Gorące krzesło ministra finansów
Kołodko gościł Michaela Jacksona, Lutkowski zrezygnował, bo nie chciał drukować pieniędzy, Belka ustanowił podatek swojego nazwiska, a Balcerowicz odchodził dwa razy. W ciągu szesnastu lat mieliśmy szesnastu ministrów finansów. Rekordzista zasiadał w fotelu prawie trzy lata. Najkrótsza kadencja trwała 66 dni.
Pracownicy resortu najlepiej wspominają Jerzego Osiatyńskiego, trzeciego w kolejności ministra finansów. Nie najgorsze wspomnienia pozostawił po sobie Grzegorz Kołodko - typ choleryka, który potrafił się bardzo unieść, ale nikomu krzywdy, ani świństwa nigdy nie zrobił.
Za swojego uważany był też Marek Belka, szczery i bezpośredni. Leszek Balcerowicz trzymał ludzi na dystans. Za to pani minister Halina Trenkner-Wasilewska była osobą bardzo miłą, niemal serdeczną. Mało kto w ministerstwie pamięta prof. Karola Lutkowskiego, który przejął tekę szefa resortu na początku lat 90. po Leszku Balcerowiczu i pełnił funkcję zaledwie 66 dni. O dwa dni dłużej urzędowała przedostatnia minister - Teresa Lubińska. Łącznie, od 1989 r. w fotelu ministerialnym zasiadało 16 ministrów, w tym trzy kobiety.
Plany Balcerowicza
Najbardziej znanym szefem resortu był z całą pewnością Leszek Balcerowicz, twórca zrębów gospodarki rynkowej, postać tyleż zasłużona co kontrowersyjna, budząca skrajne emocje, które najwyraźniej manifestują się poprzez hasło "Balcerowicz musi odejść". Sam zainteresowany nigdy nie przejmował się opiniami na swój temat. "Polityk nie może codziennie studiować sondaży popularności, bo to paraliżuje jego działania. Jak kogoś obawa przed opinią publiczną paraliżuje, to się nie nadaje do rządzenia" - mawiał.
Funkcję szefa resortu pełnił dwa razy: na początku transformacji i po raz drugi, pod koniec minionej dekady w rządzie AWS-UW, kiedy planował dokończenie zapoczątkowanych u progu lat 90. reform. Bezskutecznie. Balcerowicz przygotował reformę podatkową, wprowadzającą dwie stawki podatki PIT: 28 i 22 proc. (pierwotnie 18 i 28 proc.) z dużą kwotą wolną, żeby na zmianie nie stracili najmniej zarabiający. Podatek od osób prawnych miał wynieść 22 proc. Pakiet ustaw, przegłosowanych w wielkich bólach przez parlament, zawetował prezydent Kwaśniewski.
Dzisiaj pomysł dwóch stawek wraca w wydaniu PiS. Partia odgrzewa jeszcze jeden projekt z czasów rządu AWS, a któremu Balcerowicz mocno się sprzeciwiał - ulgi podatkowe dla rodziców.
"Przecież żadna kobieta nie podejmuje decyzji w sprawie prokreacji, dlatego że ma perspektywę ulgi podatkowej" - dziwił się wówczas Balcerowicz. Bracia Kaczyńscy mają na ten temat inne zdanie.
Jak Kołodko Jacksona przyjmował
Najbardziej barwną osobowością kierującą publicznymi finansami Grzegorz Kołodko, człowiek niezwykle ambitny, trochę megaloman, z potężnym kompleksem Balcerowicza. Brał się on chyba z tego, że to Kołodko jesienią 1989 r. jako pierwszy dostał propozycję objęcia stanowiska ministra finansów w rządzie Mazowieckiego, lecz ofertę odrzucił i do historii przeszedł Balcerowicz, nie on.
Cierpiał tym bardziej, że o swoich kompetencjach zawsze miał jak najlepsze mniemanie. "Mam dobre wyczucie, na czym polega polityka monetarna - powiedział obejmując tekę ministra finansów w rządzie Waldemara Pawlaka. Kilka lat później bez ogródek i cienia fałszywej skromności stwierdził: "Jestem twórcą dwóch cudów. Cud pierwszy to utrzymywanie w ryzach całości polityki monetarnej i finansowej kraju. Drugi to partnerski kształt stosunków ze związkami zawodowymi".
Nie potrafił sobie jednak poukładać relacji z dziennikarzami, którzy nie pisali o nim, tak jakby sobie życzył, czyli w formie panegiryków. Zamiast wychwalać jego osiągnięcia, wyłapywali gafy. A tych nazbierało się sporo. W 1996 r. Kołodko zaprosił na spotkanie Michaela Jacksona, który koncertował w Polsce. Minister czekał na niego przed drzwiami hotelu, lecz gwiazdor... bezceremonialnie minął go w drzwiach, ponieważ go nie rozpoznał. Potem do spotkania doszło, podczas którego panowie wymienili się książkami: Jackson dał Kołodce swoją biografię, a Kołodko królowi popu zrewanżował się książką "Polska 2000".
Nic też nie wyszło z wielkich planów sanacji publicznych finansów, które Kołodko chciał przeprowadzić w rządzie Leszka Millera. Angażowano go jako cudotwórcę, który szybko wyciągnie kraj z recesji. Kontrowersyjny program reform zaproponowany przez Kołodkę nie przypadł do gustu ani PSL, ani SLD, które tworzyły wówczas koalicyjny rząd. Minister stracił poparcie premiera i zniesmaczony odszedł z urzędu.
Podatek jedno ma imię
Jedni mają "swoje" góry i planety, Marek Belka ma swój podatek. Był jednym z trzech ministrów, którzy dwa razy piastowali tą funkcję. Do historii przeszedł dzięki podatkowi od zysków kapitałowych, ściąganego od odsetek naliczanych od bankowych depozytów. Od nazwiska szefa finansów i twórcy tej daniny został nazwany "podatkiem Belki". Został on ogłoszony jesienią 2001 r. i miał zacząć obowiązywać od 1 marca następnego roku. Banki miały więc wystarczająco dużo czasu, żeby przygotować specjalne "antypodatkowe" lokaty: wpłacając na nie pieniądze właściciel gotówki mógł uniknąć płacenia 20-proc. daniny. "Banki komercyjne zachowują się jak harcerze na podchodach, a nie jak przedstawiciele instytucji zaufania publicznego" - sztorcował je Belka.
Minister na praktyce
Miał zostać prezesem PKO BP, ale jego kandydaturę utrąciła szefowa NBP Hanna Gronkiewicz-Waltz. Powód? Zbyt mała praktyka w pracy w instytucjach finansowych. Niedługo później nadarzyła się okazja, żeby nabrać doświadczenia. Po odejściu z rządu Leszka Balcerowicza, Jarosław Bauc, przejmuje tekę ministra finansów. Do tej pory zawsze działał w drugiej linii, schowany w cieniu, z dala od fleszy. Nagle znalazł się w epicentrum trzęsienia ziemi, które zresztą sam wywołał. Latem 2001 r. minister finansów ogłosił, że w kasie państwa brakuje - bagatela - 17 mld zł i konieczny jest błyskawiczny program naprawy państwowej kasy, w przeciwnym razie grozi nam bankructwo. Trzeba było sporej odwagi cywilnej, żeby wygłosić takie oświadczenie na kilka miesięcy przed wyborami parlamentarnymi. Posłowie AWS zażądali jego głowy, co i tak nie uchroniło ich od klęski wyborczej.
Minister, co w reklamie wystąpił
Andrzej Raczko był pierwszym i zarazem ostatnim ministrem, który wystąpił w reklamie. Pomysł był niezły: chodziło o to, żeby pomóc społeczeństwu wypełnić zeznania podatkowe. Akcję przygotował dziennik "Fakt" do spółki z Ministerstwem Finansów. Przez kilka dni szef resortu osobiście zachęcał z billboardów i w reklamówkach telewizyjnych do kupowania gazety z poradnikiem. Początkowo ministerstwo nie widziało niczego niestosownego w tym, że minister bierze udział w kampanii reklamowej. Jego rzecznik tłumaczył, że przecież Raczko nie wziął za to ani złotówki... Wkrótce potem stracił stanowisko. Nie minister, lecz rzecznik.
Dwa miesiące w izbie otrzeźwień
Nie porządził długo. Ledwie dwa miesiące z niewielkim okładem. Z urzędu odszedł, bo nie mógł się porozumieć z partiami wchodzącymi w skład koalicji rządowej. O co poszło? Otóż prof. Karol Lutkowski, który objął urząd po Leszku Balcerowiczu, nie chciał się zgodzić na... dodruk pieniędzy. Takie to były czasy. "Gabinet ministra finansów jest doskonałą izbą otrzeźwień i pozwala ocenić, jakie są dziś możliwe granice manewru w polityce finansowej państwa" - powiedział po dymisji minister.
Uśmiechnięta pani minister
Niewiele dłużej urzędowała w gmachu przy Świętokrzyskiej Teresa Lubińska, przedostatnia lokatorka najważniejszego gabinetu w budynku resortu. Nieznana szerzej profesor ekonomii ze Szczecina szybko dała się poznać jako przeciwniczka sieci handlowych. Niedługo po objęciu stanowiska opowiedziała dziennikarzom "Financal Timesa", jak to ona nie lubi hipermarketów i będzie starała się ograniczyć ich ekspansję w Polsce. Wyznania pani minister na tyle zainteresowały redakcję dziennika, że opublikowała je na pierwszej stronie weekendowego wydania. Światowe media przez dwa dni miały o czym mówić.
DJ w resorcie
Najbardziej rock'n'rollowy minister. Andrzej Olechowski zaczynał jako disc jockey w radiowej "Trójce", do której ściągnął Wojciecha Manna. Był kierownikiem muzycznym zespołu Wojciecha Klenczona, zapowiadał koncerty, a nawet podobno napisał kilka piosenek. Dużo jeździł za granicę i - jak przyznaje - w trakcie tych wojaży miał kontakty z polskim wywiadem gospodarczym.
Na początku lat 90. szefował bankowi centralnemu, potem zgodził się objąć tekę szefa resortu finansów w rządzie Jana Olszewskiego, gdzie dał się poznać, jako strażnik zdrowego rozsądku ekonomicznego. Politycy nijak nie mogli pojąć, że nie można bezkarnie drukować pieniędzy, gdyż w ten sposób napędza się inflację. O skali problemów, z jakimi przyszło mu się zmierzyć niech świadczy fakt, że podczas konstruowania budżetu na 1993 r. poważnie zastanawiano się, czy nie poprosić Zachodu o pomoc w sfinansowaniu deficytu budżetowego. Udało się tego uniknąć. Olechowski wymógł też na rządzie zgodę na określenie granicy dopuszczalnego deficytu na poziomie 5,5 proc. PKB.
Odszedł z urzędu, gdy Sejm przegłosował waloryzację pensji sfery budżetowej, rent i emerytur.
Poczet ministrów finansów i czas ich urzędowania
Leszek Balcerowicz okres urzędowania - 12.09.1989 - 22.12.1991
Karol Lutkowski - 23.12.1991 - 27.02.1992
Andrzej Olechowski - 28.02.1992 - 05.06.1992
Jerzy Osiatyński - 01.07.1992 - 26.10.1993
Marek Borowski - 26.10.1993 - 08.02.1994
Grzegorz Kołodko - 28.04.1994 - 04.02.1997
Marek Belka - 04.02.1997 - 31.10.1997
Leszek Balcerowicz - 31.10.1997 - 08.06.2000
Jarosław Bauc - 12.06.2000 - 28.08.2001
Halina Wasilewska-Trenkner - 28.08.2001 - 19.10.2001
Marek Belka -19.10.2001 - 06.07.2002
Grzegorz W. Kołodko - 06.07.2002 - 16.06.2003
Andrzej Raczko - 16.06.2003 - 21.07.2004
Mirosław Gronicki - 21.07.2004 - 31.10.2005
Teresa Lubińska - 31.10.2005 - 07.01.2006
Zyta Gilowska - 07.01.2006 - ?