Druk 3D odpala rakietę
Drukarki 3D z każdym rokiem udowadniają, że są rewolucyjnym wynalazkiem. Są precyzyjne, ekonomiczne i ekologiczne. Mogą drukować przedmioty codziennego użytku, tkanki, pożywienie, a ostatnio coraz bardziej skomplikowane urządzenia mechaniczne. Co jeszcze nas czeka?
Pierwszy raz świat usłyszał o druku 3D za sprawą patentu (stereolitografii) Charlesa Hulla w 1984 r. Od tego czasu technologia druku przestrzennego rozwija się w coraz szybszym tempie, znajdując zastosowanie niemal w każdej branży. Wielkie nadzieje pokłada w tej technologii medycyna, dążąc do druku zamiennych organów. Ostatnio nastąpiło spore ożywienie w branży lotniczej, za sprawą doniesień z Australii.
Naukowcy z tamtejszej uczelni Monash wykorzystali technologię laserowego druku 3D do stworzenia... silnika odrzutowego. Podobno prototypowe silniki za niedługo staną się standardem dla takich samolotów jak Boeing, Safran czy Airbus - wymienione firmy już zadeklarowały ścisłą współpracę z uniwersytetem, a w zasadzie z firmą Amaero, założoną przez wykładających w Monash naukowców.
Australia ma przewagę w tej unikatowej produkcji, bowiem jest jedynym krajem na świecie, który opracował w pełni funkcjonalną formułę metalu drukowalnego w 3D. Według Monash jest to pierwszy silnik odrzutowy, który powstał w tej technologii. Należy jednak wspomnieć, że w poprzednim roku firma General Electric publicznie ogłosiła i zademonstrowała zminiaturyzowaną wersję silnika odrzutowego wykonanego za pomocą technologii 3D, którą amerykański gigant wykorzystuje w produkcji dysz paliwowych.
Mimo to australijski wynalazek, jak twierdzą jego protoplaści, jest całkowicie innowacyjny. Lider zespołu badawczego, profesor Xinhua Wu, uważa, że największą zaletą zastosowanej przez nich technologii jest szybkość produkcji, bo tradycyjnie produkowane silniki odrzutowe powstają nawet do dwóch lat, natomiast w przypadku ich metody - wydrukowanie wszystkich potrzebnych części zajęło zaledwie dwa tygodnie.
Australijscy specjaliści podkreślają, że korzystając z opracowanej przez nich technologii można wyeliminować wszelkie odpady, ponadto świetnie sprawdza się w wytwarzaniu wysoce zaawansowanych elementów o złożonej geometrii, które są trudne do wykonania w konwencjonalny sposób. Oferta wydaje się nie do odrzucenia. Amaero nie ukrywa swoich aspiracji - bycia w niedalekiej przyszłości światowym liderem druku 3D w przemyśle lotniczym, a nawet kosmicznym.
Wynalazcy twierdzą, że potrzebują jeszcze ok. trzech lat, żeby udoskonalić proces technologiczny, wybudować większą, doskonałą drukarkę, uzyskać wszystkie wymagane pozwolenia i zadebiutować na rynku.
Zważywszy, że Australia jest w światowej czołówce pod względem własności intelektualnej oraz doświadczenia w druku 3D, można się spodziewać, że nie są to słowa rzucone na wiatr i ich z łatwością drukowalne silniki odrzutowe wyniosą nas wkrótce do gwiazd.
Michał Mądracki