Francja - bardziej peryferia Europy niż trzon
W strefie euro pogłębiają się nie tylko różnice miedzy Niemcami a peryferyjnymi gospodarkami. Francja, czyli druga największa gospodarka Europy, nabiera coraz więcej cech państw uchodzących za najsłabsze ogniwa Starego Kontynentu.
Jeśli prawdą jest, że rynek kapitałowy wyprzedza koniunkturę realnej gospodarki, to patrząc na zachowanie francuskiego indeksu giełdowego trudno być optymistą. W przeciwieństwie do amerykańskich giełd, które wiele miesięcy temu zakończyły bessę, paryski indeks CAC40 wciąż znajduje się w długoterminowym trendzie spadkowym. Za oceanem S&P500 przebił ubiegłoroczne szczyty i powrócił w okolice poziomów sprzed bankructwa banków Bear Stearns i Lehman Brothers, a technologiczny NASDAQ wzrósł do najwyższych poziomów od ponad dekady. Inwestorzy z Paryża nie mają wielu powodów do zadowolenia - tamtejszy CAC40 rozpoczął maj 2012 r. o ok. 45 proc. poniżej szczytów hossy z 2007 r. i prawie 20 proc. poniżej poziomu, na którym znajdował się rok wcześniej. Uzasadnione jest zatem stanowisko, że na francuskim rynku akcji bessa trwa w najlepsze.
Pomijając szereg fundamentalnych problemów francuskiej gospodarki, o których więcej za chwilę, na niekorzyść spółek z paryskiej giełdy przemawia w najbliższych miesiącach również ważny czynnik techniczny (wykres 2). Zarządzający globalnymi funduszami akcyjnymi począwszy od 2007 r., mówiąc językiem finansistów, regularnie "przeważali francuskie spółki", tzn. posiadali w portfelach więcej ich akcji niż wynikało to z benchmarków. W okresach największej popularności Francji wśród zarządzających, francuskie akcje stanowiły ponad 3 proc. wartości portfeli, czyli prawie dwukrotnie więcej niż neutralne zaangażowanie wynikające ze struktury międzynarodowych rynków. Stąd należy oczekiwać, że podaż akcji ze strony inwestorów instytucjonalnych w najbliższym czasie pozostanie na wysokim poziomie, nawet jeśli nie zdecydują się oni "niedoważać" Francji, a jedynie powrócić do neutralnego podejścia względem tego rynku.