Czas hojnych wydatków socjalnych się skończył. "Teraz czas na wsparcie przedsiębiorstw"
Jesteśmy w momencie, w którym trzeba sobie jasno uświadomić i powiedzieć, że czas hojnych wydatków socjalnych się skończył. Teraz czas na wsparcie przedsiębiorstw. Nasiliła się konkurencja z zewnątrz. Wojna handlowa spowoduje, że Chiny prawdopodobnie będą mniej eksportowały do Ameryki, a zaleją Europę tanią produkcją. Europa może uodporniać się na skutki wojen handlowych przez znoszenie barier wewnętrznych. Problem w tym, że werbalnie wielu polityków europejskich popiera takie zmiany, ale w praktyce postęp jest niewielki - mówi Interii Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego.
- Mieliśmy skokowy wzrost kosztów pracy, oderwany od produktywności. Nasze badania, wywiady z firmami pokazują, że jest problem z konkurencyjnością niektórych sektorów, a wspomniana stagnacja przemysłu w Polsce to nie tylko pochodna podobnych tendencji w Europie Środkowej i Niemczech.
- Nasiliła się konkurencja z zewnątrz. Wojna handlowa spowoduje, że Chiny prawdopodobnie będą mniej eksportowały do Ameryki, a zaleją Europę tanią produkcją.
- Potrzebujemy wspierać nowoczesne usługi dla biznesu, potrzebujemy innowacji, ale także odbudowy sektorów tradycyjnych, np. niezależnego dostępu do produkcji stali.
- Europa może uodporniać się na skutki wojen handlowych przez znoszenie barier wewnętrznych na unijnym rynku towarów, usług i kapitału. Problem w tym, że werbalnie wielu polityków europejskich popiera takie zmiany, ale w praktyce postęp jest niewielki.
Monika Krześniak-Sajewicz, Interia: W debacie prezentującej najnowszy raport powiedział pan, że teraz trzeba przeformatować podejście do gospodarki i do polityki państwa. Dlaczego akurat teraz musimy tę zwrotnicę przestawić? Chodzi o sytuacją geopolityczną i wydatki na bezpieczeństwo, czy nie tylko?
Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego: - Jesteśmy w momencie, w którym trzeba sobie jasno uświadomić i powiedzieć, że czas hojnych wydatków socjalnych się skończył. Teraz czas na wsparcie przedsiębiorstw.
- Ostatnie lata stały pod znakiem zwiększania świadczeń socjalnych kosztem wzrostu efektywnych stawek podatkowych, a ostatnio deficytu budżetowego. Szybko rosły płace, głównie przez administracyjne podwyżki pensji minimalnej kosztem firm. Natomiast teraz jest czas na zmianę podejścia w kierunku wsparcia biznesu. Dlaczego teraz? Z kilku powodów. Nasze badania pokazują, że Polska znalazła się w takim punkcie, który moglibyśmy nazwać pułapką wzrostu. Nie jest to pułapka średniego wzrostu, bo jesteśmy już bogatym krajem, ale wciąż możemy utknąć na tym poziomie. Co widać chociażby w polskim przemyśle, który podobnie jak przemysł Europy Środkowej i Niemiec od paru lat jest w stagnacji, więc ta pułapka jest rzeczywiście dla nas bardzo realnym zagrożeniem. I to z kilku powodów, przede wszystkim dlatego, że wyczerpują się motory wzrostu gospodarczego z ostatnich 20-30 lat.
Które konkretnie motory wzrostu się wyczerpują?
- Mieliśmy skokowy wzrost kosztów pracy, oderwany od produktywności. Nasze badania, wywiady z firmami pokazują, że jest problem z konkurencyjnością niektórych sektorów, a wspomniana stagnacja przemysłu w Polsce, to nie tylko pochodna podobnych tendencji w Europie Środkowej i Niemczech. Inny powód słabości przemysłu to spadek konkurencyjności niektórych sektorów. Jednocześnie pogarsza się demografia, pojawiły się niedobory wykwalifikowanych pracowników. Nasiliła się konkurencja z zewnątrz. Chiny w ciągu 20 lat zwiększyły udział w globalnym przemyśle z niespełna 10 do 30 proc. Wojna handlowa spowoduje, że prawdopodobnie będą mniej eksportowały do Ameryki, a zaleją Europę tanią produkcją.
To jest główne niebezpieczeństwo w kontekście obecnej wojny handlowej, czy tylko jedno z głównych?
- To już się dzisiaj dzieje i to też jest jeden z wniosków raportu. Firmy bardzo mocno narzekają na to, że konkurencja ze strony Chin skokowo się podniosła, a jej warunki nie są równe, m.in. ze względu na pomoc ze strony państwa. Dlaczego ten moment jest tak ważny? Właśnie dlatego, że wyczerpały się nam motory dynamicznego wzrostu gospodarczego z ostatnich lat, a dzisiaj polska gospodarka jest jedną z najmniej innowacyjnych w Unii. Stopa inwestycji należy do najniższych w UE.
- Przemysł w małym stopniu wykorzystuje technologię, automatyzację, robotyzację, rozwiązania AI. To jest moment na zmianę paradygmatu, na zmianę modelu wzrostu gospodarczego z opartego na taniej pracy, w kierunku modelu opartego na innowacyjności, inwestycjach i większej wartości dodanej. Bo tam, gdzie jest większa wartość dodana, to te sektory się lepiej rozwijają i tam się lepiej zarabia. Aby kontynuować rozwój, jak w poprzednich dobrych dekadach, musimy zmienić paradygmat w polityce gospodarczej z takiego, gdzie punktem uwagi były wydatki socjalne, a teraz punktem uwagi powinno być wsparcie biznesu i zmiana modelu wzrostu gospodarczego.
- Historia pokazuje, jak rosną gospodarki od momentu, kiedy przekroczyły próg bycia krajem bogatym. I te losy są bardzo różne. Mamy przykład Korei Południowej, która nieprzerwanie rozwija się od momentu, kiedy weszła do klubu krajów bogatych. Mamy jednocześnie przykład Hiszpanii, która przez lata rosła, a potem weszła w stagnację czy podobny Węgier. I mamy przykład Polski, która dotychczas szła dokładnie ścieżką podobną do Korei, czyli wzrost gospodarczy rósł tak szybko jak w tym kraju w rozumieniu PKB na głowę według parytetu siły nabywczej PPP. Ale jeżeli prywatny biznes i polityka gospodarcza nie zmieni podejścia, to możemy pójść drogą mniej udaną, niekoniecznie tak słabą jak Hiszpania, ale zdecydowanie mniej dynamiczną. A my chcielibyśmy dalej rosnąć jak na przykład Korea Południowa, żeby kraj był bogatszy, ale także po to, by było nas stać na zbrojenia.
No właśnie sytuacja geopolityczna zmieniła się diametralnie. To chyba nie tylko wyzwanie w kontekście wygospodarowania wyższych środków na wydatki obronne i zbrojeniowe, ale przestawienia gospodarki. Tymczasem mamy zwijający się przez ostatnie lata przemysł hutniczy czy stalowy...
- Tak, potrzebujemy różnych sektorów gospodarki. Potrzebujemy wspierać nowoczesne usługi dla biznesu, potrzebujemy innowacji, ale także odbudowy sektorów tradycyjnych, np. niezależnego dostępu do produkcji stali. Dzisiaj w Europie tego surowca jest za dużo, bo sektor automotive jest w kryzysie, ale generalnie gros stali w Europie pochodzi z zewnątrz, co w warunkach konfrontacji mocarstw może okazać się krótkowzroczne, a dodatkowo europejscy producenci mają wątpliwości co do warunków, w jakich konkurują z importerami. Polska akurat ma możliwości produkcyjne, ale są one niewykorzystywane. Rusza produkcja w Częstochowie, to huta przejęta przez Węglokoks, ale są jeszcze prywatni producenci. Są wielkie piece w Polsce, ale ich właściciele nie śpieszą się, żeby uruchomić tam produkcję. Możliwe, iż nie widzą jeszcze odpowiednio dużo nowych zamówień, konkretnych projektów, a koszty wytwarzania są wysokie. Uruchomienie takiej produkcji jest bardzo skomplikowane zarówno kosztowo, jak i pod względem kadr, bo to jest specyficzna branża.
- Polska potrzebuje tradycyjnych sektorów, ale też potrzebuje sektorów innowacyjnych, lokomotyw wzrostu gospodarczego, które wykorzystają wszystkie mocne strony. Z naszych badań wśród firm wynika, że część tych, które były motorami wzrostu gospodarczego w ostatnich latach, dzisiaj bardzo mocno narzeka na utratę konkurencyjności, na konkurencję z Chin, ale nie tylko. Firmy mówią, że Polska straciła atrakcyjność kosztową na rzecz Rumunii, Turcji, Egiptu. Z drugiej strony mamy stagnację przemysłu, ale gospodarka cały czas rośnie i jesteśmy najszybciej rosnącym krajem w Unii. Dlaczego? Bo sektor usług przejął tę wiodącą rolę i to jest widoczne od paru lat. Te usługi są różne, od transportu ciężarowego, który świetnie dostosował się do rosnących barier wspólnego rynku w UE.
- Inne bardziej innowacyjne, jak usługi dla biznesu, centra badań globalnych liderów technologicznych, to jest część, która ma potencjał, ale jednocześnie bariera wyjścia w ich przypadku jest bardzo niska i musimy bardzo dbać, aby utrzymać te inwestycje w Polsce. Usługi dla biznesu dają zatrudnienie dla około 0,5 mln ludzi. Młodzi chcą pracować w tym sektorze i Polska ma cały czas podaż dobrze wykwalifikowanych pracowników. Jednak pewnych obszarów nie wykorzystujemy. Statystyki pokazują, że w szeroko pojętym globalnym sektorze AI, Polacy to piąta najbardziej liczna grupa narodowa, lecz po uszeregowaniu według pochodzenia firm zaangażowanych w technologie AI znajdujemy się gdzieś około trzydziestego miejsca, czyli Polacy pracują głównie dla obcych przedsiębiorstw. To wielka szansa, ale widzę wiele działań, jakie mogą podjąć polskie władze, aby zwiększyć dyfuzję technologii do polskiego biznesu z zagranicznych firm usługowych, zbrojeniowych, przemysłowych. Są przykłady innych krajów, które były w tym bardzo skuteczne, np. Tajwan.
- Podsumowując Polska potrzebuje zarówno sektorów tradycyjnych, jak i tych najnowszych.
A jeśli chodzi o ryzyko, które już się materializuje, zalewania na jeszcze większą skalę rynków europejskich przez Chiny. Jak powinniśmy się przed tym bronić? Na poziomie krajowym czy europejskim?
- Tak, Chiny szybko przejmują udziały w globalnej wymianie. Chiny 20 lat temu miały mniej niż 10 proc. udziału w wartości dodanej przemysłu na świecie, a dzisiaj mają 30 proc. W tym samym czasie udział Europy i Ameryki bardzo mocno spadł. My to odczuwamy jako Europa i jako Polska, szczególnie w ostatnich latach.
- Przygotowywanie się na konfrontację z tym krajem to praca na różnych poziomach. Dużo się mówi o zapewnieniu porównywalnych warunków konkurencji dla firm europejskich i chińskich. Na przykład sposób nakładania granicznego podatku węglowego CBAM. On obciąża komponenty, m.in. żelazo i stal, cement czy aluminium, ale nie obciąża gotowych produktów. Rynek europejski jest częściowo chroniony jeśli chodzi o te półprodukty przez uwzględnienie kosztów praw do emisji CO2, ale nie jest chroniony, jeśli chodzi o import gotowych produktów, które powstają w Azji przy zdecydowanie mniej ambitnych regulacjach klimatycznych. Chińczycy sprzedając gotowe produkty, nie mają takich obciążeń z tytułu polityki klimatycznej jak producenci unijni.
- Unia Europejska, po USA ma drugi największy rynek wewnętrzny na świecie, który jest bardzo kuszący dla wielu producentów, w tym chińskich, w sytuacji kiedy handel z USA załamuje się. Europa może uodporniać się na skutki wojen handlowych przez znoszenie barier wewnętrznych na unijnym rynku towarów, usług i kapitału. Różne szacunki pokazują, że to mógłby być ogromny impuls wzrostowy dla europejskich gospodarek, w tym polskiej, gdzie eksport odgrywa tak dużą rolę. Draghi i Letta pokazali, jak duże bariery wewnętrzne są na tych rynkach. Problem w tym, że werbalnie wielu polityków europejskich popiera takie zmiany, ale w praktyce postęp jest niewielki.
- Chiny są zapewne zainteresowane zwiększaniem udziału w europejskim rynku, ale pytanie jak zapewnić warunki konkurencji. Odgrodzić się od Chin cłami, czego żąda od nas administracja amerykańska, czy pójść z Chinami na współpracę, wymieniając dostęp do unijnego rynku za wymianę technologii, bo w wielu obszarach Chiny wyprzedziły Unię?
Rozmawiała Monika Krześniak-Sajewicz