unii Europejskiej - ten niechlubny wynik z raportu Komisji Europejskiej przywołuje raport Polskiego Funduszu Rozwoju. Czy pieniędzy na badania i rozwój jest za mało? A może są, tylko są wydawane w sposób niewłaściwy?
Polska gospodarka jest w momencie przełomu i zmiany jednego paradygmatu na nowy. O ile dotychczas budowaliśmy swoją konkurencyjność w oparciu o niskie koszty pracy, to wzrost płacy minimalnej w ostatnich latach i postępujący za nim wzrost wynagrodzeń w całej gospodarce sprawiły, że nie możemy już liczyć na to, iż tłumnie będą ściągać do nas zagraniczni inwestorzy. Model oparty na "brudnym" węglowym przemyśle tym bardziej przechodzi do lamusa. Nowoczesna gospodarka musi stawiać na innowacje - a z tym w Polsce wciąż jest problem, choć nie jest tak, że nic nie robimy w tej dziedzinie.
W najnowszym raporcie PFR o polskiej innowacyjności czytamy, że na koniec 2022 r. w Polsce przeznaczono na badania i rozwój ponad 9,5 mld EUR. Był to wynik o 15,6 proc. większy niż rok wcześniej i o ponad 737 proc. większy niż w roku dołączenia Polski do UE. Porównując nakłady na badania i rozwój do PKB, możemy zobaczyć, że tutaj też Polska wykonała solidną pracę. O ile "w 2004 r. na nakłady poświęcaliśmy około 0,55 proc. PKB, w 2022 r. było to już 1,46 proc. "Mimo to nadal pozostajemy znacznie poniżej poziomu UE ogółem" - czytamy w raporcie. Pewnym pozytywem jest to, że w ostatnich latach różnica pomiędzy Polska a unijną średnią maleje.
Opracowanie PFR przywołuje też raport KE, według którego Polska znalazła się na piątym miejscu od końca w indeksie innowacyjności państw Unii Europejskiej. Według KE, głównym problemem Polski jest mała innowacyjność krajowego środowiska naukowego i brak aktywów intelektualnych - przejawiający się m.in. w niskiej liczbie zgłoszeń patentowych w systemie PCT, czyli międzynarodowej konwencji o współpracy patentowej. Za Polską w indeksie innowacyjności KE w 2024 r. znalazły się Słowacja, Łotwa, Bułgaria i Rumunia. Unijnym liderem jest Dania ze wskaźnikiem innowacyjności na poziomie 149,3 pkt (wobec 72,5 pkt w Polsce). Ale to też nie znaczy, że Dania czy inne kraje skandynawskie (Szwecja i Finlandia zajęły odpowiednio 2. i 3. miejsce) grają w lidze światowej.
- Problemy Polski z innowacyjnością w skali mikro są też problemami całej Europy, tyle, że w skali makro, co pokazał raport Mario Draghiego nt. poprawy europejskiej konkurencyjności - mówi nam Aleksander Szalecki, inwestor i partner zarządzający w Stratego, firmie oferującej doradztwo w zakresie pozyskiwania funduszy europejskich i krajowych. - Europa nie tyle przegrywa w wyścigu o innowacyjność, co już przegrała - i to nie tylko z gigantami takimi, jak USA czy Chiny, ale też ze średniej wielkości gospodarkami. Przykładowo, w całej Unii Europejskiej rejestruje się mniej patentów niż w Korei Południowej, gdzie mieszka trochę ponad 50 mln ludzi.
- Europa ogólnie ma problem z innowacyjnością, co pokazał dobitnie raport Draghiego - zgadza się Marcin Zieliński, prezes i główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju (FOR). - Podejście UE też jest regulacyjne, opiera się na odgórnym kierowaniu środków i biurokratycznej selekcji inwestycji. Jeśli chcemy, żeby Europa szybciej się rozwijała, a UE była wśród światowych liderów gospodarczych, potrzebujemy więcej rynku. Konieczny jest dalszy rozwój wspólnego rynku europejskiego, ale też musimy korzystać z zewnętrznych rozwiązań i pozwalać europejskim firmom się rozwijać. Swego czasu strategia lizbońska postawiła przed Europą ambitne cele w kwestii rozwoju - niewiele z tego udało się jednak osiągnąć, bo o ile takie cele dobrze wyglądają na papierze, to ich realizacja nie odbywa się w gabinetach i ich osiągnięcia nie da się zadekretować.
- Jeśli chodzi o Polskę, to jesteśmy w zasadzie na szarym końcu w UE - stwierdza Aleksander Szalecki ze Stratego.
Obraz sytuacji pogarsza dodatkowo fakt, że przed nami w rankingu znalazły się kraje, które nie mają przemysłu. - Malta (17. lokata - red.), która obszarowo jest niewiele większa od Poznania, żyje z turystyki - wskazuje. - Luksemburg (8. lokata - red.), w którym mieszka całe 600 tys. osób, żyje z usług finansowych. Irlandia (7. miejsce - red.) - pięciomilionowy kraj - z kolei buduje swój dobrobyt w oparciu o to, co zostawiają tam amerykańskie korporacje - aczkolwiek warto pamiętać, że Irlandczycy też mają swoje świetne firmy, jak Druid Software, i też chcą budować swój przemysł i swoją innowacyjność. Natomiast z krajów, dla których przemysł jest ważny, to za nami pod względem innowacyjności plasują się jedynie Bułgaria czy Rumunia.
- Diagnozując przyczyny, dla których innowacyjność w Polsce ma się tak słabo, trzeba, po pierwsze, powiedzieć, że wydajemy za mało w tym obszarze - zauważa Aleksander Szalecki. - Jeśli porównamy się np. z Hiszpanią - która jest naszym kolejnym "celem", jeśli chodzi o gonienie krajów starej UE pod względem parytetu siły nabywczej - to zobaczymy, że wydaje ona dużo więcej na badania i rozwój - w przypadku takich dziedzin, jak badania kosmosu, nawet kilkukrotnie więcej.
- Druga sprawa to sensowność wydawania pieniędzy - dodaje. - Polska przez 30 lat nie doczekała się polityki przemysłowej; nie zidentyfikowaliśmy branż, co do których zdecydowaliśmy, że chcemy być w nich dobrzy i wydawać na nie pieniądze. Chcielibyśmy równolegle rozwijać i drony, i statki kosmiczne, i leki. Na dłuższą metę to niewykonalne - powinniśmy wskazać te kilka obszarów, w których chcemy celować, i inwestować w nie więcej. Dodatkowo nie było i nie ma jasnej polityki przydzielania funduszy europejskich, które są podstawowym środkiem finansującym badania. W ostatnim naborze na te fundusze mogliśmy znaleźć takie projekty, jak maszyna do zbierania malin czy robienia wafelków. Nie ujmując niczego tym branżom, nie charakteryzują się one wysokim ryzykiem, a właśnie w takie branże powinny być inwestowane publiczne pieniądze. Uważam, że wzorem Francji mniej innowacyjne firmy powinny pozyskiwać wsparcie z rynku, bo w przypadku takich firm ryzyko niepowodzenia jest stosunkowo niewielkie. Pieniądze publiczne powinny zaś być skupione tam, gdzie ryzyko jest najwyższe, ale też potencjalny zysk - rozumiany także jako zysk dla całej gospodarki, w skali makro - jest największy, a więc np. w startupy deep tech.
Marcin Zieliński z FOR przestrzega jednak przed pułapką myślenia o innowacjach w kontekście tylko i wyłącznie przełomowych odkryć.
- W przypadku innowacji kluczową sprawą jest to, by spojrzeć na nie szerzej niż tylko przez pryzmat nowych wynalazków - mówi. - Dominujący paradygmat jest taki, że innowacje to pochodna wydatków na badania i rozwój, ale te innowacje nie zawsze muszą wiązać się z efektem "wow" - sam fakt, że Polska gospodarka się rozwija, świadczy o tym, że innowacje dzieją się cały czas, ale nie zawsze są one spektakularne.
A co z samym mechanizmem wspierania innowacyjności w Polsce? Zdaniem Marcina Zielińskiego, "pierwszym problemem jest niesamowicie upaństwowiony system tworzenia startupów i ich dofinansowywania".
- Głównym graczem w dziedzinie funduszy venture capital (czyli inwestujących w przedsiębiorstwa niepubliczne we wczesnej fazie rozwoju - red.) jest PFR; mamy też inne rządowe wehikuły, rządowe banki. Tymczasem innowacje muszą odpowiadać na potrzeby rynku, a nie urzędniczego punktu widzenia. Podmioty państwowe często decydują o wsparciu dla konkretnych projektów, nie znając potrzeb rynku - wyjaśnia prezes FOR. - Ale największy problem polega na tym, że podmioty te są podatne na naciski, w efekcie czego fundusze czasami łatwiej jest zdobywać tym firmom, które są w stanie wywrzeć odpowiednią presję na decydentów, niż takim, które faktycznie mają szansę się rozwinąć. W ostatnich latach słyszeliśmy o wielu przykładach mocno niejasnego przyznawania środków przez państwowe agencje - pieniędzy więc nie tyle jest mało, co są one źle rozdawane.
- Podstawowa diagnoza problemu Polski z innowacyjnością wymaga zbadania, dlaczego środków na venture capital jest u nas mało - dodaje Marcin Zieliński. - To może być kwestia ogólnego przeregulowania polskiej gospodarki, upolitycznienia sądownictwa, przewlekłości procedur i niepewności legislacyjnych. Wszystko to sprawia, że kapitał prywatny może być niechętny do tego, by inwestować w Polsce.
Oprócz inwestowania w same innowacje trzeba też inwestować w kapitał ludzki - podkreśla Aleksander Szalecki ze Stratego. - Kolejna kwestia to problem z tworzeniem zachęt dla wybitnie zdolnych ludzi, by wracali do Polski i rozwijali tutaj swoje pomysły. Dlatego z Polski wychodzą firmy technologiczne i trafiają w zagraniczne ręce - tak, jak stało się to w przypadku startupu tłumaczniowego DeepL, IceEye (firma z sektora kosmicznego - red.) czy spółki ElevenLabs (generator głosu AI - red.), która została założona przez Polaków, a jest spółką amerykańską.
Jak zauważa, "nie jesteśmy też w stanie "sprzedać" na zewnątrz innowacji, które już uda nam się stworzyć". - Przykładowo, BLIK jest genialnym wynalazkiem polskiej bankowości. Można postawić teraz pytanie, dlaczego BLIK nie jest polskim PayPalem, Revolutem, fintechowym jednorożcem - tylko lokalnym rozwiązaniem?
- To jest zresztą problem, który zidentyfikowali u siebie Francuzi, obecnie bodaj najmocniej zaawansowany technologicznie kraj w Europie. Zawsze mieli oni problemy z wyjściem poza Francję ze swoimi osiągnięciami. Jakiś czas temu postanowili więcej wydawać na startupy, ale też określili bardzo dokładnie, jakie to mają być startupy. Są to głównie firmy deep tech, gdzie te potencjalne korzyści z inwestycji są największe - mówi Szalecki.
- Kiedy pojawia się zagraniczny inwestor chętny na zakup polskiego innowacyjnego biznesu, nie możemy, oczywiście, zabronić twórcy tego biznesu, żeby go sprzedał. Taki stan rzeczy będzie utrzymywał się jeszcze długo, bo Polska w stosunku do krajów zachodnich czy USA jest słabiej rozwinięta - zauważa Zieliński. - Ma to przełożenie na poziom oszczędności, a więc i liczbę działających na naszym rynku funduszy, w tym Private Equity. Te ostatnie są bardziej skłonne działać za granicą, bo tam jest po prostu więcej oszczędności, które mogą zebrać i ulokować we wspieranie innowacji. U nas dekady centralnego planowania zrobiły swoje - tego zacofania nie da się przeskoczyć w 30 lat; pozostaje tylko mieć nadzieję, że będziemy się rozwijać i z czasem ten poziom oszczędności będzie u nas taki, jak na Zachodzie. A przy okazji tworzyć ogólne ramy prawne w taki sposób, żeby wszystkim biznesom łatwo było prowadzić działalność, niezależnie od tego, jak bardzo będzie ona innowacyjna.
Katarzyna Dybińska