Drobny handel upada

Od stycznia do kwietnia w Polsce zarejestrowano ponad 10 tysięcy nowych sklepów. W tym czasie jednak działalność zakończyło blisko 14 tysięcy placówek. Zaledwie w cztery miesiące ubyło więc prawie 2,9 tysięcy punktów i teraz na polskim rynku działa ich 315 tysięcy. Wszystko wskazuje na to, że trendu spadkowego, który trwa od lat, nie da się zatrzymać. Przynajmniej na chwilę obecną.

Likwidują, a nie otwierają

Pewną nadzieję na zmiany na rynku rozbudziły dane wywiadowni gospodarczej Bisnode D&B Polska, dotyczące drugiej połowy ubiegłego roku. Wówczas bowiem liczba sklepów po raz pierwszy od lat wzrosła o blisko 2,5 tysiąca i na koniec 2012 r. wyniosła 318 tysięcy. Tendencja ta trwała zaledwie przez kilka miesięcy i w tym roku likwidacje znowu są częściej spotykane niż otwarcia. W dużej mierze dzieje się tak za sprawą mało wyraźnej dynamiki sprzedaży detalicznej i produkcji krajowej. Ta, co prawda, rośnie, jednak dane w dalszym ciągu nie napawają optymizmem. Produkt Krajowy Brutto wzrósł w drugim kwartale 2013 r. o 0,8 proc. rok do roku, a spożycie indywidualne wzrosło w drugim kwartale o 0,2 proc. Na szybką odbudowę popytu konsumpcyjnego nie możemy liczyć, głównie z uwagi na trudną sytuację na rynku pracy. Ostatnie dane o sprzedaży detalicznej pokazują jednak, że nastroje konsumenckie nieco się poprawiają. Utrzymanie wzrostowego trendu dynamiki konsumpcji w kolejnych kwartałach będzie w znacznym stopniu zależało od tego, czy zaobserwujemy poprawę sytuacji na rynku pracy, a w szczególności - czy wzrost funduszu płac nadąży za rosnącą inflacją.

Reklama

Duży może więcej

Handel powoli przestaje być więc tą branżą, z której można żyć dostatnio. W największym stopniu spowolnienie dotyka małe, niezależnie funkcjonujące sklepy. Działając w pojedynkę, nie są w stanie zaoferować konsumentom cen, jakie proponują sieci super- i hipermarketów.

Największe z nich liczą nawet po kilka tysięcy placówek, co pozwala ustalić korzystniejsze warunki z dostawcami, a tym samym zaoferować niższe nawet o 20 proc. ceny. Zjawisko kurczenia się rynku detalicznego widać najbardziej w kategorii sklepów ogólnospożywczych. Od stycznia do kwietnia tego roku ubyło ich ponad 4,4 tys., a od 2009 r. - aż 22,5 tys.

Znikają też spożywcze sklepy specjalistyczne: piekarniczo-ciastkarskie, warzywno-owocowe, rybne czy mięsne. Nie da się już zaprzeczyć, że wielki format wypiera z rynku mniejszych przedsiębiorców. Klient znajdzie tam nie tylko podstawowe artykuły spożywcze, lecz także bogaty ich wybór, i to coraz lepszej jakości W dodatku tego rodzaju sklepy powstają w dogodnych lokalizacjach, w pobliżu miejsca zamieszkania klientów. Nie oszczędzają też na polepszaniu swojego wizerunku.

Ambitne plany sieci

Największym zagrożeniem dla małego handlu są dyskonty. Jedno miejsce pracy w takim sklepie odbiera nawet pięć w tradycyjnym handlu. A prawda jest taka, że tego typu sklepy powstają w coraz miniejszych miejscowościach, w których dominowały dotychczas niezależnie działające małe placówki. Podobne wnioski płyną z ostatniego raportu przygotowanego przez firmę badawczą PMR. Według niego, na milion mieszkańców przypada w Polsce już 80 dyskontów. W ciągu ostatnich lat ich ogólna liczba wzrosła o blisko 80 proc., do trzech tysięcy.

Ambitne plany tych sieci pozwalają przypuszczać, że w ciągu trzech kolejnych lat otwartych zostanie ponad tysiąc nowych sklepów tego typu. W rezultacie na milion mieszkańców przypadać ich już będzie ponad sto.

Sama Biedronka zapowiedziała, że będzie otwierała ok. 300 sklepów rocznie, by do 2015 r. jej sieć liczyła trzy tysiące placówek. Skalę działania zwiększa też Lidl, któremu rocznie przybywa po kilkadziesiąt marketów i obecnie jest ich ponad 450. Większe zainteresowanie sklepami wielkopowierzchniowymi wiąże się ze zmianą nastrojów konsumenckich. Polacy odczuwają wzrost cen i spadającą siłę nabywczą swoich pieniędzy. Gorzej oceniają perspektywy na rynku pracy i kontrolują uważnie domowe finanse. W konsekwencji klienci szukają oszczędności i wybierają sklepy, w których mogą zrobić zakupy taniej.

Handlowcy bankrutują

Podobna sytuacja panuje w handlu detalicznym artykułami włókienniczymi, odzieżowymi i obuwiem. Od stycznia do kwietnia ubyło 600 sklepów z tego rodzaju asortymentem. Coraz mniej jest też placówek oferujących AGD/RTV czy elementy wyposażenia wnętrz. Tych w sumie ubyło w tym roku 150. Powodem ich zamykania są również dyskonty, które dotarły i w te obszary handlu. Co więcej, sprzedają pod znanymi markami. Z kolei za przyczynę zamykania placówek z AGD/RTV i księgarń można uznać rozwój sklepów internetowych, w których produkty z tych branż są nawet o 20-30 proc. tańsze niż w tradycyjnej dystrybucji.

Poza tym, od kiedy sklepy AGD/RTV zaczęły działać także w internecie, wolniej ich ubywa. W 2010 r. zniknęło ich z rynku ponad 1,2 tys., w ubiegłym roku - zaledwie 90.

Znaczenie ma też rozwój centrów handlowych, do których przeniósł się handel z głównych ulic miast. A tu właśnie zlokalizowanych było najwięcej niewielkich punktów handlowych specjalizujących się w odzieży, obuwiu, elektronice czy oświetleniu. Dla bankrutujących handlowców nie ma jednak miejsca w galeriach, bo ich zarządcy stawiają na znane marki.

Centra handlowe są budowane w coraz mniejszych miastach, w których liczba mieszkańców nie przekracza nawet 50 tysięcy. Drobni handlowcy skarżą się więc, że do ich powolnego wymierania przyczyniają się samorządy lokalne. Są one nastawione na zdobywanie wpływów do budżetu, a dobro małych przedsiębiorców działających na ich terenie spychają na dalszy plan. W gminach brakuje strategii określającej sposób wspierania lokalnego handlu. Brak wsparcia i ekspansja dyskontów i ogółem sieci handlowych spowodowały, że drastycznie spada udział małych kupców w handlu w gminach.

We franczyzę po ratunek?

Ratunkiem może okazać się franczyza. Sklepikarzy może pocieszyć to, że tempo kurczenia się rynku słabnie. W 2010 r. ubyło w sumie blisko 26 tysięcy punktów handlowych, w 2011 r. już tylko 21 tysięcy, a w 2012 r. 6,3. W tym roku, jak prognozują eksperci, z rynku zniknie w sumie mniej niż sześć tysięcy sklepów. Wniosek z tego taki, że zanim handlowcy podejmą decyzję o likwidacji, próbują sił w grupie. Widać to po dynamicznym rozwoju sieci franczyzowych i grup zakupowych.

Choćby Odido czy Żabka. Pierwsza, w zaledwie półtora roku od powstania, zjednoczyła pod swoim szyldem dwa tysiące małych sklepów. Żabka z kolei poinformowała przed kilkoma dniami o trzytysięcznej placówce w swojej sieci. Jej plan na ten rok to 450 sklepów, czyli o ponad 100 więcej niż w 2012 r. Niestety, z roku na rok handlowcom będzie coraz trudniej o franczyzę. Rynek jest coraz bardziej nasycony i dane marki przyjmują do siebie już tylko dobrze zlokalizowane placówki o wysokich miesięcznych obrotach.

Będą upadać dalej...

Nawet gdy sprzedaż detaliczna odbije, upadłości na tym rynku nie znikną. Zwłaszcza, że młode pokolenie, widząc ciężką pracę rodziców w przypadku firm rodzinnych, rezygnuje z prowadzenia sklepu i szuka zatrudnienia w innych sektorach gospodarki. Zdarza się, że i sami handlowcy ponoszą winę za zaistniałą sytuację. Nie podążyli z duchem czasu. Wielu nazbyt boleśnie przekonało się o tym, że dziś już nie wystarcza być. W konsekwencji ich klient w sieciach i w centrach handlowych znalazł nie tylko promocje, niższe ceny i zagraniczne marki, ale coraz częściej spędza tam czas wolny.

Przestał się zadowalać bylejakością. Z rynku wypadli ci, najmniej elastyczni, niemający wystarczającej oferty, utrudniający bezgotówkową płatność. Wedle szacunków w dalszym ciągu blisko 30 proc. małych sklepów nie ma terminali płatniczych, a w kolejnych 30 proc. można zapłacić kartą, jednak dopiero powyżej określonej kwoty. To z całą pewnością nie zachęca do robienia zakupów. Szczególnie na rynku zdominowanym przez karty kredytowe i płatnicze.

Wyjątek od reguły stanowią sklepy z alkoholem, których jest więcej i więcej. Na polskim rynku działa już ponad 4,1 tys. Ich liczba ciągle wzrasta. Rozwój tego segmentu rynku najczęściej odbywa się kosztem sklepów ogólnospożywczych. To konsekwencja wzrostu popytu na egzotyczne alkohole, wina z dalekich rynków czy nalewki produkowane według tradycyjnych receptur. Wzrasta też zainteresowanie whisky. W ubiegłym roku ta kategoria zanotowała 20-proc. wzrost w sprzedaży.

Tomasz Starzyk

Autor jest ekonomistą, specjalistą ds. analizy danych ekonomicznych i ekspertem D&B Polska

Gazeta Finansowa
Dowiedz się więcej na temat: sklepy | supermarkety | handel | sklepy spożywcze | markety
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »