Czeka nas powtórka z Węgier?!

Nie uczymy się na cudzych błędach. Jeśli nie wycofamy się z kosztownych pomysłów, przyjęty przez rząd poziom deficytu wzrośnie - ostrzega Zyta Gilowska.

Nieco ponad 28 mld zł deficytu, przy wydatkach rzędu 275 mld zł (z czego ponad 70 proc. to wydatki sztywne) i dochodach na poziomie prawie 247 mld zł, do tego nieco wolniejszy niż teraz wzrost gospodarczy, trochę niższa inflacja i ponad 5-procentowa dynamika spożycia - to niektóre elementy przyjętego wczoraj przez rząd projektu budżetu na przyszły rok.

Fatalne rozdawnictwo

Zdaniem Zyty Gilowskiej, wicepremier i minister finansów, z punktu widzenia percepcji społecznej to budżet pomyślny. "Posłowie byli w ostatnim czasie dosyć szczodrzy - mówi Zyta Gilowska.

Reklama

Chodzi m.in. o podwójną ulgę prorodzinną (możliwość odpisania od podatku około 1150 zł na dziecko), a także przegłosowaną w Sejmie likwidację tzw. starego portfela. Zdaniem Zyty Gilowskiej, konsekwencje wprowadzenia tych zmian w stosunku do projektów rządowych oznaczają dodatkowe napięcia wysokości ponad 5 mld zł. Dlatego niewykluczone, że w ostatecznej wersji budżetu deficyt rozszerzy się do 30 mld zł.

Remigiusz Grudzień, ekonomista PKO BP, zauważa, że budżet jest dość napięty i nie ma w nim wielu rezerw na nieprzewidziane działania Sejmu. "Choć nadal oparty jest na realistycznych założeniach dochodów i wydatków, konsumuje wzrost gospodarczy: negatywnym tego aspektem jest wzrost wydatków socjalnych, pozytywnym - obniżenie obciążeń podatkowych z tytułu waloryzacji progów, stawek i kwoty wolnej w PIT oraz redukcji składki rentowej" - dodaje Remigiusz Grudzień.

Rafała Beneckiego, ekonomistę ING, niepokoi to, że przy założonym wolniejszym wzroście gospodarczym w przyszłym roku deficyt będzie wyższy niż jego tegoroczne wykonanie. "Nikt nie zastanawia się, co będzie, gdy wzrost spowolni do 2-3 proc. Wtedy trzeba będzie ciąć wydatki, a to, co ostatnio się rozdało, trzeba będzie zabrać" - uważa ekonomista ING.

Niezadowolenia z przyjętego wczoraj projektu nie kryją inni ekonomiści i przedsiębiorcy. Według prof. Witolda Orłowskiego, budżet jest przesadnie beztroski, poza tym zakłada dość gwałtowny wzrost potrzeb pożyczkowych: z 39,2 do 45,7 mld zł. Business Centre Club uważa, że założenia dotyczące wzrostu przychodów podatkowych (o 11,9 proc.) są zbyt optymistyczne, całkowicie pomijają doświadczenia z przeszłości.

Powtórka z Węgier

Ryszard Petru, główny ekonomista Banku BPH, nie owija w bawełnę. "To wyjątkowo niewiarygodny budżet, na co wskazywała sama wicepremier Gilowska, zauważając, że nie uwzględnia dużej ulgi prorodzinnej i likwidacji starego portfela. Okazuje się, że na etapie przyjmowania przez rząd projektu w ciągu kilku dni deficyt może się zwiększyć o 5 mld zł. Takiej sytuacji już dawno nie było - zauważa ekonomista Banku BPH. Zwraca też uwagę na blisko 4-miliardowy wzrost dochodów (w stosunku do założeń z czerwca) przy nieznacznie zmienionych założeniach makro. "Od tego czasu niewiele się zmieniło, więc powstaje wrażenie, że ten przyrost dochodów miał na celu sfinansowanie na papierze zaplanowanych przez rząd wydatków. Pech chciał, że parlament przyjął ustawy, które zwiększają je jeszcze bardziej. Mam wrażenie, że realistyczny deficyt wynosi nie 28, ale 40 mld zł" - dodaje Ryszard Petru.

Według niego, taka sytuacja grozi eksplozją deficytu i utratą konkurencyjności gospodarki. "Wejście na ścieżkę węgierską to kwestia roku-dwóch" - mówi ekonomista Banku BPH.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: Gilowska | ekonomista | rząd | Zyta Gilowska | Węgry | powtórka | Budżet | deficyt | Węgier
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »