Francuscy związkowcy bronią naszych
Francuscy związkowcy ujęli się za polskimi pracownikami zatrudnionymi w elektrowni Porcheville niedaleko Paryża. Domagają się, by pracodawca płacił im za pracę nie według stawek polskich, lecz francuskich. Kłopot w tym, że chociaż chęci związkowców są szlachetne to mogą okazać niedźwiedzią przysługą.
Czterdziestka Polaków wykonuje prace remontowe i budowlane w elektrowni od listopada zeszłego roku. Z formalnego punktu widzenia są oni zatrudnieni przez Zakłady Remontowe Energetyki Warszawa SA (ZREW), ale na miejscu podlegają francuskiej firmie Alstom, która dostała zlecenie na przeprowadzenie prac w elektrowni.
ZREW istnieje od 1963 roku i specjalizuje się w remontach i modernizacjach zakładów branży energetycznej. AFP pisze, że polscy pracownicy są "jednogłośnie" uznawani za dobrych specjalistów.
Francuscy związkowcy stwierdzili, ze dzieje się im krzywda. Potężna centrala związkowa CGT skrytykowała warunki pracy i płacy polskich pracowników elektrowni. Chodzi im głównie o to, że Polacy są opłacani według polskich stawek i dostają za robotę ok. 400 euro. CGT uważa, że na terenie Francji obowiązuje francuskie prawo, które gwarantuje pracownikom wynagrodzenie wynegocjowane w ramach układu zbiorowego. W tym przypadku chodzi o porozumienie zawarte przez metalurgów. Sprawa bowiem dotyczy tej właśnie branży.
400 euro plus dodatek za rozłąkę
Cytowany przez AFP przedstawiciel firmy ZREW dementuje te informacje, twierdząc, że 400 euro "to podstawowa część wynagrodzenia", a za każdy dzień pracy Polacy dostają także "dodatek za rozłąkę" w wysokości 45 euro. W dodatku mają zapewniony dach nad głową "i muszą płacić tylko za wyżywienie".
CGT odrzuca tę argumentację, twierdząc, że Polacy powinni być zatrudnieni zgodnie z obowiązującym we Francji układem zbiorowym dla branży metalurgicznej - czyli lepiej wynagradzani.
Pytani o sprawę przedstawiciele Alstomu podkreślali w rozmowach z AFP, że "dodatek za rozłąkę" jest nieodłączną częścią wynagrodzenia. Firma EDF, która jest właścicielem elektrowni, w ogóle odmawia angażowania się w sprawę, tłumacząc, że dotyczy ona pracowników zatrudnionych przez Alstom.
Dla centrali CGT sprawa jest przykładem, do czego prowadzi dyrektywa o liberalizacji usług w UE, która w przyszłym tygodniu będzie głosowana w Parlamencie Europejskim w Strasburgu. Przewiduje ona tzw. zasadę kraju pochodzenia, która oznacza, że przedsiębiorca świadczący usługi w innym na terenie UE może to robić na podstawie przepisów kraju pochodzenia.
Niedźwiedzia przysługa
Protest związkowców, chociaż szlachetny, może przynieść odwrotne skutki od zamierzonych. Podniesienie pensji pracownikom podwyższy koszty działania firmy, która w konsekwencji straci kontrakt z francuską elektrownią. Takie przypadki miały już miejsce nie tylko we Francji, ale również w Szwecji. I o to w gruncie rzeczy chodzi związkowcom, żeby usunąć z rynku tańsze firmy z naszej części Europy.