Ekspert: Nord Stream 2 to wentyl bezpieczeństwa dla Niemiec

Dla dużej części niemieckich elit politycznych i biznesowych budowa Nord Stream 2 to sposób na uniezależnienie się od "niestabilnej" i "skorumpowanej" Ukrainy. Zdaniem ekspertów zależność od rosyjskiego gazu wciąż jest u naszego sąsiada bardzo duża. Przejęcie kontroli nad dostawami jest zatem elementem ograniczania własnego ryzyka.

Dla dużej części niemieckich elit politycznych i biznesowych budowa Nord Stream 2 to sposób na uniezależnienie się od "niestabilnej" i "skorumpowanej" Ukrainy - mówi w rozmowie z PAP Thomas O'Donnell, analityk rynku energetycznego i wykładowca prywatnego berlińskiego uniwersytetu Hertie School of Governance.

- Oprócz SPD z jej mitem Ost-Politik, postkomunistycznej Die Linke oraz prawicowej AfD, również niemieccy centroprawicowi politycy, dyplomaci i liderzy biznesu, większość CDU i CSU, zdecydowanie popierają Nord Stream 2. W rzeczywistości rozumowanie centroprawicy pod wieloma względami pokrywa się z myśleniem lewicy i skrajnej prawicy - zwraca uwagę O'Donnell.

Reklama

- Różnica polega na tym, że przedstawiciele niemieckiej centroprawicy, przynajmniej w rozmowach prywatnych lub nieoficjalnych, chętnie przyznają, że Rosja Putina jest niebezpiecznym sąsiadem. Jednocześnie, zawsze podkreślają, że sposobem na zarządzanie tą sytuacją jest budowanie głębokich powiązań handlowych.

Upierają się przy argumencie, że czyni to wojnę niemożliwą, ponieważ dla Putina zniszczenie wspólnego biznesu byłoby zbyt kosztowne, a od czasów Zimnej Wojny energia jest przedmiotem wspólnych interesów. Jest to bardzo podobne do logiki niemieckiej lewicy i centrolewicy, ale bez ideologicznego zadęcia, jeśli nie liczyć nostalgii za Ligą Hanzeatycką - z przekąsem zauważa analityk.

Po drugie, konserwatywny biznes i politycy - według O'Donnella, mającego rozległe kontakty w tych środowiskach - postrzegają NS1 i NS2 jako "rozwiązanie problemu konieczności polegania na Ukrainie", jej przywódcach politycznych i oligarchach w zakresie tranzytu rosyjskiego gazu do UE i do Niemiec.

Bardziej liberalni członkowie tej elity uważają, że Ukraina jest "niestety krajem nieprzewidywalnym" i "na razie skorumpowanym" ze względu na długi okres przebywania w składzie ZSRR i zasługuje na pomoc.

Znacznie częściej słyszy się jednak - jak relacjonuje ekspert - oskarżenia pod adresem Ukrainy, że to ona jest odpowiedzialna za kilka ostatnich przerw w dostawach gazu z Rosji, że "kradnie gaz", że "nie można Ukraińcom ufać" i że Niemcy "zawsze miały problemy" z Kijowem, który teraz w dodatku "chce wciągnąć Berlin w swoją wojnę z Rosją".

"Ostatecznie, zarówno te bardziej liberalne elity, jak i te mniej, są zgodne: lepiej jest sprowadzać rosyjski gaz do Niemiec bezpośrednio, żeby Niemcy same radziły sobie z Rosjanami, bez ryzyka i komplikacji ze strony Ukrainy, ale też Białorusi i Polski.  Jest to ich imperatyw strategiczny. Wówczas Niemcy będą mogły sprawiedliwie i zgodnie z niemieckim prawem dystrybuować ten gaz w Europie, a jednocześnie będą miały instrument wpływu na Rosję. Takie jest założenie" - przedstawia motywację Niemców O'Donnell i od razu zauważa oczywisty problem.

"Takie stanowisko to geopolityka. Dlatego nie jest nigdy formułowane wprost i oficjalnie. Z powodu swojej historii Niemcy nie mogą mówić otwarcie o swoich geopolitycznych interesach. Gdyby ludzie zobaczyli, co naprawdę robią Niemcy - narzucają swoją ideę bezpieczeństwa energetycznego Europie bez konsultacji i wykorzystując słabość instytucji w Brukseli, to zorientowaliby się, że mają do czynienia z energetycznym hegemonem.

Niemcy nie chcą takiego wizerunku - wnioskuje ekspert i równocześnie krytycznie ocenia argument elit, że zrobienie z RFN gazowego hubu pozwoliłoby uzyskać instrument wpływu na Kreml.

- Ten pomysł tylko pozornie jest ciekawy. Spójrzmy na sytuację realistycznie. Załóżmy, że Putin dokonuje inwazji na Ukrainę. Gaz który przez nią płynie zostaje odcięty. Czy jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, że Niemcy oprócz tego, że tracą dostawy idące przez Ukrainę, odcinają też inne drogi, żeby coś udowodnić Putinowi? Byłoby to oczywiście słuszne, ale od razu podniosłyby się głosy, że nie wolno tego zrobić z najrozmaitszych powodów. Że to np. wina Ukraińców i że nie wolno narażać niemieckiego przemysłu i niemieckich miejsc pracy. Najnowsza historia uczy, że Niemcy nie nadają się do roli policjanta i nie zastąpią w Europie USA - mówi analityk, przywołując wojnę w Bośni i toczące się wówczas bez końca w Berlinie debaty, kto oddał pierwszy strzał.

- W efekcie po prostu Amerykanie musieli przyjść i zrobić porządek. Należałoby zatem pomyśleć o lepszej, innej gwarancji, niż instrument wpływu na Rosję oddany w całości w ręce Niemców - ostrzega Thomas O'Donnell.

Pytany o realne interesy czysto gospodarcze, które powodują, że RFN z takim uporem dąży do zakończenia budowy gazociągu, analityk odrzuca sugestię, że może chodzić o nacisk tamtejszych koncernów energetycznych.

- Niemieckie inwestycje w rosyjskie złoża rzeczywiście istnieją, ale te firmy nie są na tyle duże i ważne, żeby Merkel zdecydowała się dla nich na konflikt z USA. Ten czynnik akurat nie ma znaczenia - jednoznacznie stwierdza ekspert.

Problem jest - jego zdaniem - szerszy.

- Zależność gospodarki RFN od potencjalnie niestabilnych dostaw rosyjskiego gazu, to dla niej poważne ryzyko. Dlatego przecież Berlin zdecydował się na transformację energetyczną (Energiewende) - żeby uciec od tej zależności. Kłopot w tym, że Energiewende nie działa tak, jak Niemcy założyli. Oczywiście oni nigdy tego nie przyznają, bo jest to element ich softpower. Fakty są jednak takie, że zależność od rosyjskiego gazu wciąż jest tak samo duża. Dążenie do przejęcia kontroli nad dostawami jest zatem dla nich elementem ograniczania własnego ryzyka - konkluduje O'Donnell.

Tymczasem, administracja nowego prezydenta USA Joe Bidena de facto skapitulowała w sprawie gazociągu Nord Stream 2 - taki jest główny wniosek opublikowanej w środę analizy autorstwa brukselskiej wywiadowni gospodarczej Eurointelligence.

Powodem takiej konstatacji jest treść raportu amerykańskiego Departamentu Stanu m.in. na temat sankcji wobec firm zaangażowanych w budowę NS2, który został przedstawiony Kongresowi.

"Departament Stanu USA przekonał sam siebie, że istnieje eleganckie rozwiązanie problemu Nord Stream 2. Przedstawił Kongresowi raport, w którym podtrzymuje istniejące sankcje wobec 18 firm, w większości rosyjskich, ale nakłada moratorium na nowe sankcje. Administracja twierdzi, że zachowuje prawo do nakładania nowych sankcji w dowolnym momencie, ale zamiast tego chce kontynuować zakulisową dyplomację" - relacjonuje Eurointelligence, interpretując sytuację jako triumf niemieckich negocjatorów.

Moratorium na sankcje ułatwi Niemcom i Rosji przyspieszenie ukończenia gazociągu, a co najważniejsze - przeprowadzenie certyfikacji bezpieczeństwa - podkreślają eksperci.

"Faktyczna kapitulacja administracji Bidena oznacza również koniec ponadpartyjnego konsensusu w Kongresie USA. Republikanie oskarżają administrację Bidena o działanie wbrew woli Kongresu i zagrażanie bezpieczeństwu USA poprzez wspieranie uzależniania się Europy od rosyjskich nośników energii" - czytamy w analizie.

Z informacji Eurointelligence wynika, że niemiecki Urząd Kanclerski i MSZ traktują zaskakujące posunięcie administracji Bidena jako gest demonstrujący niechęć do pogłębiania kryzysu we wzajemnych relacjach między Waszyngtonem i Berlinem.

Z Brukseli Artur Ciechanowicz

Nie czekaj do ostatniej chwili, pobierz za darmo program PIT 2020 lub rozlicz się online już teraz!

Ukończenie budowy gazociągu Nord Stream 2 utorowałoby drogę do szerszej rosyjskiej interwencji na terytorium Ukrainy oraz do eskalacji konfliktu - oceniła w piątek wicepremier Ukrainy Olha Stefaniszyna.

Stefaniszyna wzięła udział w panelu dyskusyjnym waszyngtońskiego think tanku Atlantic Council, który poświęcony był Nord Stream 2.

Wicepremier Ukrainy uznała, że jednym z kluczowych strategicznych celów powstającego gazociągu jest "podważenie bezpieczeństwa energetycznego" jej państwa. - Ukończenie tego projektu utorowałoby drogę i otworzyło możliwości do szerszej rosyjskiej interwencji na terytorium Ukrainy i eskalacji konfliktu, której nie możemy sobie nawet wyobrazić - ostrzegła.

Biorący udział w panelu poseł niemieckich Zielonych Manuel Sarrazin wyraził przekonanie, że Nord Stream 2 to - geostrategiczny projekt Kremla mający na celu ominięcie Ukrainy, co - jak zastrzegł - negatywnie odbije się na gospodarce tego państwa.

Dodatkowo - jak argumentował, wskazując na krytykę gazociągu w Europie Środkowej - Nord Stream 2 "dzieli Europę". Przedstawiciel Zielonych podkreślił także, że ukończenie projektu będzie miało negatywny wpływ na klimat.

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »