Działania antymonopolowe szkodzą naszej gospodarce

Nie wiemy co myśli sobie mrówka w mrowisku. Ale ma prawo uważać, że mrowisko i okolice do których może dotrzeć to cały świat. A innych światów nie ma, bo nie widziała jeszcze innego mrowiska. Może tak myśleć dopóki inne mrowisko nie wypowie wojny (nie wiem czy to się zdarza) lub (co już zdarza się z pewnością) przechodzący człowiek - ot, dla zabawy - kopnie i rozwali połowę tego świata.

Nie wiemy co myśli sobie mrówka w mrowisku. Ale ma prawo uważać, że mrowisko i okolice do których może dotrzeć to cały świat. A innych światów nie ma, bo nie widziała jeszcze innego mrowiska. Może tak myśleć dopóki inne mrowisko nie wypowie wojny (nie wiem czy to się zdarza) lub (co już zdarza się z pewnością) przechodzący człowiek - ot, dla zabawy - kopnie i rozwali połowę tego świata.

Z takiego "mrówkowego myślenia" bierze się na przykład przekonanie, że jesteśmy sami we wszechświecie. Ale to temat na rozprawę w innym miejscu. Gorzej, że z podobnego chyba przekonania biorą się niektóre elementy polityki państwa wobec gospodarki. Bo jak inaczej wytłumaczyć utworzenie i dostatnie funkcjonowanie przez lata Urzędu Antymonopolowego, a później (od 1996 roku) Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, czy wreszcie toczony w ostatnich dniach spór o polskie media. Spór wokół forsowanego przez rząd projektu nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji, który zakazuje:

Reklama

* łączenia się małych wydawców i nadawców w większe organizmy

* przejmowania przez większych wydawców gazet i magazynów stacji radiowych i telewizyjnych

* zwiększania liczby programów ogólnopolskich przez już istniejących nadawców.

Dyskusje o misji telewizji publicznej i stacji prywatnych, umacnianiu, bądź nie, i tak już silnej pozycji telewizji państwowej zostawmy politykom i specjalistom od misji (bo w biznesie określenie "misja" rodzi natychmiast uzasadnione podejrzenia) a zajmijmy się stroną ekonomiczną zagadnienia. Urząd antymonopolowy został utworzony w Polsce w 1990 roku. Jego zadaniem było przeciwdziałanie wszelkim praktykom monopolistycznym i wydawanie decyzji w tych sprawach. I tak oto mieliśmy urząd do przeciwdziałania czemuś, co nawet w śladowych ilościach nie występowało na naszym rynku. To tak jakbyśmy nagle powołali super urząd, z wieloma urzędnikami, do "zwalczania skutków szkodliwej działalności tygrysów bengalskich na terenie Polski". Bo co to jest monopol?

Monopol to forma rynku na którym działa jeden sprzedawca przy nieograniczonej liczbie nabywców. Może przybierać formę związków producentów (kartel, trust, koncern) dających przewagę ekonomiczną nad konkurentami poprzez osiąganie wyższych zysków, dzięki korzystnym cenom sprzedaży i narzucaniu niskich cen dostawcom. Konia z rzędem temu, kto wskaże choć jedno przedsiębiorstwo wyczerpujące tę definicję ponad 10 lat temu. Tym bardziej, że naturalny, bo wykształcony przez lata, monopol państwowy w wielu dziedzinach nie był tym prawem, ani kompetencjami urzędu, objęty. Po sześciu latach (w roku 1996) rządzący doszli do wniosku, że jednak dłużej tej jawnej groteski nie sposób tolerować i - co prawda - nie zlikwidowali urzędu ale nadali mu mniej jednoznaczna i bardziej zagmatwaną nazwę: Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.

Urząd chronił więc i chroni konkurencję, i nas, konsumentów, a tak naprawdę, od zawsze był wykorzystywany jako jeszcze jedno narzędzie walki politycznej z akurat nie wygodnym dla władzy (tej władzy, w tym momencie) podmiotami gospodarczymi. Listę mniej lub bardziej spektakularnych działań Urzędu Antymonopolowego, czy jego następcy o nieco bardziej złożonej nazwie, można by wydłużać w nieskończoność, ale najgroźniejsze były właśnie decyzje najmniej spektakularne, najmniej widoczne. Otóż urzędy te musiały wydać zgodę praktyczne na każdą transakcję zakupu udziałów przez jakąkolwiek firmę w innej firmie, nie mówiąc już o całkowitym przejęciu. W efekcie pod lupę "urzędników antymonopolowych" trafiała transakcja o przejęciu wytwórni cholewek w Pcimiu Dolnym przez potentata z Głupianki. I leżała tam tygodniami, urzędnicy mieli wątpliwości czy nie jest to tworzenie kartelu, była blokowana, aż stawała się nieistotna i bezprzedmiotowa. Do transakcji nie dochodziło. W innym przypadku (np. żelatynowy król Grabek) wątpliwości nie było żadnych.

Opinia była zgodna: Don Kichot, pod postacią antymonopolistów, walczył z wiatrakami, i zawsze wygrywał bo wiatraków nie było, a był tak pryncypialny, że na naszym rynku żaden Microsoft, czy światowe koncerny paliwowe i motoryzacyjne, nie miałyby prawa nie tylko się rozwinąć, ale nawet powstać. Teraz, "w obronie misji", w roli antymonopolisty bez monopoli, występuje rząd, przede wszystkim ustami "mężnego serca w kształtnej piersi", czyli minister Jakubowskiej. I tak będziemy się bawili, aż przyjdzie ktoś i kopnie to mrowisko.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: działanie | monopol
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »