"Czarne" utrzymanie
Tylko co dziesiąty lublinianin zarejestrowany w urzędzie pracy dostaje zasiłek. Z czego utrzymują się pozostali? Nikt się nie oszukuje, że z opieki społecznej. Jak podaje "Kurier Lubelski", od maja wyjeżdżają na Zachód i tam zarabiają na dwa-trzy miesiące normalnego życia.
W całym kraju "na czarno" pracuje półtora miliona ludzi - to około jednej piątej tych pracujących na wyniki polskiej gospodarki.
"Jak zatrudnię człowieka na etat płacąc mu 850 zł, to w rzeczywistości kosztuje on mnie blisko tysiąc zł więcej! A tak, mogę mu dać 1200 zł do ręki w ramach ustnej umowy i modlić się, że nie będzie żadnego wypadku. On zarobi, ja też będę do przodu" - tłumaczy się gazecie szef dwuosobowej - oficjalnie - firemki budowlanej.
Jednak według Głównego Urzędu Statystycznego, przeciętna płaca w szarej strefie to zaledwie 18 proc. wynagrodzenia w gospodarce narodowej.
"Oficjalnie jestem wpisany na listę bezrobotnych w urzędzie pracy. Mógłbym otworzyć legalny biznes, ale wtedy zarabiałbym siedemset złotych mniej, bo tyle kosztują składki na ubezpieczenie. A tak jestem ubezpieczony w urzędzie i mam za co rodzinę utrzymać" - wyjaśnia dziennikowi mężczyzna od trzech lat ogłaszający się w gazecie jako wykonujący "remonty kompleksowe".
W jednym z dużych lubelskich warsztatów samochodowych, będącym jednocześnie autoryzowanym serwisem znanego autokoncernu, pracownicy połowę wypłaty otrzymują w kopercie, poza ewidencją - podaje jako kolejny przykład "Kurier Lubelski".
Według Centrum Badania Opinii Publicznej, w styczniu tego roku aż 13 proc. respondentów przyznało, że pracodawca tylko od części ich pensji płaci należne daniny i podatki, a resztę wypłaca pod stołem.
Z badań GUS z 1998 r. (bezrobocie było wtedy dwa razy mniejsze niż obecnie) wynika, że najwięcej nielegalnych pracowników było na budowach.
"Na czarno" pracuje się najczęściej przy opiece dzieci, jako pomoc domowa. Jednak szara strefa to nie tylko słabo wykształceni ludzie - jako przykład gazeta podaje korepetytorów.
