Eksport liczy na wsparcie rządu

Chwalimy polskich przedsiębiorców za elastyczność, odwagę i kompetencje. Efektem jest dynamicznie rosnący eksport i inwestycje zagraniczne. Ale tempo ekspansji będzie nie do utrzymania bez choćby niewielkiej pomocy rządu.

Apele o państwowe wsparcie brzmią trochę jak paradoks - przez lata przyzwyczailiśmy się do głoszonych oficjalnie haseł kursu w stronę liberalnej gospodarki wolnorynkowej, a to oznacza brak interwencji ze strony państwa.

Sami polscy przedsiębiorcy - wynika to z nie najlepszych doświadczeń - wstrzemięźliwie podchodzą do rządowej pomocy. Najczęściej można usłyszeć, że najlepsze, co może zrobić rząd, to nie wtrącać się do biznesu. O ile na rodzimym rynku postulat brzmi sensownie, o tyle w odniesieniu do aktywności poza granicami wydaje się zbyt ryzykowny.

Reklama

Wspierać? Nie wspierać?

Niemal wszystkie rządy, nawet te uchodzące za najbardziej liberalne, stosują różnorodne metody pomocy swoim firmom na obcych rynkach. I u nas rząd od kilku lat coraz aktywniej wspiera poza naszymi granicami polskie przedsiębiorstwa, choć ze względu na mniejsze zasoby finansowe, jakie na ten cel możemy przeznaczyć, nie jest to taka pomoc, która na starcie przesądzałaby o sukcesie. W praktyce nasza przedsiębiorczość radzi sobie przy życzliwym podejściu ze strony administracji - bez twardych i kosztownych mechanizmów wsparcia.

Przykłady? Pierwszy z brzegu i najnowszy. Ekspansji Ursusa w Afryce pewnie by nie było (a już na pewno - w takiej skali), gdyby nie pomoc naszej administracji. Pierwszy kontrakt w Etiopii (z 2013 r.) Ursus zawdzięcza - poza swoimi produktami i biznesowymi umiejętnościami - zaangażowaniu naszego dyplomaty w Addis Abebie.

- Pomogło nam Ministerstwo Spraw Zagranicznych i Ministerstwo Gospodarki oraz Jacek Jankowski, nasz bardzo aktywny ambasador w Etiopii, który poinformował nas o możliwości sprzedania ciągników Etiopczykom. Program "Go Africa", współtworzony przez MSZ i MG, był kluczem do sukcesu - mówił wówczas Karol Zarajczyk, prezes Ursusa.

Dziś - gdy firma podpisała kolejny lukratywny kontrakt na Czarnym Lądzie - tym razem z Tanzanią (2400 ciągników) płyną kolejne wyrazy podziękowania dla administracji. Prezes spółki podkreśla, że gdyby nie program rządowy Go Africa i polski kredyt eksportowy dla Tanzanii, los kontraktu nie byłby wcale pewny.

- Kredyt opiewa wprawdzie na 120 mln dol., ale w rządowej umowie jest zapis, że tylko połowa może zostać wykorzystana na cele związane z zakupem traktorów. Wykorzystaliśmy zatem wszystko - wyjaśnia prezes Zarajczyk.

Przy tej okazji można też zauważyć, że zaangażowanie polityki w biznes nie musi mieć jedynie wymiaru finansowego i korzyści z takiego partnerstwa mogą być obustronne. Zarajczyk przekonuje, że tego typu działania warto wspierać, by tworzyć miejsca pracy i poprawiać poziom życia w krajach zwanych nie tak dawno Trzecim Światem. To jego zdaniem rozsądniejsze rozwiązanie niż budowanie w Europie murów dla powstrzymania uchodźców.

I wcześniej odnotowaliśmy przykłady skuteczności polskiej dyplomacji. Ot, chociażby pomoc przy negocjacji kontraktu Famuru w Meksyku przed kilkoma laty.

- Wsparcie państwa było bardzo istotne, bo nasi konkurenci przychodzą do naszych kontrahentów nie tylko ze swoimi produktami, ale właśnie z państwowym poparciem - mówił Waldemar Łaski, prezes Famuru. I dodał, że w ostatnich latach sporo się pod tym względem poprawiło. - Nareszcie poczuliśmy, że mamy takie same warunki, jak nasi konkurenci.

Politycy w forpoczcie

Jak politycy mogą wspomagać polski biznes za granicą? Na początek prozaicznie - samą obecnością. To polityczne wizyty na wysokim szczeblu przecierają szlaki.

Wsparcie projektów gospodarczych przez władze jest ze względów kulturowych szczególnie istotne w krajach afrykańskich i azjatyckich - a więc tam, gdzie nasze firmy szukają obecnie nowych rynków zbytu i miejsc pod inwestycje.

- Bez mocnego wsparcia rządowego polscy przedsiębiorcy mieliby znacznie mniejsze szanse na zrobienie biznesu w Afryce - uważa Sławomir Majman, prezes Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych.

Wizyta prezydenta Bronisława Komorowskiego w Chinach w 2012 r. zapoczątkowała biznesowe zbliżenie z Państwem Środka; to podróże Donalda Tuska do Nigerii, a potem do RPA i Zambii dały nowy impuls do biznesowej ekspansji na Czarny Kontynent. Ważne, by każdej wizycie politycznej towarzyszył "komponent gospodarczy": udział delegacji polskiego biznesu, by organizowano przy tej okazji dwustronne spotkania gospodarcze.

- Dobrym przykładem jest były prezydent, a największym jego sukcesem była wizyta w Japonii. Wszyscy się śmiali z "szoguna", a podczas tej wizyty było pięć dużych spotkań gospodarczych, które już przynoszą efekty - przekonuje Majman.

Z uwagą i z gotówką

Na wizytach się jednak nie kończy. Potrzebna jest stała aktywność naszych przedstawicielstw dyplomatycznych, które powinny być reprezentantem nie tylko polskiego rządu, ale i w jakimś sensie polskiej gospodarki, polskich firm. Modelowy przykład: wspomniany już polski ambasador w Etiopii i kontrakt Ursusa.

Dyplomacja ekonomiczna w wydaniu MSZ od kilku lat nabiera realnych kształtów - m.in. ambasadorzy są rozliczani z aktywności na polu wsparcia dla polskiego biznesu, a wyjeżdżający na placówkę dyplomaci muszą się wcześniej spotkać z przedstawicielami przedsiębiorców.

- Od 2-2,5 roku wielu przedsiębiorców odczuwa pozytywne działanie pionu ekonomicznego MSZ - potwierdza Jan Mikołuszko, szef rady nadzorczej Unibep, aktywnej na zagranicznych rynkach polskiej firmy budowlanej.

Ministerstwo Gospodarki i PAIiIZ prowadzą akcję informacyjną dla przedsiębiorców poszukujących nowych rynków - wskazują na uwarunkowania w konkretnym kraju czy regionie świata, na wymogi prawne i regulacyjne itp. To w kraju. Na miejscu takie informacje można uzyskać w ambasadach i wydziałach promocji handlu i inwestycji. Podobną działalność prowadzą we współpracy z administracją organizacje biznesowe, jak KIG czy Lewiatan.

Tylko resort gospodarki planuje wydać na promocję współpracy gospodarczej z zagranicą 1 mld zł w ciągu najbliższych 5-7 lat. Środki te zasilą takie akcje jak niedawny program promocji polskiego eksportu. Ministerstwo zabiegało, by polscy producenci żywności oraz wysokorozwiniętych technologii podbili środkowo-południową Azję oraz Bałkany. Przeznaczyło na to 50 mln zł.

Promocja, życzliwość i coraz bardziej profesjonalne umiejętności administracji często jednak nie wystarczą. Potrzebne są pieniądze. Tu też - choć startowaliśmy, przyznajmy, z niewysokiego pułapu - postęp jest zauważalny, wyrazisty.

Na szczególną uwagę zasługuje m.in. powołany na początku roku przez BGK Fundusz Ekspansji Zagranicznej. Jego celem jest finansowe wspieranie eksportowo-inwestycyjnych inicjatyw polskich podmiotów na obcych rynkach. Mowa tu o kwotach od 5 do nawet 50 mln zł, dzięki którym łatwiej zyskać dostęp do surowców, podzespołów lub technologii, ulokować działalność bliżej nowych klientów czy też po prostu przejąć marki konkurentów.

- Intencją funduszu jest zachęcenie polskich firm, by brały pod uwagę ekspansję poza krajem. To oczywiście naturalny sposób funkcjonowania, gdy rynek polski jest już niewystarczający, a firma tak silna, z tak ugruntowaną pozycją, aby rozważyć możliwość przejęcia - tłumaczył prezes BGK Dariusz Kacprzyk. - Fundusz będzie mieć kilkaset milionów złotych na projekty. Nie chcieliśmy przesadzać z jakimiś deklaracjami co do tego, jak ma być duży. Ale w razie potrzeby (czego się spodziewam, gdyż odzew ze strony potencjalnych klientów jest wielki) będziemy fundusz dostosowywać do aktualnych potrzeb.

Ale BGK wspierał ekspansję polskich firm, nie czekając na powołanie funduszu. Dość wspomnieć porozumienia z PKN Orlen, dotyczące inwestycji w Kanadzie czy sfinansowanie przejęcia francuskiego konkurenta przez producenta naczep Wielton.

Od lat nasz eksport wzmacnia również Korporacja Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych, która - prócz klasycznej działalności ubezpieczeniowej (ubezpieczanie należności z tytułu sprzedaży towarów i usług z odroczonym terminem płatności, a także udzielanie gwarancji ubezpieczeniowych) - poprzez swą spółkę córkę oferuje również usługi faktoringowe. KUKE ubezpiecza także kredyty udzielane przez BGK dla nabywców polskich towarów.

Wspomnijmy wreszcie o mechanizmie DOKE - czyli systemie stabilizacji oprocentowania kredytów eksportowych, które mogą być udzielane nabywcom przez banki krajowe, banki zagraniczne lub międzynarodowe organizacje finansowe. Polega on na wzajemnych rozliczeniach różnic w oprocentowaniu (dopłat lub nadwyżek) między BGK a bankiem udzielającym kredytu eksportowego, z którym podpisano umowę DOKE dotyczącą wspieranej transakcji.

Programy, pomysły, podboje

Były już wicepremier i minister gospodarki Janusz Piechociński długo zabiegał o utworzenie polskiego Ex-Im Banku. Bez finalnego skutku.

- Potrzebujemy banku, który by wspierał polskie inicjatywy gospodarcze, polskich eksporterów, a także inwestorów za granicą. To potrzebne, by być graczem na globalną skalę; przecież mamy takie aspiracje - wyjaśniał Jerzy Pietrewicz, wiceminister gospodarki.

Pomocny może się okazać również fundusz ARP Venture, powołany przez Agencję Rozwoju Przemysłu z myślą o sektorze MŚP. Dzięki pomocy finansowej dla tzw. funduszy kapitału zalążkowego i wsparciu ze strony Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, możliwe będzie inwestowanie w innowacyjne i perspektywiczne projekty, ułatwiające podbój zagranicznych rynków.

Wachlarz instrumentów ma również do dyspozycji Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości - ze swoim programem "Paszport do eksportu". Przewiduje on, że wsparcie na rozwój eksportu będzie otrzymywało rocznie 2 tys. firm z sektora MSP. Przedsiębiorstwo może otrzymać dofinansowanie na jeden projekt, trwający nie dłużej niż 24 miesiące (maksymalna wysokość dofinansowania: 210 tys. zł).

Eksport napędzał polską gospodarkę w trudnych chwilach kryzysu; to dzięki temu politycy mogli chwalić się na krajowym, ale i europejskim forum hasłem "zielonej wyspy". Nadszedł czas na rewanż i - jak się wydaje - politycy zaczęli to rozumieć.

System wsparcia - merytorycznego i finansowego - ekspansji zagranicznej polskich firm zaczyna krzepnąć; daje szanse na poprawę i tak dobrych wyników naszego eksportu, ale także zagranicznych inwestycji. Czego można sobie życzyć? Aby tym razem polska polityka okazała się przewidywalna. Bo rewolucja może zahamować dobry trend.

Adam Sofuł

Więcej informacji w portalu "Wirtualny Nowy Przemysł"

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »