Gospodarcze reperkusje eboli. Kto traci? Kto zyskuje?
Epidemia eboli w Afryce Zachodniej i panika, że choroba mogłaby się roznieść po świecie, ma coraz wyraźniejsze reperkusje gospodarcze.
Przez długi czas inwestorzy nie przykładali większego znaczenia do eboli i jej możliwych następstw ekonomicznych. Lecz teraz coraz wyraźniejsze staje się, że groźba rozprzestrzenienia się tej choroby na całej kuli ziemskiej poruszyła wyobraźnię.
Eksperci liczą się z tym, że konsumentom może odejść ochota na podróże samolotami czy generalnie podróże do egzotycznych krajów.
Po tym, jak ze Stanów Zjednoczonych nadeszła informacja, że druga pielęgniarka ze szpitala w Dallas, w Teksasie, która zaraziła się wirusem eboli pielęgnując tam chorego pacjenta, mogła bez problemów podróżować samolotami bez jakichkolwiek przeszkód, sprawiła, że nagle zaczęły spadać kursy linii lotniczych - South West Airline, United Continental i American Airlines.
Gdy okazało się, że na pokładzie amerykańskiego statku wycieczkowego jest kobieta, która miała kontakt w laboratorium z próbkami płynów fizjologicznych chorego na ebolę pacjenta - ona sama nie miała żadnych objawów - Meksyk nie zgodził się na zawinięcie tego statku do meksykańskiego portu. Akcje Carnival, armatora tego statku natychmiast spadły na londyńskiej giełdzie.
Spadają także notowania sieci hotelowych.
Analitycy są zdania, że temat eboli będzie jeszcze przez dłuższy czas zaprzątał rynki giełdowe, bo trudno jest dokładniej ocenić, jak duży będzie to wpływ i jak powiedzie się zwalczanie choroby.
- Wątpię, żeby nastąpiło jakieś odprężenie na rynku dopóki nie zaczną nadchodzić pomyślniejsze wiadomości - zaznaczył Howard Ward, menedżer z Gamco Investors, którego cytuje portal n-tv.
Podczas gdy dla linii lotniczych, hoteli i gastronomii ebola może stać się istną katastrofą, jest kilka branż, które właśnie w obecnej sytuacji odnotowują zyski.
Akcje producenta masek ochronnych, rękawiczek i ochraniaczy na buty z rękawy Alpha Pro Tech rosną bezustannie, podobnie jak akcje Lakeland, firmy produkującej kombinezony ochronne. Notowania akcji Lakeland w ostatnich pięciu tygodniach wzrosły czterokrotnie. Ta amerykańska firma otrzymała na przykład od waszyngtońskiego departamentu stanu zamówienie na 160 tys. kombinezonów ochronnych.
Na początku października Lakeland ogłosił, że jego produkty dostępne są obecnie na całym świecie, także dla osób prywatnych. W internecie można kupić kombinezony ochronne ich produkcji w cenie 1299 dolarów za sztukę.
Inwestorzy są bardzo zainteresowani poczynaniami chińskiego holdingu Sihuan Pharmaceutical, który wraz z chińską Wojskową Akademią Nauk Medycznych opracował preparat medyczny JK-05. Nie jest on jeszcze dopuszczony do obrotu rynkowego; oddano go jedynie do dyspozycji armii, by stosowała go w awaryjnych przypadkach, jak poinformował szef holdingu Jia Zhongxin. Sihuan Pharmaceutical przygotowuje obecnie kliniczne badania nad tym lekiem na afrykańskich pacjentach, chorych na ebolę. W Afryce żyje prawie milion Chińczyków, z czego 10 tys. w Liberii, Sierra Leone i Gwinei, najbardziej dotkniętych epidemią eboli.
Wzięcie mają także akcje japońskiego holdingu Fujifilm, który poinformował, że Francja i Gwinea rozważają kliniczne badania antygrypowego leku Favipiravir, by sprawdzić jego skuteczność w zwalczaniu eboli.
Ponieważ nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak rozwinie się epidemia eboli, i jakie zataczać będzie kręgi, analitycy zaznaczają, że run na akcje prosperujących obecnie przedsiębiorstw może okazać się mało intratny. Naukowcy rozwijali katastroficzne wizje już w przypadkach rozprzestrzeniania się SARS czy ptasiej grypy; do pandemii tych chorób jednak nie doszło. Jeżeli nie dojdzie także do globalnego rozprzestrzenienia się eboli, spadać zaczną także kursy firm biotechnologicznych i farmaceutycznych, i inwestycje w ich akcje mogą okazać się chybione.
rtrd, afpd, dpa, n-tv / Małgorzata Matzke, Redakcja Polska Deutsche Welle