Google stawia na ....

Od końca grudnia coraz więcej osób szuka na Google hasła "Steve Ballmer", a coraz mniej "Eric Schmidt". Jednak to może się zmienić.

Od końca grudnia coraz więcej osób szuka na Google hasła "Steve Ballmer", a coraz mniej "Eric Schmidt". Jednak to może się zmienić.

W niedzielę pojawiły się informacje, że Schmidt, który jest dyrektorem generalnym Google zadzwonił do niezbyt ostatnio szczęśliwego Jerry'ego Yanga z Yahoo! oferując mu pomoc w odparciu najazdu Hunów - czyli ekipy Steve'a Ballmera z Microsoftu. Google opublikowało też w niedzielę odpowiednio nobliwe oświadczenie swojej rady nadzorczej: "Google - i Yahoo! - mogły powstać dzięki otwartości Internetu. ... Więc chęć wrogiego przejęcia Yahoo! przez Microsoft rodzi niepokojące pytania. Tu chodzi o coś więcej, niż o zwykłą transakcję handlową. Gra idzie o zachowanie podstawowych wartości Internetu: otwartości i innowacyjności". Pozbądźmy się złudzeń: nie chodzi o Internet. Nawet nie do końca chodzi o Yahoo!. Zamiast tego, Yahoo! jest piłką w epickim starciu Microsoftu z Google - oraz kapitanów obu drużyn - Ballmera i Schmidta

Reklama

Na zdjęciach: Kryzys ekonomiczny stwarza większe zagrożenie dla Yahoo!
Na zdjęciach: 2000 największych firm notowanych na giełdzie
Na zdjęciach: Lista najbogatszych Amerykanów "Forbes 400"
Na zdjęciach: Najbogatsi multimilionerzy świata

Zarówno Google, jak i Microsoft będą chciały zająć wysoce moralne pozycje oświadczając, że ich działania umożliwią lepszą konkurencję w Internecie. Obaj tytani nowych technologii przypominają doświadczonych polityków, którzy świetnie potrafią spierać się o "konkurencyjność". Obydwaj zakosztowali już słodyczy monopolu - i liczą na więcej.

Na początek nieco historii: Yahoo! i Google powstały w okresie największego monopolu Microsoftu - Yahoo w 1994 roku, Google w 1998. W tamtych latach nienawiść do Microsoftu była powszechnym uczuciem w Dolinie Krzemowej. Potentat z Redmond liczył ogromne zyski ze sprzedaży swojego systemu operacyjnego i pakietu aplikacji biurowych. Współzałożyciel Microsoftu, Bill Gates, wiedział, że jego firma jest najbardziej wrażliwa w obszarach, w których nikt nie spodziewa się ataku. Często żartował, że największym konkurentem Microsoftu jest jakaś mała firemka na końcu świata, o której jeszcze nikt nie słyszał.

Natomiast mędrcy z Doliny Krzemowej ponuro wieszczyli koniec czasów innowacji. Cień Microsoftu odstraszał przedsiębiorców od całych sektorów rynku oprogramowania. Wystarczy zdać sobie sprawę z faktu, że żadna firma nie odważyła się zbudować systemu operacyjnego, a nawet edytora tekstu. Najgłośniej mówił o tym Scott McNealy z Sun Microsystems, cieszący się wsparciem dyrektora działu technologicznego, Erica Schmidta. W kwietniu 1997 roku Schmidt opuścił Sun, by objąć stanowisko dyrektora generalnego w Novell, firmie opracowującej oprogramowanie sieciowe, która toczyła ciężkie boje z Microsoftem. W dużej mierze osobista wrogość do Microsoftu przekładała się też na niechęć do Billa Gatesa. Jednak Microsoft dysponował też agresywną kadrą działu sprzedaży, zachęcaną do negocjowania najlepszych cen i najkorzystniejszych warunków kontraktów. Ton zespołowi nadawał wtedy najlepszy sprzedawca w firmie, Ballmer.

Schmidt, który specjalizował się w systemach sieciowych próbował bez powodzenia wskrzesić potęgę Novell koncentrując się na usługach katalogowania. Jednak nic z ego nie wyszło. Schmidt przeniósł się do Google w 2001 roku. Czy Microsoft na prawdę "zmroził" konkurencję? Wysiłki komercyjne zmierzające do budowy konwencjonalnych systemów operacyjnych przyniosły mizerne rezultaty. Sun nadal pracował nad swoim systemem operacyjnym, Solaris. Oprócz systemu operacyjnego Apple, który jakoś przetrwał środek lat 1990', nie pojawił się żaden system przeznaczony do komputerów PC. Microsoft zdusił z zarodku system operacyjny "Go" oparty na pracy piórem elektronicznym. Kolejna propozycja, "Be", również przeszła bez echa.

Microsoft mógł się teraz zająć zwalczaniem pioniera przeglądarek internetowych, Netscape Communications, ostatecznie doprowadzając do destabilizacji pozycji również swojego produktu. Netscape zamknął interes i sprzedał jego resztki AOL. Microsoft uwikłał się w oskarżenia o budowę monopolu i został poddany sankcjom trwającym po dziś dzień. Poza dziedzinami zdominowanymi przez Microsoft, pojawiały się liczne innowacje.

Sprawdziły się obawy Gates'a. Jego firma niedoceniła potencjału nowego systemu operacyjnego open source (niekomercyjnego) o nazwie Linux. Palm Computing stworzył system operacyjny do palmtopów - zmuszając Microsoft do mozolnego opracowywania własnego, i tak spóźnionego, produktu. Jednak najpoważniejszym niedopatrzeniem Microsoftu, pomimo deklaracji Gates'a, że jego firma dąży do pełnego zrozumienia Internetu, było niezauważenie popytu na wyszukiwarki potrafiące filtrować nagromadzone w nim dane - przez co powstała ogromna luka, którą wypełniło Google.

Całe szczęście, że żadna z tych firm nie zdecydowała się jedynie na budowę kolejnego systemu operacyjnego dla komputerów PC. Teraz sytuacja się odwróciła: Google zbiera 75% światowych dochodów z reklam umieszczanych w wyszukiwarkach. W Google wpisano 65% wszystkich zapytań wprowadzonych w wyszukiwarki przez Amerykanów w styczniu, według danych Hitwise, firmy zajmującej się badaniem rynku. Yahoo! Search i MSN Search wspólnie obsługują 28% tego rynku.

Microsoft i Google, podobnie jak inni potentaci, od lat flirtują z Yahoo!. Okazało się, że Yahoo! sama sobie zrobiła największą szkodę: próbując lansować się na firmę rodem z Hollywood. Ponadto, za wolno budowała system zabezpieczeń pozwalających na spieniężanie zamieszczanych w niej reklam. Yahoo! przegrało. Już przed laty zastanawiano się nad podzieleniem Yahoo! na małe części i sprzedażą biznesu reklamowego Google. Takie posunięcie mogłoby jeszcze bardziej zdystansować Microsoft w walce o rynek reklam online.

Ballmer - sprzedawca i zagorzały fan koszykówki - sięgnął po najskuteczniejsze narzędzie, jakim dysponował oferując Yahoo! zakup jego akcji po cenie znacznie wyższej niż aktualny, i wciąż spadający, kurs giełdowy. Wkrótce usłyszymy, jak uderza pięścią w stół domagając się szybkiej decyzji rady nadzorczej Yahoo!. Schmidt, który zna Ballmera i stan Waszyngton lepiej, niż jakikolwiek inny dyrektor z branży, postawi na inną kartę. Aby zyskać na czasie, nakłoni radę swojego przedsiębiorstwa do uderzania w znany już bęben "oskarżeń o praktyki monopolistyczne". Spróbuje zebrać wokół siebie sojuszników. Wspólnie wymyślą dziesiątki sposobów na taką restrukturyzację Yahoo!, która uniemożliwi jego przejęcie przez Microsoft. Microsoft wysłał Google do waszyngtońskich sądów na przesłuchania w związku z oskarżeniami o chęć nieuczciwego przejęcia DoubleClick, więc teraz Google zrobi wszystko, aby ci sami sędziowie zweryfikowali praktyki Microsoftu. Schmidt ma mocne koneksje w Waszyngtonie: obecnie zasiada w radzie nadzorczej Apple, razem z byłym wiceprezydentem Gore.

Zarówno Schmidt, jak i Ballmer wiedzą, że transakcję wartą wiele miliardów dolarów łatwiej jest odwlekać, niż przyspieszyć. W tym meczu, możemy być pewni dogrywki.

Na zdjęciach: Najlepsze wielkie korporacje Ameryki

Elizabeth Corcoran

Forbes
Dowiedz się więcej na temat: firma | Microsoft | Google | Forbes | Yahoo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »