Coraz więcej miodu z inwazyjnej rośliny. Pszczelarze odpierają zarzuty

Nawłoć kanadyjska opanowała nieużytki w Polsce, wypierając znaną w naszym kraju od wieków nawłoć pospolitą. Pszczelarze się cieszą, bo w okresie, gdy kwitnienie roślin jest coraz mniejsze, to roślina przywieziona do nas z Ameryki Północnej zapewnia pyłek i nektar dla pszczół tuż przed zimą. To również plusy dla konsumentów, z roku na rok przybywa bowiem na rynku miodu nawłociowego, a ten cieszy się coraz większą popularnością. Inwazyjny gatunek sieje jednak spore spustoszenie w przyrodzie, a jeśli się go nie powstrzyma, z łatwością wyprze inne gatunki roślin, przez co miodu może być na rynku mniej.

Nawłoć kanadyjska to roślina - z punktu widzenia pszczelarzy - niezwykle atrakcyjna. Cechuje się wysoką wydajnością nektarową, sięgającą nawet do 900 kg/ha. Dodatkowo jej późne kwitnienie pomaga pszczołom w okresie przygotowań do zimy, dostarczając pożywienia tuż przed nadejściem chłodów. 

Miód nawłociowy zyskuje na popularności. Pochodzi z inwazyjnej rośliny

Miód nawłociowy z roku na rok zyskuje na popularności, nie tylko wśród pszczelarzy, ale również konsumentów. Uważany jest za miód o wysokich właściwościach leczniczych, jednak badaczom do tej pory nie udało się tego udowodnić.

Reklama

Jednak nawłoć kanadyjska, z której pozyskuje się coraz większe ilości miodu, wywołuje spore kontrowersje. Charakteryzuje się ona dużą ekspansywnością, wypierając rośliny stanowiące pożywek dla pszczół we wcześniejszych fazach sezonu. 

Roślina tworzy monokultury eliminujące rodzime gatunki roślin i negatywnie wpływające na bioróżnorodność. Z wielu podziemnych korzeni potrafi wypuścić dziesiątki nowych roślin, a wydzielając do gleby związki allelopatyczne powoduje zahamowanie wzrostu i rozwoju innych gatunków. 

Pszczelarze umywają ręce. Wskazują, kto powinien się zająć problemem

Pszczelarzom zarzuca się, że z pełną świadomością osiedlają rodziny pszczele w ulach w pobliżu nawłoci kanadyjskich, a nawet sieją tę inwazyjną roślinę, przyczyniając się tym samym do jej rozpowszechniania. Jeden kwiatostan nawłoci potrafi wyprodukować kilkaset nasion. 

Pszczelarze bronią się przed zarzutami, tłumacząc, że korzystają jedynie z tego, co rośnie naturalnie na nieużytkach, i że nie są odpowiedzialni za ekspansję nawłoci. - Póki co, korzystamy, a jeśli będzie nakaz jej koszenia, niszczenia, to już korzystać nie będziemy - twierdzi Tadeusz Sabat, prezydent Polskiego Związku Pszczelarskiego, cytowany przez next.gazeta.pl.

Producenci miodu wskazują na niewłaściwe zarządzanie gruntami rolnymi, które sprzyja rozprzestrzenianiu się tej rośliny. W ich ocenie walczyć z problemem powinny władze samorządowe i centralne - jednak po ich stronie nie widać do tego chęci. 

- Więc dobrze, że pszczelarze korzystają z tego, co jest, żeby rodziny pszczele nie były słabe na zimę. Natomiast państwo powinno przeznaczyć środki na koszenie nawłoci. Ten kierunek powinien być promowany - dodał szef PZP. 

Rosnący popyt na miód nawłociowy może przyczynić się do dalszego rozwoju problemu, szczególnie jeśli pszczelarze zaczną celowo sadzić nawłoć na potrzeby produkcji miodu.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: miód | pszczelarze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »