Gilowska za Balcerowicza?

Kadencja Leszka Balcerowicza mija w styczniu 2007 roku. Największe szanse na kierowanie NBP mają Zyta Gilowska i Andrzej Sławiński.

Nazwisko następcy Leszka Balcerowicza na stanowisku prezesa Narodowego Banku Polskiego (NBP) prezydent Lech Kaczyński poda najwcześniej po wyborach samorządowych, poinformował Gazetę Prawną Maciej Łopiński, minister w Kancelarii Prezydenta.

Ale pierwsze typy na giełdzie nazwisk zaczynają się już pojawiać - mówi się o Zycie Gilowskiej, Andrzeju Sławińskim czy Sławomirze Skrzypku. Szef banku centralnego jest osobą bardzo ważną dla rynków finansowych, dla inwestorów jego pozycja jest równa premierowi czy ministrowi finansów.

Prezydent i politycy Prawa i Sprawiedliwości (PiS) nie zdecydują się raczej, by nowym prezesem NBP została osoba bardzo kontrowersyjna, zarówno dla rynków finansowych jak i dla świata polityki. Mogłoby to naruszyć fundamenty budowy IV Rzeczpospolitej, a bez stabilnej i szybko rozwijającej się gospodarki ten polityczny cel braci Kaczyńskich mógłby wytracić dynamikę.

- Prezydent poda nazwisko swojego kandydata na nowego prezesa NBP nie wcześniej niż po wyborach samorządowych. Poszukiwania trwają już od dłuższego czasu. Na pewno następca obecnego szefa banku centralnego będzie wywodził się z innej szkoły ekonomicznej niż Leszek Balcerowicz - mówi sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta Maciej Łopiński, odmawiając komentarza na temat potencjalnych kandydatur.

Reklama



Kadencja mija w styczniu

Nowy Balcerowicz będzie miał więc niewątpliwie inne poglądy niż obecny szef NBP, którego główną zasługą jest sprowadzenie dwucyfrowej inflacji do poziomu nieco ponad 1 proc., co wcale nie znaczy, że będzie gorszym prezesem. Prawdopodobnie będzie nieco mniej ortodoksyjny inflacyjnie, ale też jego pozycja będzie inna, zdecydowanie niższa niż obecnego prezesa, uważają ekonomiści.

Balcerowicz został zaprzysiężony na prezesa NBP 10 stycznia 2001 roku. Kadencja trwa 6 lat, a więc 10 stycznia 2007 roku kończy on swoje urzędowanie. Jego następcę powoła Sejm na wniosek prezydenta. Choć wyznaczenie osoby to domena Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, partner koalicyjny PiS - Samoobrona - zapowiada, że także będzie chciała przedstawić swojego kandydata.

- NBP ma swoje konstytucyjne zobowiązania, jak też uprawnienia. Dobry prezes NBP jest po to, aby wypełniać misję banku centralnego. Nowy prezes powinien jednak szerzej niż Leszek Balcerowicz patrzeć na gospodarkę. To znaczy, że nie może się skupiać wyłącznie na celu inflacyjnym - ocenia przewodniczący sejmowej Komisji Gospodarki Artur Zawisza z PiS.

- Poza tym dochodzą do tego cechy charakteru. U Leszka Balcerowicza, nawet uśmiechającego się, mieliśmy do czynienia z elementami furii - dodaje Zawisza.

Artur Zawisza, który przewodniczy też sejmowej komisji śledczej ds. nadzoru bankowego, której samo powołanie Balcerowicz uznaje za niekonstytucyjne, również odmawia podania swoich typów - wskazując, że decyzje będą pochodzić wyłącznie z ośrodka prezydenckiego.

Każda wypowiedź prezesa NBP Leszka Balcerowicza jest bacznie analizowana przez inwestorów, często wpływa także na ich decyzje powodując zmiany kursu złotego i polskiego długu

Słowa Balcerowicza z 31 sierpnia, o tym że widzi ryzyko przekroczenia celu inflacyjnego w 2007 r., zwiększyły rentowności 5-letnich obligacji o 3 pb do 5,43 proc.



Gilowska - numer 1

Rynki i politycy już od kilku miesięcy intensywnie zastanawiają się, kto obejmie schedę po Leszku Balcerowiczu. Jego następca zastanie wizerunek prezesa NBP jako obrońcy niezależności banku centralnego i stabilności cen, a także krytyka wielu dokonań rządów PiS.

Politycy z tego ugrupowania coraz częściej, choć nadal nieoficjalnie, wymieniają jako najbardziej prawdopodobne kandydatury na szefa NBP: byłą wicepremier Zytę Gilowską, obecnego członka Rady Polityki Pieniężnej (RPP) Andrzeja Sławińskiego, wiceprezesa PKO BP Sławomira Skrzypka, prezydenta Łodzi Jerzego Kropiwnickiego, a także profesora Szkoły Głównej Handlowej Urszulę Grzelońską i obecnego wiceprezesa NBP Krzysztofa Rybińskiego.

- Te nazwiska krążą, ale żadne z nich nie jest jeszcze przesądzone przez braci Kaczyńskich - twierdzi jeden z bankowców, związany z PiS.

Notowania Gilowskiej znacznie rosną po wczorajszym wyroku Sądu Lustracyjnego, który uniewinnił byłą minister finansów i uznał, że nie jest kłamcą lustracyjnym. Sławiński, wywodzący się z SGH, wśród obecnych członków RPP wyróżnia się tym, że w przeciwieństwie do Balcerowicza opowiada się za mniej restrykcyjną polityką pieniężną.

Natomiast Sławomir Skrzypek, przed wejściem do zarządu PKO BP, był zastępcą Lecha Kaczyńskiego za czasów jego prezydentury w Warszawie. Nieco gorsze notowania wśród analityków mają zaś Jerzy Kropiwnicki, głośny przeciwnik liberalnej polityki Balcerowicza, a także Urszula Grzelońska, którą uważa się za zwolennika większej ingerencji państwa w gospodarkę. Zaś Krzysztof Rybiński w zarządzie NBP odpowiadał m.in. za projekcje inflacyjne.

- Szef banku centralnego powinien cechować się dobrą znajomością rynków finansowych. Powinna to być osoba wiarygodna i gotowa na to, by umiejętnie wykorzystywać niezależność banku - sądzi Edgar Saravia, szef biura Banku Światowego w Polsce.

- Idealny kandydat musi zadbać o wzrost gospodarczy. Musi być także politycznie niezależny - twierdzi Cezary Mech, były wiceminister finansów i były członek Komisji Nadzoru Bankowego, obecnie zastępca szefa Kancelarii Sejmu, a do niedawna wymieniany także jako poważny kandydat na nowego prezesa NBP.

Premier Jarosław Kaczyński mówił kilka miesięcy temu, że jest grupa 5-6 profesorów z SGH i Uniwersytetu Warszawskiego, spośród których mógłby zostać wyłoniony nowy prezes NBP.

Pewne jest, że wybór padnie na osobę o innym podejściu do polityki pieniężnej niż obecny szef banku centralnego. Prezydent Lech Kaczyński w wywiadzie dla Agencji Reuters zapowiadał, że szukając nowego zarządcy państwowych rezerw walutowych, zwróci się do niebalcerowiczowskiej części polskich ekonomistów, którzy do tej pory nie mieli siły przebicia. Zgodnie z konstytucją, szef NBP nie może należeć do partii politycznej, związku zawodowego ani prowadzić działalności publicznej niedającej się pogodzić z godnością jego urzędu.

Rynki finansowe nie lubią zmian, bo te zawsze wiążą się z ryzykiem zmiany na gorsze. Dlatego też początkowo na nazwisko nowego prezesa banku centralnego mogą reagować nerwowo.

- Ale większych zawirowań w związku ze zmianą na stanowisku prezesa NBP raczej się nie spodziewam, choć pewna nerwowość wydaje się nieunikniona - ocenia Radosław Bodys, ekonomista w Merrill Lynch.

Nowy szef - mniejsza władza

Mimo że rynki finansowe, a zwłaszcza inwestorzy zagraniczni, bacznie obserwują wypowiedzi prezesa NBP, obecna rola Balcerowicza w procesie ustalania parametrów polityki pieniężnej - głównie poziomu stóp procentowych - zmniejszyła się. W 10-osobowej Radzie Polityki Pieniężnej, decydującej o kosztach kredytu w Polsce, której przewodniczy szef banku centralnego, głos Balcerowicza, jak wynika z publikowanych wyników głosowań, nie jest już decydujący.

Nowy szef NBP będzie się także musiał pogodzić z utratą wielu dotychczasowych uprawnień. Balcerowicz jest również przewodniczącym Komisji Nadzoru Bankowego. Szefowanie tej instytucji daje istotne narzędzie wpływania na kształt polskiego sektora bankowego. Jednak wraz z wejściem w życie w tym miesiącu ustawy o zintegrowanym nadzorze finansowym, władza prezesa NBP znacznie maleje. Te uprawnienia dodatkowo wzmacniały pozycję Balcerowicza. Widać to było w trakcie sporu banku centralnego z rządem dotyczącego zgody dla włoskiego banku UniCredit na przejęcie kontroli nad Bankiem BPH.

W Sejmie znajduje się także projekt zmian w ustawie o NBP, autorstwa Samoobrony, która traktuje walkę publiczną z Balcerowiczem priorytetowo i politycznie. Nowelizacja ta prowadzi do zwiększenia obowiązków prezesa banku centralnego, by oprócz dbania o poziom cen, wspierał także wzrost gospodarczy. Chodzi więc o to, by ciąć stopy procentowe szybciej niż robi się to teraz.

- Samo wprowadzenie nadzoru finansowego zmienia otoczenie prawne, bo redukuje funkcje nadzorcze. Ale w przypadku zmian w ustawie o NBP poruszamy się tylko wokół projektu jednego z klubów koalicyjnych, ale tylko projektu. Ta sprawa nie jest przesądzona. Różnie może z tym być - dodaje poseł Zawisza.

Może się więc okazać, że krytykowane przez bank centralny zmiany ustawy o jego działalności wcale nie ujrzą światła dziennego i politycy zapomną o tym, gdyż gwarantem zmian polityki pieniężnej będzie wyłącznie przyjazny im nowy szef NBP, a nie rewizja w prawie.

Kuba Kurasz

OPINIE

Janusz Maksymiuk
wiceprzewodniczący Samoobrony

Leszek Balcerowicz, kierujący NBP, myli niezależność z nieomylnością. Prowadzona przez Balcerowicza od lat nadrestrykcyjna polityka pieniężna spowodowała tylko stłumienie inflacji, a nie zlikwidowanie jej źródeł, ale przede wszystkim doprowadziła do zniszczenia fundamentalnych źródeł wzrostu gospodarczego. Już nie tylko Andrzej Lepper ostro krytykuje Balcerowicza. Przede wszystkim taka krytyka jest zawarta w Raporcie OECD Economic Survey - Poland 2004. Najgorsze miejsce Polski w OECD i ostatnie miejsce Polski w UE pod względem tempa wzrostu gospodarczego, poziomu zatrudnienia, bezrobocia i nakładów inwestycyjnych to efekt m.in. polityki pieniężnej NBP. Następcą Balcerowicza powinien być mąż stanu tej miary co Eugeniusz Kwiatkowski czy Allan Greenspan. Powinien rozumieć, że celem polityki gospodarczej każdego kraju jest kształtowanie dochodów swojej ludności. Aby Polacy mieli dochody, państwo jako całość musi dbać o ich źródła, a ponieważ podstawowym źródłem dochodów ludności są miejsca pracy, to temu celowi powinna być podporządkowana polityka gospodarcza, w tym także jeden z jej elementów - polityka pieniężna.

Polska nie może przypominać autobusu wariatów, w którym rząd bawiąc się kierownicą udaje, że rządzi, opozycja bawi się kierunkowskazami, a prezes NBP wciska hamulec według własnego uznania.

Radosław Bodys
ekonomista ds. Europy Centralnej w banku Merrill Lynch w Londynie

Leszek Balcerowicz może być postrzegany przez ekonomicznych laików negatywnie. Myślę jednak, że był dobrym prezesem NBP, choć nie ustrzegł się też błędów. Patrząc z perspektywy czasu można byłoby wiele decyzji podjąć lepie, ale wówczas trudno było wszystko przewidzieć, a skala nierównowagi w gospodarce była duża. Mam na myśli zbyt restrykcyjną politykę na początku kadencji poprzedniej RPP, czyli rok 2000, kiedy realne stopy procentowe powinny być wyższe, ale zostały podwyższone zbyt dramatycznie, co nałożyło się na okres znaczącej aprecjacji złotego (dodatkowo go wzmacniając). To była przyczyna gwałtownego spowolnienia gospodarki w latach 2001-2003 i prawdopodobnie najpoważniejszy błąd RPP. Drugą porażką, o większych implikacjach reputacyjnych niż gospodarczych, była podwyżka stóp przy wejściu Polski do UE, gdy było oczywiste, że wzrost inflacji - główny powód dla wyższych stóp, jest wynikiem jednorazowego wzrostu cen i dostosowywania tych cen w Polsce, których poziom był niższy niż w Unii.

Z drugiej strony, nadmiernie restrykcyjna polityka pieniężna przyczyniła się do restrukturyzacji i wzrostu konkurencyjności polskich firm, choć trudno powiedzieć, na ile było to działanie zamierzone.

Największym osiągnięciem jest doprowadzenie do niskiej i stabilnej inflacji, czyli do tego, co jest głównym celem banku centralnego.

Gazeta Prawna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »