Czy grozi nam "węgierski wariant"?
"Węgierski wariant" na razie nam nie grozi, ale podążamy w tym samym kierunku co nasi bratankowie. Jeśli nadal będziemy zwiększać deficyt budżetowy, to na skutki nie trzeba będzie długo czekać. Tarcia w koalicji w sprawie przyszłorocznego budżetu moment ten tylko mogą przybliżyć.
Wciąż nie wiemy jaki będzie budżet na przyszły rok i czy w ogólne będzie. Andrzej Lepper odgraża się, że projektu budżetu 2007 w takim kształcie, jak omawiany na środowym nieformalnym posiedzeniu rządu, nie poprze. Sytuacja w koalicji jest zresztą już tak napięta, że niewykluczone, że wkrótce się ona rozpadnie. O nową stabilną większość w obecnym parlamencie będzie trudno. Możliwe więc, że rządowi nie uda się uzyskać poparcia dla budżetu, zostanie on odrzucony i w przyszłym roku obowiązywać będzie prowizorium budżetowe.
Zdaniem Ryszarda Petru, głównego ekonomisty Banku BPH, "rosnący poziom niepewności politycznej będzie prowadził wprost do wcześniejszych wyborów".
- To oczywiście nigdy dobrze nie robiło i dobrze nie robi rynkom finansowym, zwłaszcza, że w sytuacji wyborów nie ma żadnych przesłanek do reformy finansów. Będą tylko naciski opozycji na zwiększanie wydatków - dodał. Petru uspokaja jednak, że póki co nie grozi nam jednak "wariant węgierski".
- Polski poziom deficytu budżetowego jest dużo niższy. Jesteśmy w dużo lepszej sytuacji gospodarczej niż Węgrzy. Jednak jeśli będziemy nadal podążać w kierunku, w którym podążamy - a idziemy tym samym szlakiem, który przeszli już Węgrzy - to w końcu efekt będzie ten sam - uważa ekonomista.
Przypomnijmy, że według rządowego projektu budżetu na 2007 r., planowane są wydatki na poziomie 242,2 mld zł, przy dochodach 212,2 mld zł i deficycie 30 mld zł.