Do Polski napływa coraz więcej egzotycznych inwestorów

Liczba inwestorów z egzotycznych stron świata, którzy obiecali Polsce złote góry, rośnie. Na razie kończy się tylko na obietnicach. Analitycy głowią się natomiast, czy są to tylko pojedyncze przypadki, czy też nowa jakość, z którą będziemy musieli się pogodzić.

Liczba inwestorów z egzotycznych stron świata, którzy obiecali Polsce złote góry, rośnie. Na razie kończy się tylko na obietnicach. Analitycy głowią się natomiast, czy są to tylko pojedyncze przypadki, czy też nowa jakość, z którą będziemy musieli się pogodzić.

W ostatnich kilku latach Polska straciła kilku znanych zagranicznych inwestorów. Do najbardziej spektakularnych porażek należy zaliczyć m.in. utratę na rzecz Czech inwestycji japońskiej Toyoty czy grupy PSA (Peugeot-Citroen). Co mamy w zamian? W Polsce pojawiło się kilku zagranicznych inwestorów, których korzenie sięgają Bliskiego Wschodu lub Turcji. Nie byłoby w tym nic dziwnego czy nawet złego, gdyby nie fakt, że wszyscy obiecują złote góry, a gdy przychodzi do konkretnych rozmów, nie są w stanie wyłożyć pieniędzy. Często domagają się gwarancji rządowych na udzielane kredyty lub liczą na wsparcie w ramach pomocy publicznej. Do najbardziej spektakularnych można zaliczyć planowane inwestycje takich firm, jak Epit, Rotch Energy czy AmAr.

Reklama

Zjawisko nie nowe

W ostatnich latach obserwujemy coraz większy napływ inwestorów z Turcji, krajów Bliskiego Wschodu czy państw arabskich. Zdaniem analityków, w Polsce istnieje więcej nisz do zagospodarowania niż w wysoko rozwiniętych państwach Europy Zachodniej, USA czy Japonii.

- Nieustabilizowana sytuacja polityczna w wielu państwach położonych w tamtym obszarze powoduje ucieczkę kapitału do innych regionów świata. Polska staje się bardzo atrakcyjna, szczególnie w obliczu oczekiwanego wstąpienia do Unii Europejskiej - mówi Antoni Styrczula, prezes Państwowej Agencji Inwestycji Zagranicznych (PAIZ).

Nie powinien dziwić też fakt, że niekiedy wypierają oni znanych inwestorów z UE czy USA.

- Niestety, poziom rozwoju naszej infrastruktury budzi mniejszy ich zachwyt. Skutecznie odstraszają rosnące obciążenia fiskalne, rola związków zawodowych i coraz wyższe koszty pracy - mówi Rober Gwiazdowski z Centrum im. Adama Smitha.

Nie ma jednak pewności, czy inwestorzy o egzotycznych korzeniach to nowe zjawisko.

- Na początku lat 90. tego typu inwestorów było prawdopodobnie więcej. Wtedy jednak nasze standardy i wymagania były mniejsze. Rynek nie był zaś tak dojrzały jak obecnie - podkreśla Adam Pawłowicz, były prezes PAIZ, a obecnie dyrektor marketingu w Kancelarii Prawnej White & Case.

Skuteczna kontrola

Nasi rozmówcy podkreślają również, że region, z którego wywodzi się inwestor, nie powinien mieć większego znaczenia przy ocenie jego wiarygodności.

- Jeśli inwestor jest w stanie przedstawić dobry biznesplan i pozyskać finansowanie, to może to być tylko korzyść dla naszego kraju. Inna sprawa, że zanim mu oddamy np. Rafinerię Gdańską, trzeba odpowiednimi umowami zabezpieczyć transakcję. Nie może być tak, że my im dajemy przywileje, a oni tylko obietnice - zaznacza Robert Gwiazdowski.

Problem leży jednak często właśnie w finansowaniu przedsięwzięcia.

- Wiele firm z Turcji czy innych krajów azjatyckich próbuje wejść na nasz rynek z brudnymi pieniędzmi. Przydałby się więc skuteczny system wykrywania podejrzanego kapitału, szczególnie w przypadku, gdy w grę wchodzą gwarancje rządowe lub pomoc publiczna - twierdzi prezes Styrczula.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: świata
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »