Dobre zasady, ale środki marne

Rozmowa z prof. Michałem Kleiberem, ministrem nauki i informatyzacji.

Rozmowa z prof. Michałem Kleiberem, ministrem nauki i informatyzacji.

- Wszyscy twierdzą, że powstały dobre zasady podziału środków na naukę, ale czy minister ma co dzielić? W tym roku dostał pan tylko 2,9 mld zł.

Michał Kleiber - Skłamałbym, gdybym zaprzeczył. Polska nauka w ostatnich piętnastu latach choruje na chroniczne niedofinansowanie. Nakłady nominalnie zwiększały się, ale nieproporcjonalnie do PKB. W efekcie osiągnęliśmy poziom finansowania nauki niespotykany w cywilizowanym świecie. Dziś jesteśmy daleko w tyle nie tylko za Japończykami czy Amerykanami, ale również za Węgrami, Słoweńcami i Czechami. Trzeba jednak pamiętać, że na świecie na finansowanie badań naukowych składają się dwa zasadnicze strumienie: budżetowy i pozabudżetowy. W Polsce ich suma wypada niekorzystnie, ale jak porównamy je oddzielnie, to okazuje się, że o ile finansowanie budżetowe jest wprawdzie u nas niskie, o tyle finansowanie pozabudżetowe jest na poziomie dramatycznie niskim.

Reklama

Polska jest czwartym na świecie, po USA, Danii i Niemczech, producentem ludzkiej insuliny, a powstały w naszych laboratoriach gensulin ma 10 proc. udziału w rynku. Potrafimy też odnosić sukcesy w obszarze technologii informacyjnych.

- Irlandia jednak osiągnęła sukces bez znaczących nakładów budżetowych na naukę. Może Polska jako państwo nie musi wydawać więcej?

M. Kleiber - Nie. W Polsce na naukę z budżetu państwa przeznacza się ok. 0,3 proc. PKB i jest to mniej niż w innych krajach, choć podobnie jest w Grecji, Hiszpanii czy na Litwie. Problem tkwi w tym, że mniej więcej na podobnym poziomie 0,3 proc. PKB plasuje się u nas finansowanie pozabudżetowe. Tymczasem w krajach rozwiniętych spoza budżetu płynie około dwa razy więcej pieniędzy niż z budżetu. W naszym przypadku, by zwiększyć całkowite środki na badania, trzeba zwiększyć oba strumienie, ale finansowanie pozabudżetowe wydaje się być jeszcze większym problemem niż budżetowe. Irlandia osiągnęła swój sukces dzięki szybkiemu unowocześnieniu gospodarki. Miała jednak specyficzną sytuację. Choćby olbrzymią emigrację, która była gotowa zainwestować ogromne środki w rodzinnym kraju czy możliwość kształcenia młodzieży w Wielkiej Brytanii, czyli korzystała z dorobku innych krajów. Irlandia wykorzystała więc to, co nazywa się przewagami komparatywnymi. Sytuacja Polski jest odmienna, porównywalna z Finlandią, w której właśnie mądre finansowanie sektora B+R było głównym czynnikiem sukcesu gospodarczego.

- Jak go osiągnąć w Polsce? Czy obowiązująca od niedawna ustawa o zasadach finansowania nauki pomoże sięgnąć po większe pieniądze?

M. Kleiber - Ustawa obliguje kolejne rządy do realizowania strategii lizbońskiej, która m.in. określa, jak wysokie powinny być nakłady na badania, a tym samym zobowiązuje do zwiększenia środków na naukę. Już wiadomo, że w 2006 r. rząd chce zaproponować w projekcie budżetu dodatkowy miliard złotych na badania, co oznacza skokowy, ponad 30-proc., wzrost. Drugim zasadniczym elementem ustawy jest szerokie otwarcie polskiego środowiska naukowego na pozyskiwanie środków z Unii Europejskiej. Nowe zasady finansowania nauki pozwalają bowiem na sprawne dopłacanie do badawczych przedsięwzięć unijnych. W dotychczasowym systemie było to niezmiernie utrudnione.

- Nasi naukowcy potrafią walczyć o fundusze?

M. Kleiber - Polscy uczeni już zademonstrowali, że chcą brać udział w europejskich programach badawczych i potrafią korzystać z unijnych funduszy. Nauka była pierwszym zamkniętym rozdziałem negocjacji unijnych. Dzięki temu prawo do brania udziału w europejskich programach badawczych polscy uczeni mieli już od 1 stycznia 1999 r. W tym czasie udało im się, poprzez zgłaszanie dobrych projektów, odzyskać więcej pieniędzy niż Polska wpłaciła w ramach składki, mimo bardzo trudnych początków. Teraz może być tylko lepiej. Trzeba jednak pamiętać, że nie można budować środowiska naukowego w oderwaniu od realiów i standardów europejskich. Uczeni nie mogą na przykład starać się zaspokajać poprzez pracę badawczą tylko własnych potrzeb intelektualnych. Część ambicji muszą lokować w prowadzenie badań bardziej bezpośrednio przydatnych społeczeństwu - jego szybko rosnącym aspiracjom.

- Jak zdobyć fundusze z sektora prywatnego?

M. Kleiber - Ostatnio podkomisja sejmowa przyjęła sprawozdanie o rządowym projekcie ustawy o wspieraniu działalności innowacyjnej. Wiele zawartych w nim rozwiązań powinno zdynamizować proces finansowania badań ze środków prywatnych. Projekt przewiduje m.in. kredyt technologiczny i dodatkowe ulgi podatkowe. Jeśli parlamentarzyści zdążą go uchwalić, to z pewnością sektor prywatny znacząco zasili polskie laboratoria.

- Które projekty, z jakich dziedzin mają największe szansę, na pieniądze?

M. Kleiber - Unia Europejska ma swoje priorytety, Polska swoje, ale na szczęście w zasadniczej części one się pokrywają. W sektorze biotechnologii już prowadzimy obiecujące badania, np. nad lekiem na cukrzycę i mamy znaczące sukcesy ekonomiczne. Polska jest czwartym na świecie, po USA, Danii i Niemczech, producentem ludzkiej insuliny, a powstały w naszych laboratoriach gensulin ma 10 proc. udziału w rynku. Potrafimy też odnosić sukcesy w obszarze technologii informacyjnych. Polscy uczeni liczą się w Europie jako specjaliści od tzw. technologii gridowych (siatkowych), polegających na skoordynowaniu pracy wielu małych komputerów połączonych siecią, tak aby uzyskać efekt obliczeniowy wielkiego komputera. Niezwykle ważnym zadaniem jest oczywiście przy tym nie tylko identyfikowanie ciekawych obszarów pod względem badawczym, ale także pod względem gospodarczym. Jedynie w ten sposób można przyciągnąć środki finansowe spoza budżetu.

- Nowa ustawa daje panu prawo do dzielenia środków na badania naukowe. Czy jedna osoba powinna brać odpowiedzialność za dystrybucję mimo wszystko ogromnych pieniędzy?

M. Kleiber - Minister ponosi konstytucyjną odpowiedzialność za dział budżetowy nauka, a zatem to on musi mieć ostateczny wpływ na sposób wydawania tych środków. Ani ja, ani z pewnością żaden mój następca nie zacznie dzielić pieniędzy zza biurka. Każdy minister będzie musiał brać pod uwagę opinię Rady Nauki, która powstała na bazie Komitetu Badań Naukowych. Sytuacje, w których ostateczna decyzja będzie inna od sugestii RN, mogą być jedynie sporadyczne i nigdy nie powinny dotyczyć spraw szczegółowych. Minister musi mieć jednak prawo decyzji, choćby dlatego, że współczesna nauka wymaga formułowania silnych priorytetów badawczych, które bywają trudne do uzgodnienia w gremiach przedstawicielskich, reprezentujących całe środowisko naukowe. Opinie ekspertów będą więc nadal kluczowe, a w przypadku decyzji szczegółowych całkowicie decydujące, ale rolą ministra będzie realizowanie polityki państwa i tworzenie ogólnych priorytetów najlepiej temu służących.

- Jak pan podzieli te kilka miliardów?

M. Kleiber - Nie odpowiem dobitnie na to pytanie, bo oznaczałoby to, że nie mam zamiaru uwzględnienia opinii uczonych - członków Rady Nauki, a ja mam taki zamiar. Należy zatem poczekać na stworzenie przez tę Radę przewidzianego w ustawie Krajowego Programu Ramowego, który wskaże, jakie dziedziny w polskich warunkach są najbardziej obiecujące w kontekście priorytetów własnych i unijnych, i które powinny być finansowane w większym stopniu. Moim ogólnym zamierzeniem jest, aby żaden obszar badawczy na wprowadzonych zmianach nic nie stracił, ale by niektóre z nich bardzo zyskały. Przy tak znaczącym wzroście środków będzie to możliwe.

- Podczas prac w Sejmie mówiło się, że dzięki ustawie pieniądze trafią do najlepszych i najlepiej rokujących. Czy to oznacza, że wiele ośrodków badawczych może zniknąć?

M. Kleiber - Jeżeli wiadomo, że zdecydowanie najlepsze badania prowadzone są w paru, powiedzmy 20, czołowych uczelniach i instytutach badawczych kraju, to czy to znaczy, że reszta kraju ma być pozbawiona możliwości badawczych? Z pewnością nie. Dlatego należy wzmocnić liderów, nie zapominając jednak o wyrównywaniu szans. Musimy znaleźć złoty środek, który z jednej strony zapewni najszybszy rozwój cywilizacyjny i gospodarczy kraju, a z drugiej nie doprowadzi do marginalizacji żadnych dużych obszarów w Polsce.

- Ale niektóre jednostki badawczo-rozwojowe powinny zostać zlikwidowane.

M. Kleiber - Cztery lata temu było 240 JBR-ów, obecnie jest ich 193. Przyznaję, że to wciąż za dużo. Docelowo powinno stworzyć się, powiedzmy, 50 silnych, dobrze zorganizowanych jednostek, które będą odgrywały ważną rolę na styku nauki i gospodarki. Około 15-20 JBR-ów powinno zamienić się w państwowe instytuty badawcze, czyli w placówki pełniące funkcję służb publicznych finansowanych z budżetu państwa. Dla pozostałych trzeba wybrać inną drogę, np. połączyć z silniejszą jednostką, sprywatyzować lub zlikwidować.

- Co będzie z Państwową Akademią Nauk?

M. Kleiber - PAN niewątpliwie bardziej zdecydowanie powinien myśleć o zreformowaniu swojej struktury. Dziś wciąż jest ona praktycznie identyczna jak 10 czy nawet 15 lat temu. Nie powstają zatem nowe placówki w obiecujących kierunkach oraz nie są zamykane stare, niegwarantujące najwyższego poziomu badań. Wiem jednak, że aktualne władze PAN próbują taką politykę prowadzić i mogą w tym względzie liczyć na moje wsparcie.

- Czy w takim razie polska nauka jest dobrze zarządzana?

M. Kleiber - Rzeczywiście za wolno idzie eliminacja nieprzydatnych jednostek, rozbudowa dobrych istniejących i powoływanie nowych w najbardziej aktualnych obszarach badań. To jednak nie jest tylko problem PAN-u czy JBR-ów, ale całej polskiej nauki. W wielu miastach średniej wielkości jest np. po kilka słabych uczelni. Tymczasem powinno się tworzyć silne uczelnie i jednostki badawcze, które będą dysponowały pewną "masą krytyczną" kompetentnych ludzi, aparatury i infrastruktury budowlanej pozwalającą na rywalizację na międzynarodowym rynku. Wierzę, że nowe zasady finansowania nauki w istotny sposób pomogą realizować taką politykę.

Jolanta Góra

Gazeta Prawna
Dowiedz się więcej na temat: Irlandia | środki | Michał Kleiber | PKB | kleiber | prof | nauka | finansowanie | minister
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »