Efekty polityki fiskalnej są u nas katastrofalne

Efekty zacieśniania polityki fiskalnej obecnie będą dużo dotkliwsze dla gospodarki, ponieważ jest ona w stanie spowolnienia. Ograniczenie wydatków powinno mieć miejsce w okresie dobrej koniunktury, a nie, gdy odbicie gospodarcze jest bardzo wątpliwe - uważa Stanisław Kubielas z INE PAN.

Dodatkowo jego zdaniem polityka monetarna jest wyraźnie spóźniona i może doprowadzić za kilka kwartałów do pobudzenia presji inflacyjnej.

- Silnym i negatywnym uderzeniem w gospodarkę w tej chwili jest konsolidacja fiskalna. Ma ona na celu zahamowanie długu publicznego, obniżenie deficytu sektora finansów publicznych. Uderza ona jednak w gospodarkę w niewłaściwym momencie. Powinna mieć miejsce w sytuacji dobrej koniunktury, a nie w momencie, gdy nadchodzi zła koniunktura. Ta konsolidacja polegająca na ograniczaniu wydatków budżetowych np. zamrożenie płac w administracji, cięcia na chybił trafił inwestycji publicznych, ograniczenie ekspansji fiskalnej poprzez podniesienie podatków i parapodatków były - moim zdaniem - bardzo negatywne. Tak radykalne obniżenie deficytu budżetowego w ciągu dwóch lat, jakie ma miejsce (z 7 proc. do 3,5 proc.) jest dla gospodarki niebezpieczne - powiedział PAP Stanisław Kubielas z Instytutu Nauk Ekonomicznych Polskiej Agencji Nauk.

Reklama

Jego zdaniem można znaleźć pewne analogie do sytuacji z 2001 roku, gdy ministrem finansów był Jarosław Bauc, a deficyt budżetowy miał przekroczyć planowany poziom i sięgnąć nawet 100 mld zł. Ostatecznie wyniósł 33 mld zł.

- Tutaj jest pewna pułapka. Sytuacja jest podobna do tej, gdy ministrem finansów był Bauc. Tzw. dziura Bauca została wykreowana przez podobne działania polityki makroekonomicznej. Ratujemy deficyt publiczny i dług przeprowadzając cięcia. Należy jednak pamiętać, że jeśli robimy to w dekoniunkturze, to w okresie recesji ten mnożnik fiskalny, który mówi o tym, jak oddziałuje cięcie wydatków budżetowych na wzrost gospodarczy działa bardzo negatywnie (1-2 proc. PKB). Natomiast przy dobrej koniunkturze mnożnik jest niewielki, poniżej 0,5 proc. PKB - powiedział Kubielas.

Ekspert INE PAN podkreślił, że obecnie cięcia budżetowe mogą przynieść bardzo zły efekt tłamsząc resztki wzrostu gospodarczego, a w dalszej perspektywie wpłynąć na wzrost deficytu budżetowego.

- Ten mnożnik może być tak negatywny, bo może przekraczać 1 proc., a nawet sięgać do 2 proc. w okresie złej koniunktury. Spadający wzrost PKB będzie generował jeszcze większy deficyt budżetowy na przyszłość. Tutaj jest taka śruba, która nas wciąga w bardzo niebezpiecznym kierunku. Te prognozy wzrostu PKB na poziomie 1,5 proc., to są niepewne prognozy. Wszyscy liczą na poprawę koniunktury w Europie w II połowie roku i tu jest nadzieja, że to nas trochę wyciągnie. Należy jednak mieć na uwadze to, że nawet jeśli nastąpi wyraźna poprawa za granicą, to nie zrekompensuje ona popytu wewnętrznego - powiedział Kubielas.

Kubielas uważa, że w skrajnym przypadku, by pobudzić gospodarkę należałoby nawet obniżać podatki nie bojąc się wzrostu luki budżetowej.

- Gdyby dekoniunktura utrzymywała się dłużej, to teoretycznie nie ma wyjścia, jak pójść na to ryzyko, by poluzować deficyt budżetowy i nawet obniżyć podatki. To odbicie wzrostu PKB mogłoby przynieść lepsze efekty dzięki temu mnożnikowi - dodał.

Gospodarka ma się coraz gorzej

Prognozy INE PAN pokazują, że wzrost gospodarczy w tym roku będzie niższy niż w listopadzie oczekiwano i wyniesie 1,5-1,6 proc. PKB wobec 1,8 proc. PKB szacowanych w listopadzie 2012 roku.

- Sytuacja gospodarcza obecnie jest gorsza niż oczekiwaliśmy tego w ostatnim publikowanym raporcie dlatego, że tendencje na prawie wszystkich frontach pogorszyły się. Właściwie recesji na razie nie przewidujemy, choć I kwartał 2013 roku jest najgorzej oceniany. Wzrost PKB będzie bliski zeru. Natomiast w następnych kwartałach będzie się wahał wokół 1 proc. PKB lub nieco powyżej. Na koniec roku szacujemy, że wyniesie 1,5-1,6 proc. Niewykluczone jednak, że prognoza może być zmieniona, bo nie widać perspektywy na poprawę sytuacji - podkreślił ekspert INE PAN.

Niebezpieczny spadek kontrybucji eksportu netto w PKB

Jego zdaniem niepokojąca jest zmniejszająca się kontrybucja eksportu netto w Produkcie Krajowym Brutto, a na szybkie odrodzenie konsumpcji nie można liczyć.

- W tej chwili okazuje się, że kontrybucja eksportu netto jest bardzo zła, a udział eksportu netto spadł nawet w IV kwartale 2012 roku. Nie można liczyć już na to, że eksport netto wyciągnie gospodarkę z tej zapaści popytu wewnętrznego, tak jak miało to miejsce przedtem. Niestety w tej chwili nie mamy takiego przełożenia jak wcześniej, że każdemu spadkowi kontrybucji popytu krajowego do PKB towarzyszy od razu przeciwny kierunek wzrostu kontrybucji do PKB eksportu netto - powiedział Kubielas.

- Jeszcze niedawno było tak, że gdy obniżało się tempo wzrostu popytu krajowego, to za każdym razem pozytywnie oddziaływał tutaj eksport netto. Import spadał, ale eksport utrzymywał się na takim poziomie, że eksport netto nadal kontrybuował do wzrostu PKB i w dużym stopniu niwelował ten spadek. Obecnie jednak mamy dużo gorszą sytuację, bo dramatycznie spadł popyt wewnętrzny, któremu nie towarzyszy wystarczająco silny wzrost eksportu netto. Oczywiście jest dodatni. Gdyby tak nie było, to już dawno mielibyśmy recesję - dodał.

Słabe nadzieje na odrodzenie konsumpcji

Kubielas podkreślił, że na spowolnienie gospodarcze oddziałuje bardzo silnie załamanie konsumpcji i na zmianę tendencji raczej nie można w najbliższym czasie liczyć przy realnych spadku płac, wzroście bezrobocia, silnym ograniczaniu zatrudnienia.

- Głównym czynnikiem wywołującym to obecne spowolnienie gospodarcze jest popyt wewnętrzny, który spadł gwałtowanie na skutek tego, że od roku mamy stagnację, a od pół roku spadek płacy realnej. Zatrudnienie też przestało rosnąć i te dwa elementy wpływają na obserwowany co miesiąc realny spadek funduszu płac, czyli tej kwoty stanowiącej postawę wydatków konsumpcyjnych - powiedział Kubielas.

Dodatkowo za bardzo silne wyhamowanie popytu odpowiedzialne są: wysoka inflacja, która, co prawda mocno ostatnio wyhamowała, ale do niedawna była czynnikiem niwelującym wzrost płac oraz nieodpowiednia polityka fiskalna i monetarna.

- Przyczyną bardzo słabego popytu wewnętrznego są dwie kwestie. Po pierwsze dość silna inflacja, która zżerała wzrosty płac nominalnych oraz policy mix, który polegał na zastosowaniu procyklicznej polityki. Uważa się, że polityka makroekonomiczna powinna akomodować te zmiany cykliczne. Jeśli spada popyt i następuje dekoniunktura, powinniśmy stosować ekspansywną politykę fiskalną i monetarną. Natomiast jeśli mamy przegrzanie gospodarki, to powinniśmy zaostrzać. Tutaj zastosowano zupełnie inną politykę - uważa Kobielas.

Jego zdaniem w polityce monetarnej popełniono błąd taki sam jak na przełomie wieku, gdy wydawało się, że inflacja jest wysoka i za pomocą stóp procentowych trzeba ją dusić.

- Tymczasem wtedy inflacja była inflacją kosztową, podyktowaną czynnikami zewnętrznymi, na które stopy nie mają wpływu. Jednocześnie nie przewidziano, że dojdzie do załamania koniunktury na świecie, co będzie oddziaływać negatywnie na gospodarkę. To spowodowało silne załamanie naszej gospodarki. W tej chwili zrobiono podobny błąd - polityka monetarna zareagowała dość ostro na tę wyższą inflację, która była także spowodowana głównie wzrostem cen surowców energetycznych oraz żywności. Także była typowo kosztowa, w dodatku spowodowana czynnikami zewnętrznymi. Wewnętrzne czynniki nie odgrywały tutaj znaczącej roli. Nie obserwowaliśmy silnej presji płacowej, ponieważ bezrobocie jest dość duże, konsumpcja też jakoś nie rośnie. Nie było tej presji, którą trzeba by dusić restrykcyjną politykę pieniężną - powiedział Kubielas.

Polityka pieniężna nieefektywna

Kubielas uważa, że RPP nie prowadzi efektywnej polityki i reaguje ze zbyt dużym opóźnieniem, co może za kilka kwartałów skutkować silnym odbiciem inflacyjnym.

- RPP jakoś nie trafia ze swoją polityką. Za kilka kwartałów - bo taki horyzont działania ma polityka stóp - może okazać się, że ten cykl obniżek stóp procentowych z jakim mieliśmy do czynienia w ostatnich miesiącach - pobudzi jeszcze bardziej odradzającą się inflację. Wydaje mi się, że w RPP przeważają czynniki polityczne. Tutaj ta polityka pieniężna jest wyraźnie spóźniona i ona dolała oliwy do ognia - powiedział ekspert INE PAN.

Kubielas uważa także, że jeśli negatywne prognozy dotyczące gospodarki będą się realizować w kolejnych miesiącach, to RPP w tym roku zmuszona będzie do kolejnego cięcia stóp.

- Kiedy patrzymy na rynkowe stopy procentowe, to są one nadal wysokie. Trzymiesięczny WIBOR na obniżki stóp nie zareagował tak bardzo. Może potrzebne byłoby jeszcze jedno cięcie stóp, by stopy realne rzeczywiście spadły - powiedział Kubielas.

Światowe gospodarki powoli się rozkręcają

Zdaniem eksperta INE PAN długofalowo nie należy się spodziewać silnego ożywienia w gospodarkach światowych.

- Jeśli chodzi o tę dekadę, to nie należy oczekiwać jakiegoś boomu gospodarczego. Mamy do czynienia z momentem przełomowym w tych długich cyklach koniunkturalnych, że jeżeli dojdzie do wzrostów, to będzie to takie odbijanie się od dna przez najbliższe kilka lat zanim gospodarki wejdą na ścieżkę silniejszych wzrostów. Cudów nie przewidywałbym tutaj. Jesteśmy związani silnie z niemiecką gospodarką i tutaj jest jakaś nadzieja, ale jeśli chodzi o politykę wewnętrzną, to staniemy przez koniecznością poluzowania fiskalnego. MF będzie musiało dokonać nowelizacji budżetu i uruchomić środki na inwestycje, które zostały w tej chwili zamrożone - powiedział Kubielas.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »