Gaz LNG rekordowo drogi, Katar tłumaczy, że nie ma jak zbić cen
Nie widać końca wzrostów cen nośników energii. Drożeje węgiel i gaz ziemny, ale rekordowo wysokie są również ceny LNG. Katar, największy na świecie sprzedawca gazu skroplonego, poinformował właśnie, że nie dysponuje dodatkowymi wolumenami, by uspokoić rynki; pracuje na maksymalnych mocach, by wywiązać się z umów z kontrahentami. Kraj rozpoczyna kolejną dużą inwestycję w rozwój produkcji LNG, ale jej realizacja potrwa lata.
O ile w szczycie kryzysu w minionym roku gaz skroplony zszedł do najniższych w historii notowań poziomów, o tyle teraz ceny wspięły się na szczyty. Problem wynika z popandemicznego ożywienia gospodarczego, które okazało się szybsze i bardziej intensywne niż wcześniej zakładano. Produkcja przemysłowa na świecie ruszyła z impetem, generując dodatkowy popyt na energię i surowce.
Tymczasem inwestycje w wydobycie czy w budowę terminali skraplających, mocno ograniczone w 2020 roku, nie zdążyły nabrać tempa. Do tego trzeba dodać niskie temperatury w początkowych miesiącach roku, niskie stany magazynowe w Europie, ogromny popyt na węgiel i gaz w Azji oraz wstrzemięźliwą politykę handlową Gazpromu.
- Pracujemy na maksymalnych mocach i przekazujemy naszym klientom należne wolumeny - mówił minister energii Kataru Saad al-Kaabi. Tłumaczył, że nie może pomóc w złagodzeniu sytuacji na rynku, udostępniając większe ilości LNG, bo zwyczajnie nie są one dostępne.
Handel LNG w pierwszym półroczu 2020 roku spadł o ponad 20 proc., dostosowując się do niższego popytu rynkowego. Jednak już druga połowa minionego roku przyniosła zmianę trendu. Zapotrzebowanie rosło, a dostawcy na bieżąco odpowiadali na oczekiwania rynkowe. Początek 2021 roku przyniósł ochłodzenie w Europie i Azji Północno-Wschodniej, co wzmogło popyt na surowiec. To był prawdziwy test elastyczności dostaw LNG. Na to nałożyły się dodatkowo problemy logistyczne - wąskie gardła i ograniczenia zdolności żeglugowych.
Teraz zapotrzebowanie na surowce energetyczne wciąż rośnie, a wraz z popytem rosną ceny. Azja konkuruje o dostawy z Europą, zgłasza wysokie zapotrzebowanie, szykując się na kolejny sezon grzewczy, co mocno pompuje ceny w górę.
A podaż jest ograniczona. Jak podaje IEA, inwestycje w rozbudowę mocy skraplających gazu były w 2019 r. rekordowe i wyniosły ponad 65 mld dol. Zakładały zwiększenie mocy o 100 mld m sześc. W kryzysowym 2020 r. do realizacji przyjęto tylko jeden projekt, w Meksyku, o wydajności 4 mld m sześc. rocznie. Pozostałe decyzje inwestycyjne zostały przesunięte w czasie ze względu na niepewność wywołaną pandemią. Opóźniła się też część realizowanych już prac.
Inwestycje są bardzo kapitałochłonne, konieczne jest zapewnienie odbioru większości mocy w postaci umów długoterminowych. Nic więc dziwnego, że gdy światowe rynki się zachwiały, chęć do inwestowania zanikła.
Również w tym roku widać dużą ostrożność. Do września zgłoszona została jedna decyzja inwestycyjna realizowana przez Quatar Petroleum, o mocy 45 mld m sześc. rocznie. Zwiększy ona zdolności eksportowe Kataru o 40 proc. Koszt projektu to prawie 30 mld dol. Jednak proces inwestycyjny potrwa. Planowane oddanie do użytku nowej infrastruktury to koniec 2025 r., a osiągnięcie pełnych zdolności - przełom 2026 i 2027 r. Zapowiedzi inwestorów wskazują, że podjętych może zostać jeszcze kilka decyzji inwestycyjnych przed końcem roku, większość w Ameryce Północnej.
W niestabilnym środowisku cenowym wraca motywacja do zawierania kontraktów na dostawy LNG w dłuższym terminie. W kryzysowym 2020 r. kontraktacja LNG zmniejszyła się o prawie 30 proc. rok do roku. Łączny wolumen zawartych kontraktów wyniósł w 2020 r. ok. 52 mld m sześc., podczas gdy dla porównania w szczytowym momencie, czyli w 2018 r., było to 90 mld m sześc. W tej chwili odczuwalne jest ożywienie. Po ośmiu miesiącach bieżącego roku zawarto kontrakty na dostawę ok. 48 mld m sześc. Stopniowo kontrakty wracają do poziomów sprzed pandemii.
Saad al-Kaabi podkreślał, że wysokie ceny są destrukcyjne dla popytu. Faktycznie, wiele krajów wchodzi w kryzys energetyczny. Do przerw w dostawach energii dochodzi m.in. w Chinach i Indiach, co przekłada się na pracę zakładów wytwórczych w różnych sektorach rynku. Produkcja jest wstrzymywana bądź ograniczana. Ale cierpi również Europa. Wysokie ceny prądu wywierają presję na rządy i na lokalny przemysł, który może nie udźwignąć wzrostu kosztów energii. A to wiąże się z ryzykiem utraty miejsc pracy.
Problemy sygnalizują m.in. producenci stali z Wielkiej Brytanii, którzy ostrzegają, że być może będą musieli wstrzymywać produkcję, jeśli nie otrzymają pomocy od państwa. W Hiszpanii producent stali Sidenor już ogłosił, że zawiesił produkcję w pobliżu Bilbao po tym, jak wzrost kosztów energii spowodował wzrost kosztów ogólnych produkcji o 25 proc.
Monika Borkowska