Francuski strajk zaczyna ciążyć gospodarce

Do trwającego już drugi tydzień strajku we francuskim transporcie dołączyli pracownicy państwowi i firm energetycznych. Strajk przeciwko reformom planowanym przez prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego zaczyna ciążyć gospodarce.

Do trwającego już drugi  tydzień strajku we francuskim transporcie dołączyli pracownicy  państwowi i firm energetycznych. Strajk przeciwko reformom  planowanym przez prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego zaczyna ciążyć  gospodarce.

Przeciwko planowanej likwidacji przywilejów emerytalnych bezterminowy strajk prowadzą pracownicy kolei i kierowcy autobusów. Na 24 godziny dołączyli do nich pracownicy poczty, nauczyciele, kontrolerzy lotów i personel szpitali. Protestują przeciwko planowanej redukcji 23 tys. miejsc pracy w przyszłym roku.

Ponadto osiem związków zawodowych, reprezentujących 5,2 mln pracowników państwowych (czyli ok. jednej czwartej ludności czynnej zawodowo), ocenia, że od 2000 roku siła nabywcza pieniądza spadła o sześć procent, choć rząd podważa tę kalkulację.

Reklama

Demonstrują także studenci w około połowie z 85 uniwersytetów w proteście przeciwko planowanej reformie systemu finansowania studiów.

Według serwisu internetowego BBC może to być największy ze strajków od czasu objęcia w maju władzy przez Sarkozy'ego.

Strajk na lotniskach w stolicy Francji i w Marsylii zdezorganizował loty, których część odwołano, a część odbywa się z opóźnieniami.

Na trasy we wtorek wyjechała połowa szybkich pociągów TGV, zaś w Paryżu kursuje jedna trzecia składów metra i mniej niż połowa autobusów.

Na ulicach nie pojawiły się stoiska z prasą - do strajku przyłączyli się pracownicy drukarni i dystrybucji. Nie są pracownikami państwowymi, ale chcą zaprotestować przeciwko redukcjom miejsc pracy.

Do strajku włączyli się w nocy pracownicy energetyki; w ramach protestu zmniejszyli o 9 proc. moc elektrowni jądrowych.

Minister gospodarki Christine Lagarde oceniła wczoraj, że straty spowodowane strajkiem przeciwko reformie systemu emerytalnego wynoszą od 300 do 400 mln euro dziennie.

Według szefowej francuskich kolei SNCF, Anne-Marie Idrac, kolej już straciła 100 mln euro. Natomiast dyrekcja sieci transportu rejonu paryskiego RATP ocenia, że strajk przynosi straty w wysokości 4 mln euro dziennie.

Narzekają restauratorzy i hotelarze w Paryżu; twierdzą, że obserwują spadek gości o 20-40 procent. Podobnie wielkie magazyny w stolicy twierdzą, że przychodzi do nich mniej o 40-50 procent klientów. Co prawda w sklepach sportowych Decathlon zaobserwowano "silny wzrost sprzedaży rowerów i wyposażenia rowerowego", nie kompensuje on jednak spadku sprzedaży innego asortymentu.

Mimo zwiększenia presji ze strony protestujących rząd stoi twardo na stanowisku, że reformy muszą zostać przeprowadzone.

Rzecznik francuskiego rządu Laurent Wauquiez powiedział we wtorek, że przedstawiciele rządu nie pojawią się w środę na negocjacjach z pracownikami kolei, o ile kolejarze nie powrócą do pracy.

Związki transportowców w poniedziałek przegłosowały rozszerzenie strajku, ale zgodziły się wziąć w środę udział w rozmowach z SNCF.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: pracownicy | francuska | francuski | procent | Nicolas Sarkozy | ciążenie | strajk | strajku | W.E.
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »