Czarne chmury nad niemiecką gospodarką
Opublikowany dziś indeks monachijskiego instytutu Ifo może budzić niepokój. Wartość głównej miary indeksu obniżyła się aż o 3,7 pkt., do 97,5 pkt. to jest najniżej od września 2005 roku. Wyraźnie obniżył się komponent oceniający bieżącą sytuację gospodarczą, jeszcze bardziej zniżkował komponent oczekiwań co do przyszłości. Rynek zareagował - euro nieznacznie straciło wobec dolara, niemiecki indeks akcji stracił niecały procent. Można mieć jednak obawy, że ta reakcja niedocenia wagi sytuacji.
Oczywiście indeks jest tylko jednym ze wskaźników kondycji gospodarki, dodatkowo jest to tzw. wskaźnik miękki, powstający na bazie badań ankietowych. W tym akurat przypadku, renoma wskaźnika wynika z jego wartości prognostycznej - często jako pierwszy celnie odgaduje zmiany w gospodarce. Można wykazać dość istotną zależność pomiędzy zmianami wskaźnika a realnymi wartościami takimi jak produkcja, czy PKB. Co ważne zmiany sygnalizowane przez indeks w dużej mierze zachodzą z małym opóźnieniem, tak więc spadki rokują źle nie tylko danym za lipiec, ale przede wszystkim tym za sierpień i wrzesień.
Na przestrzeni ostatnich 14 miesięcy indeks Ifo obniżył się niemal o 10%, z czego w ostatnim kwartale o 5%. To oznacza, że nie tylko należy zapomnieć o imponującym tempie wzrostu z pierwszego kwartału, ale trzeba liczyć się z wyraźnym spowolnieniem w drugiej połowie roku, być może poniżej 0,5% kwartalnie. Co ciekawe, historycznie również niemieckie indeksy giełdowe reagowały na Ifo z pewnym opóźnieniem, tak jakby początkowo nie dowierzały jego doniesieniom. Póki co, z punktu widzenia posiadaczy akcji, złe wieści z Niemiec równoważone są spadkami cen ropy i generalnie niezłymi wynikami największych globalnych spółek za drugi kwartał. Jeśli jednak te czynniki ustąpią, niemiecka gospodarka może jeszcze przypomnieć o sobie giełdowym niedźwiedziom. Dla inwestorów na rynku walutowym dane są kolejnym argumentem za umocnieniem dolara, który zyskuje na wartości trzeci dzień z rzędu.
Przemysław Kwiecień