"Flysharing", czyli wspólne latanie
System wspólnego użytkowania zawitał nawet do lotnictwa. Platformy internetowe pomagają wynająć pilota.
Jesienny, ciepły wieczór w Moguncji, ale taka scena mogłaby się rozegrać na niemal każdym małym pasie startowym w Niemczech. Przy wieży kontrolnej pilot wita się z pasażerem, którego poznał za pośrednictwem Internetu. Wsiadają do niewielkiego samolotu, zakładają słuchawki, zamykają drzwi i wzbijają się w powietrze.
Pilot Michael Marny musi "wylatać" godziny, by zachować swoją licencję - dlatego chętnie dzieli się kosztami ze swymi pasażerami. Udo Frey z kolei chciał zobaczyć Moguncję z lotu ptaka. Marny i Frey spotkali się na platformie internetowej Wingly - jednej z wielu powstałych w ostatnim czasie centrali wspólnego latania. Kto chce, może polecieć z Moguncji nawet do Pragi, albo zamówić wypad w inne interesujące miejsce. - Do Koblencji na przykład na burgera za 100 dolarów - mówi Marny, bo tyle kosztuje wyczarterowanie samolotu, lądowanie i zjedzenie burgera w restauracji. Z Frankfurtu można polecieć nad Bałtyk lub Morze Północne. W Bonn pilot zabiera gości na belgijski tor wyścigowy Spa.
Niemiecko-francuska platforma Wingly pośredniczyła już w ciągu półtora roku w ponad 5 tys. lotów. Jej konkurent Flyt Club z Lipska odnotował w tym samym czasie ok.1700 lotów. Platformy stawiają jeden warunek: piloci nie mogą latać komercyjnie. Kosztami przelotów dzielą się z pasażerami. Platforma zatrzymuje ok. 10-15 proc. tej sumy. Piloci startują w Niemczech z wielu miejsc - od Landsberg w Bawarii po Rugię. - W promieniu 30 km zawsze mamy jakieś lotnisko - mówi współzałożyciel Wingly Lars Klein.
Platformy pośredniczące w lotach wskazują jeszcze na wiele możliwości rozwoju. Jak mówi Marcus Loffhagen, współtwórca Flyt Club, prywatni piloci wykonują w Niemczech co roku ok. 1,3 mln lotów. Przelot nie jest jednak tak pewny jak przejazd autem czy podróż pociągiem, bo może się odbyć tylko przy dobrej pogodzie. - Wingly orientuje się na czas wolny. To nie jest powietrzna taksówka - mówi Klein. Najwięcej lotów ma charakter krajoznawczy.
Loffhagen dodaje, że istnieją już regularne loty na określonych odcinkach, ale w porównaniu do przejazdów koleją są jeszcze stosunkowo drogie.
Piloci zaś są niezawodni, nawet jeśli nie mają jeszcze na swoim koncie sporej liczby godzin - podkreśla Klein. - Tylko raz pilot musiał u nas wylądować, bo pasażerowi zrobiło się niedobrze - mówi. Kto zabiera ze sobą ludzi, zwraca szczególną uwagę na przepisy bezpieczeństwa. Wielu pilotów lata z zamiłowania i okazuje swoją pasję - jak zaznacza Michael Marny.
Piloci opowiadają, że wiele przelotów to prezenty urodzinowe. Wielu pasażerów chce zobaczyć swój dom z lotu ptaka. - A jeśli stoi tam ktoś i pozdrawia ich, to szczęście jest przeogromne - mówi Stefan Weiss, właściciel wiatrakowca - krzyżówki helikoptera i samolotu.
Udo Frey otrzymał lot w prezencie od swojego syna. Po wylądowaniu samolotu Diamond DV-20 "Katana" Frey opowiada z zachwytem: - Z góry wszystko wygląda bardziej estetycznie. Krajobraz jak makieta. Te niewiarygodne winnice! Nawet autostrady są piękne.
dpa/Katarzyna Domagała, Redakcja Polska Deutsche Welle