Czarny papier zamieniali na euro

Czterech Francuzów i Kameruńczyk próbowali sprzedawać w Krakowie tzw. "czarne euro". Były to w rzeczywistości kawałki pociętego czarnego papieru, który podczas zupełnie nieprawdopodobnej procedury miał się zamienić w banknoty.

Krakowska policja zatrzymała w tym tygodniu grupę zagranicznych oszustów, którzy sprzedawali pocięty czarny papier, jako tzw. "czarne euro". Wśród zatrzymanych jest czterech obywateli Francji i jeden z Kamerunu.

Sposób działania oszustów był zupełnie nieprawdopodobny. Otóż próbowali oni wmówić swoim ofiarom, że czarny, pocięty papier to tak na prawdę banknoty euro, które można "odzyskać" w drodze skomplikowanego procesu. "Czarne euro" należało połączyć z prawdziwym banknotem, polać specjalnym płynem, owinąć folią aluminiową i długo ściskać w rękach, a na koniec całość zanurzyć w innej specjalnej cieczy. Sprzedawcy mieli w ten sposób do zaoferowania 100 tysięcy euro. W rzeczywistości oszuści zamierzali zamienić prawdziwe pieniądze na pocięte kawałki papieru w trakcie dokonywania przemiany.

Reklama

Obcokrajowcy zostali zatrzymani w jednym z krakowskich hoteli, gdy przygotowywali się do oszustwa. Znaleziono przy nich ryzy czarnego papieru (część już pocięta na małe kawałki i spakowana w pakiety), kserokopie banknotów euro (też już częściowo złożone w pliki) oraz różnego rodzaju proszki i płyny.

Po przesłuchaniach trzem z nich przedstawiono zarzut usiłowania oszustwa, a dwóm pozostałym przygotowanie do wprowadzenia do obiegu sfałszowanych banknotów.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: czarne euro | Czarne | banknoty | czarny | papiery
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »