Druzgocący raport NIK: Totalizator jak dojna krowa!
Najwyższa Izba Kontroli nie zostawia suchej nitki na działalności Totalizatora Sportowego - pisze "Dziennik Gazeta Prawna". W strategii rozwoju na lata 2007-2011 spółka zakładała, że zdobędzie ponad 50 procent udziałów na rynku hazardowym.
Zamiast tego popełniała błąd za błędem: podwyższyła ceny losów, zmieniła nadawcę losowań z Polsatu na TVP Info i oczywiście zwiększyła zarobki kadry kierowniczej - czytamy w gazecie.
"Dziennik Gazeta Prawna" dodaje, że z raportu przygotowanego przez NIK wynika, iż spółka zamiast wzrostów przez ostatnie kilka lat notowała spore spadki.
Kiedy jeszcze w 2008 roku przychody ze sprzedaży gier liczbowych wynosiły 3 miliardy 440 milionów złotych, to już w 2009 roku było to 2 miliardy 990 milionów, w 2010 roku - 2 miliardy 440 milionów, a w 2011 - 2 miliardy 980 milionów. W efekcie zamiast osiągnięcia 50-proc. udziału w całym hazardowym rynku - do czego zobowiązywał się sam Totalizator - jego udział w segmencie gier hazardowych zmalał z 28,4 proc. w 2006 roku do zaledwie 16,5 proc. w 2010 r.
Odbicie nastąpiło dopiero w ubiegłym roku. Przychody przekroczą 3,4 mld zł, co oznacza przekroczenie planu sprzedaży o około pół miliarda złotych i wynik niemal na poziomie z 2008 r - pisze "Dziennik Gazeta Prawna".
"To, co jest dziś przedstawiane jako wielki sukces totalizatora, to w rzeczywistości zaledwie powrót do stanu sprzed kilku lat" - komentuje Marek Przybyłowicz, działacz sportowy, były prezes Wyścigów Konnych na Służewcu i wieloletni pracownik Totalizatora Sportowego.
Wszystko to nie przeszkodziło kadrze kierowniczej podnieść sobie wynagrodzenia - w grupie dyrektorów aż o 20 proc.
Raport wylicza całą masę zaniedbań i błędów Totalizatora, który jako spółka Skarbu Państwa powołana do realizacji monopolu w grach liczbowych, zamiast nimi zajmował się chybionymi inwestycjami, wydawał pieniądze na finansowanie wyścigów konnych, mało skuteczne kampanie reklamowe nowych marek i niezdobywające popularności loterie SMS-owe.