Czesko-polski bój o podziemne wody
Praga wysłała do Brukseli skargę na Warszawę. Powodem jest inwestycja w położonej tuż za wspólną granicą kopalni węgla brunatnego Turów.
Czesi w ostatni dzień września zaskarżyli Polskę przed Komisją Europejską. Obawiają się, że planowane poszerzenie obszaru wydobycia węgla w Turowie pozbawi wody mieszkańców gmin leżących po ich stronie granicy.
Podobny problem dotyczy zresztą także pozostałych części Niecki Żytawskiej zarówno po zachodniej, niemieckiej stronie Nysy Łużyckiej, jak i w Polsce.
Skargę na Polskę wysłały do Brukseli wspólnie praskie ministerstwa spraw zagranicznych i ochrony środowiska. Czesi uważają, że strona polska, podejmując kolejne decyzje w sprawie Turowa, wielokrotnie naruszyła unijne prawo. Teraz mają nadzieję, że Komisja Europejska zaskarży Polskę przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Jeśli tak się nie stanie, są gotowi skarżyć sami.
Chyba że wcześniej uda się znaleźć wspólne rozwiązanie. Na to liczy prof. Zbigniew Rau, nowy minister spraw zagranicznych Rzeczpospolitej, który w czwartek 1 października pojawił się w Pradze ze swoją pierwszą bilateralną wizytą zagraniczną w tej funkcji. - Niezależnie od kroków formalno-prawnych podjętych przez stronę czeską, istnieje (...) możliwość do zawarcia ugody między naszymi państwami - powiedział Rau na konferencji prasowej, na której wystąpił razem z szefem czeskiej dyplomacji Tomászem Petrzíczkiem.
- Udało nam się zidentyfikować, co jest wyznacznikiem oczywistego konfliktu interesów między naszymi państwami - mówił chwilę później. - Tym wyznacznikiem jest poziom wód gruntowych po czeskiej stronie.
Ale to akurat było wiadome od dawna. Lęk, że może zabraknąć wody, skłonił półtora roku temu kilkuset Czechów, Niemców i Polaków do utworzenia ludzkiego łańcucha i wspólnego demonstrowania w punkcie, gdzie zbiegają się granice ich państw.
Obawy, że po czeskiej stronie granicy może zabraknąć wody, nie były żadną tajemnicą. Można było o nich też przeczytać na polskich portalach.
Istnieje już także opinia naukowa w tej sprawie, a jej autorem jest polski hydrolog Sylwester Kraśnicki. Wykonał ją na zlecenie organizacji pozarządowych i z Polski, i z zagranicy.
- Czeskie obawy nie są bezpodstawne - mówi w rozmowie z DW. - Inwestor planuje co prawda wybudowanie ekranu, który ma ograniczyć dopływ wód podziemnych, ale pozostaje pytanie, na ile będzie on skuteczny. Bo ma długość tylko około kilometra i zostanie wybudowany tylko na jednym odcinku, natomiast odwadnianie ma znacznie większy zakres.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
I choć rzeczywiście chodzi o wody gruntowe, Czesi wnieśli swą skargę nie tyle z powodu obniżania się ich poziomu, ale dlatego, że Polska jak do tej pory odmawiała współpracy, naruszając tym samym - jak twierdzą - cztery dyrektywy unijne. Praga skorzystała z artykułu 259 traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej, który każdemu członkowi UE pozwala zaskarżyć inne państwo Unii, jeśli uchybiło swym zobowiązaniom traktatowym.
Czesi tak właśnie postąpili, argumentując, że Polska notorycznie odmawiała udzielania "jakichkolwiek bardziej szczegółowych informacji na temat wydanego zezwolenia na dalsze prowadzenie działalności górniczej w złożu węgla brunatnego Turów do 2026 roku, czy postępowaniu do niego prowadzącym". Polska nie umożliwiła też im włączenia się zarówno do tego postępowania, jak i do postępowania, które ma doprowadzić do wydania pozwolenia na prowadzenie działalności górniczej do 2044 roku.
O tych i pozostałych powodach czeskiej skargi minister Rau w Pradze jednak nie mówił. - Przedstawiłem panu ministrowi fakty, które (...) nie są do końca znane czeskiej opinii publicznej - powiedział.
Jego zdaniem inwestycja została przeprowadzona zgodnie z prawem polskim i prawem unijnym. - Ale warunkiem uzyskania stosownych pozwoleń (...) było zabezpieczenie strony czeskiej przed obniżeniem poziomu wód gruntowych - wyjaśnił Rau, według którego tak się stało dzięki budowie po polskiej stronie kurtyny (czyli ekranu, o którym mówił hydrolog Kraśnicki) sięgającej do 180 metrów w głąb ziemi.
Jej budowa rozpoczęła się pod koniec ubiegłego roku, a ma zostać ukończona we wrześniu 2021 roku. Zdaniem polskiego ministra będzie ona jednym z decydujących czynników prowadzących do ugody, którą mają przygotować tworzone właśnie po obydwu stronach zespoły prawników i hydrologów.
Czeski minister Tomász Petrzíczek zadeklarował wolę kontynuowania negocjacji z Polską, ale równolegle będą im towarzyszyć wysłuchania przed Komisją Europejską związane z wysłaną właśnie skargą. Dlatego też nie da się jego zdaniem dziś powiedzieć, kiedy będzie można się spodziewać wyników.
Szef czeskiej dyplomacji zastrzegł też, że dopiero po zbudowaniu po polskiej stronie bariery we wrześniu 2021 roku będzie można ocenić jej rzeczywistą skuteczność. Petrzíczek zakłada, że częścią negocjacji będzie też kwestia naprawy szkód przez Polskę w wypadku, gdyby jednak miało dojść do spadku poziomu wód podziemnych w czeskiej części Niecki Żytawskiej z powodu wydobycia węgla na polskiej stronie.
- Dla nas kluczową sprawą jest, żeby nie doszło do braku wody w całym regionie - powiedział czeski minister spraw zagranicznych.
Redakcja Polska Deutsche Welle