Górnicy: Walczymy, bo rząd nas "olewa"

Górnicy ze śląskich kopalń uczestniczą w czwartek od rana w zorganizowanym przez górnicze związki zawodowe referendum w sprawie strajku generalnego w branży.

Rozpoczęte przed pierwszą zmianą głosowanie potrwa do północy. Związki szacują, że weźmie w nim udział ok. 70 tys. z blisko 120 tys. osób zatrudnionych w górnictwie.

O co walczą?

Powodem zapowiadanych protestów jest projekt rządowej strategii dla górnictwa na lata 2007-2015. Związkowcy przekonują, że prowadzi on m.in. do

  • likwidacji kopalń,
  • obniżki realnej płacy górników
  • niekorzystnych dla pracowników zmian w układach zbiorowych pracy
  • Sprzeciwiają się także prywatyzacji branży.

Reklama

Resort gospodarki i pracodawcy odpowiadają, że związkowe obawy są nieuzasadnione.

Związkowcy przedstawią wyniki głosowania podczas konferencji prasowej w piątek w południe.

Wszyscy pytani przez reporterów górnicy deklarowali poparcie dla strajku, różnili się jednak w ocenach, czy rzeczywiście do niego dojdzie.

- Jeżeli nie obronimy pewnych zapisów w tym dokumencie, to możemy się żegnać z górnictwem, z jego przywilejami, układami zbiorowymi. Bez dobrej strategii górnik straci wszystko, a na to nie możemy pozwolić. Ale myślę, że jest jeszcze szansa siąść do rozmów. Wszystko jest jeszcze możliwe do zażegnania strajku. Strajk zawsze rodzi konsekwencje. Jest czas, żeby rządzący wzięli pod uwagę to referendum i siedli do rozmów - ocenił szef "Solidarności" w "Halembie", Józef Kowalczyk.

Wśród głosujących w "Halembie" nie było nikogo, kto nie deklarowałby poparcia dla strajku. Górnicy tłumaczyli to niskimi płacami, obawą przed utratą przywilejów, niechęcią do prywatyzacji.

- Jak nie idzie rozmawiać z rządem, który nas po prostu "olewa", nie mamy innego wyjścia. Strategia nie idzie w dobrym kierunku. Myślę, że dojdzie do strajku. Ludzie już mają dosyć tego - powiedział 36-letni górnik dołowy.

- Nikt z decydentów, którzy zajmują się obecnie górnictwem, nie ma chyba pojęcia o tym, co się dzieje w tej branży - że trzeba ją doinwestować, jak to się dzieje wszędzie na świecie; że nie ma możliwości, żeby przy takiej koniunkturze na węgiel, spadających cenach, górnictwo samo utrzymywało. Myślę, że rząd nie orientuje się w naszych potrzebach (...) My tu zarabiamy średnio ok. 2 tys. zł, a nie jak podają 4-5 tys. - skarżył się inny 35-letni górnik.

Janusz Nowara, który za pięć miesięcy przechodzi na emeryturę, uważa, że górnicy muszą walczyć o swoje.

- Głosowałem na tak, żeby się trochę łatwiej żyło. Człowiek pracuje już tyle lat i ciężko jest przeżyć z miesiąca na miesiąc. Pracuję ponad 24 lata i 7 miesięcy, w tym roku idę na emeryturę i jeżdżę 11-letnim samochodem. Chciałbym, żeby chociaż następne pokolenia miały troszkę łatwiej. Tym, co mówią, że nie jest tak źle, mogę pokazać pasek - 1,4 tys. zł na rękę. Czy to jest wielki pieniądz? - mówił.

- Strategia jest zła. Przecież widać, co się dzieje na świecie - to gaz zamknięty, to ropa zamknięta. A Polska jedzie na węglu, trzeba to tylko umieć wykorzystać - ocenił pan Janusz. Według niego, nie trzeba bać się strat spowodowanych ewentualnym strajkiem. - To już trwa tyle lat, że nie ma się czego bać, trzeba postawić po prostu na swoim i trzymać się tego - dodał.

Najczęściej górnicy narzekali na niskie zarobki.

Kiedy były ostatnio podwyżki w górnictwie? - Nie pamiętam - skarżył się pan Augustyn, który 28 lat przepracował w zakładzie przeróbki mechanicznej węgla. Płace w górnictwie od kilku lat stoją w miejscu, sytuacja ekonomiczna jest nienajlepsza. Nie wiem, czy do strajku dojdzie. Może po referendum rząd się opamięta i zrobi, żeby nie doszło - ocenił 34-letni Ryszard, także z przeróbki.

Pytanie, na które odpowiadają górnicy, brzmi: "Czy w związku z przyjętą przez Ministerstwo Gospodarki strategią dla górnictwa na lata 2007-2015, która swoimi zapisami doprowadzi do: zagrożeń w funkcjonowaniu układów zbiorowych pracy, obniżenia płacy, prywatyzacji sektora, sprzedaży i likwidacji kopalń, stopniowej likwidacji sektora; jesteś za strajkiem generalnym w górnictwie węgla kamiennego?".

Dyrekcje kopalń - jak zapewnił rzecznik Kompanii Węglowej, Zbigniew Madej - nie utrudniają związkowcom organizacji referendum. Zarząd Kompanii nie ukrywa jednak, że zadawane górnikom pytanie uważa za wprowadzające załogę w błąd.

W środę w specjalnym liście zarząd zaapelował do górników o troskę o losy firmy, która może stracić na strajku ok. 44 mln zł dziennie. Zapewnił, że nie zamierza likwidować kopalń, obniżać płac ani jednostronnie zmieniać układów zbiorowych, a Kompania nie jest przewidziana do prywatyzacji.

W poprzednich latach związkowcy kilkakrotnie pytali górników o chęć przystąpienia do strajku, za każdym razem otrzymując ponad 90-procentowe poparcie. W 2003 doszło do 2-godzinnego, a następnie 24-godzinnego strajku, który objął trzecią część kopalń. Ostatnie duże, trwające około dwa tygodnie, strajki w branży miały miejsce blisko 13 lat temu, wiosną 1994 roku.

Zgodnie z przedstawionym przez górnicze związki harmonogramem, jeżeli nie dojdzie do - jak mówią związkowcy - konstruktywnych rozmów z rządem, za niespełna tydzień, 24 stycznia odbędzie się 24-godzinny strajk ostrzegawczy, a 1 lutego ma ruszyć "generalna akcja" - strajk generalny lub np. blokada wysyłki węgla.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: związkowcy | strajk generalny | rząd | referendum. | strajk | referendum | strajku | górnicy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »