Eurogrupa tłumi nadzieje Grecji na umorzenie długów
Szef eurogrupy Jeroen Dijsselbloem nie daje Grekom żadnej nadziei na szybkie załatwienie problemu greckiego zadłużenia. Pojawił się natomiast nowy partner dla zadłużonych Greków.
Państwa eurogrupy pozostają przy swoim twardym stanowisku, jeżeli chodzi o umorzenie długów Grecji. W ramach kryzysowego spotkania ministrów finansów UE w Brukseli szef eurogrupy Jeroen Dijsselbloem oświadczył, że dalsza pomoc finansowa dla zadłużonej Grecji będzie możliwa tylko na surowo przestrzeganych warunkach.
To wygląda na zaprogramowane dalsze konflikty, bo nowy premier Grecji Aleksis Cipras nie chce już dalej pertraktować z trójką pomocodawców, którzy do tej pory kontrolowali realizację greckich obietnic reform i oszczędności.
Nie ma więc co liczyć na szybkie rozwiązania z Brukseli. W pierwszym rzędzie, jak zaznaczył Jeroen Dijsselbloem chodzić będzie o to, by wysłuchać propozycji strony greckiej i jej planów na przyszłość unijnych planów pomocowych, przedstawionych przez nowego greckiego ministra finansów Gianisa Varoufakisa. Na poniedziałek planowane jest kolejne spotkanie rundy ministrów finansów.
Program ratunkowy dla Grecji został przedłużony najpierw do końca lutego. Zdaniem ekspertów bez dalszych zastrzyków finansowych w Atenach w nadchodzących miesiącach może zrobić się bardzo gorąco. Jeroen Dijsselbloem zasygnalizował co prawda, że UE jest zainteresowana rozwiązaniem, ale wyjaśniał jednocześnie, że o jakimkolwiek oddłużeniu na razie nie ma mowy i Ateny muszą w dalszym ciągu prowadzić program oszczędności.
- Jest określony program i to jest nasz punkt wyjścia - oświadczył szef eurogrupy.
Niespodziewany ratunek dla Grecji mógłby nadejść z Chin. Rzekomo do Aten zadzwonił sam premier Chin Li Keqiang, by pogratulować nowemu greckiemu premierowi zwycięstwa w wyborach. W rozmowie telefonicznej Li miał rzekomo obiecać, że będzie popierał pogłębienie i poszerzenie wzajemnych relacji.
Rozmowa ta jest być może bezpośrednią reakcją na wypowiedź ministra obrony Grecji Panosa Kammenosa, który we wtorek (10 lutego) powiedział, że jego kraj może zwrócić się także o pomoc do Chin, Rosji czy Stanów Zjednoczonych, jeżeli nie dojdzie do porozumienia z UE ws. umorzenia Grecji długów.
afp, dpa / Małgorzata Matzke, Redakcja Polska Deutsche Welle
Niemcy powinny przestać postrzegać Greków jako leniów i naciągaczy, uważa nowy szef greckiej dyplomacji Nikos Kocias* w rozmowie z Deutsche Welle.
Deutsche Welle: Jak nowy grecki rząd wyobraża sobie stosunki z Niemcami?
Nikos Kocias: - Będą to równoprawne, szczere i kreatywne stosunki. Najbardziej istotne, co się zmieniło, to nie stosunki niemiecko-greckie, tylko generalnie postawa Grecji. Chcemy przypomnieć wszystkim partnerom, i jestem pewien, że Niemcy jako europejskie państwo to zaakceptują, że Grecja jest równoprawnym partnerem wśród państw członkowskich Unii Europejskiej a nie krajem rządzonym przez innych.
Czy nowy grecki rząd chce zaliczyć na konto obecnych długów Grecji żądania odszkodowawcze, świadczenia reparacyjne i zwrot pożyczki wymuszonej od Grecji przez hitlerowskie Niemcy?
- Przede wszystkim chcemy, żeby Niemcy zrozumiały, że problem istnieje. Przy jednym stole powinni nareszcie usiąść eksperci, prawnicy i historycy. Potem zobaczymy, jakie wspólnie znajdziemy rozwiązanie. To wspólne rozwiązanie powinno jednak być zgodne z prawdą historyczną i jeszcze coś: Niemcy, myślę tu o mediach, powinni zaprzestać tego, co w mojej ostatniej książce nazwałem "ekonomicznym rasizmem", mianowicie postrzegania nas jako leniów i naciągaczy, którzy nie chcą płacić. Ich długi są starsze.Tak jak my musimy płacić nasze realne długi, tak oni tym bardziej muszą płacić swoje. Jakkolwiek Grecja zawiniła, jej dzisiejsze długi są efektem złych decyzji politycznych. Długi Niemców są efektem straszliwej wojny.
Jak ocenia pan stosunki grecko-rosyjskie i jaką rolę odgrywa Grecja w kryzysie ukraińskim?
- Stosunki Grecji z Rosją mają długą tradycję. Sięga ona czasów walk z uciskiem narodów w europejskiej części Imperium Osmańskiego. Łączy nas wiele elementów wspólnej kultury. Dzisiaj oznacza to, że nie pielęgnujemy naszych stosunków z Rosją po to, by opuścić europejską rodzinę, tylko dbamy o nie jako kraj szczególnie predystynowany do budowania pomostów. Ja sam przedłożyłem ukraińskiemu rządowi propozycje, w jaki sposób moglibyśmy pośredniczyć i pomóc w rozmowach między Kijowem i Moskwą.
W europejskiej opinii publicznej zrodziło się wrażenie, że nowy rząd Grecji jest nastawiony prorosyjsko i udaremnia jednomyślne stanowisko UE w kryzysie ukraińskim. Rzeczywiście chce Pan prowadzić inną politykę wobec Rosji niż pozostałe państwa unijne?
- Grecja nie jest żadnym dziwnym tworem, który opowiada Rosji nie wiadomo jakie kuriozalne historie. Ale zdziwienie wzbudziło już to, że mamy swoje zdanie, że jesteśmy równymi partnerami w UE. Powiedziałbym nawet, że moje trzy propozycje, które wysunąłem w Brukseli (29 stycznia na nieformalnym spotkaniu unijnych szefów dyplomacji - DW), zostały w końcu zaakceptowane (wsparcie Ukrainy, zwalczanie tendencji separatystycznych i unikanie kroków mogących doprowadzić do destabilizacji regionu - DW). Nie rozumiem, dlaczego zarzuca nam się próby podzielenia UE, kiedy ostatecznie właśnie na podstawie naszych propozycji doszliśmy wszyscy do porozumienia.
*Nikos Kocias jest od 27 stycznia 2015 ministrem spraw zagranicznych Grecji. Profesor politologii studiował w Niemczech i był wieloletnim doradcą w greckim MSZ
Rozmawiał Panagiotis Kouparanis / tł. Elżbieta Stasik, Redakcja Polska Deutsche Welle