Gospodarcze wątki debaty Harris-Trump. Spór o migrację i politykę celną
W nocy polskiego czasu odbyła się debata wyborcza kandydatów na prezydenta Stanów Zjednoczonych - Kamali Harris i Donalda Trumpa. Mimo że sondaże wskazują, że gospodarka jest zdecydowanie najważniejszą kwestią dla wyborców, na dyskusję na ten temat poświęcono stosunkowo niewiele czasu. Wśród poruszonych zagadnień znalazły się cła, migracja czy priorytety gospodarczego rozwoju Ameryki.
Donald Trump odniósł się do do swoich niedawnych zapowiedzi zwiększenia ceł handlowych. Podtrzymał chęć wprowadzenia ogólnych ceł w wysokości 10-20 proc. na niemal wszystkie towary importowane do USA. Powtórzył, że chce 60-procentowych lub wyższych (nawet 100-procentowych) taryf na towary z Chin.
"Inne kraje w końcu, po 75 latach, spłacą swój dług wobec nas za wszystko, co zrobiliśmy dla świata, a cła będą znaczne" - mówił kandydat Partii Republikańskiej na prezydenta. Podkreślał, że jego administracja zebrała "miliardy" dolarów dzięki cłom na import z Chin.
Zwrócił także uwagę, że administracja Joe Bidena i Kamali Harris utrzymała większość ceł na chiński import, które zostały wprowadzone podczas jego rządów w Białym Domu. Według Donalda Trumpa, z tak dużych pieniędzy nie sposób bowiem było zrezygnować.
Trump uważa, że podwyżka ceł nie przełoży się na wzrost cen dla konsumentów. Jak podkreślił, ceny wzrosną - ale w Chinach i "innych krajach, które przez lata żerowały na nas". Harris wskazywała z kolei, że podwyżka ceł będzie w istocie "podatkiem VAT", który zapłacą zwykli Amerykanie.
Kamala Harris przekonywała również, że administracja Trumpa doprowadziła do głębokiego deficytu handlowego w gospodarce USA.
W debacie nie zabrakło też rozpalającej emocje kwestii migracji. Donald Trump oskarżył Kamalę Harris o wpuszczanie niebezpiecznych kryminalistów do kraju.
"Mamy miliony ludzi, którzy napływają do naszego kraju z więzień i aresztów, z zakładów psychiatrycznych i domów dla obłąkanych, i przybywają i zabierają pracę, którą obecnie wykonują Afroamerykanie i Latynosi, a także związki zawodowe (...) Widzimy, co się dzieje z miastami w całych Stanach Zjednoczonych. Oni przejmują miasta. Przejmują budynki. Wkraczają gwałtownie. To są ludzie, których ona (Kamala Harris - red.) i Biden wprowadzili do naszego kraju i którzy niszczą nasz kraj" - mówił były prezydent USA. Harris w odpowiedzi oskarżyła Trumpa o to, że naciskając na republikańskich kongresmenów "zabił" ponadpartyjny projekt restrykcji imigracyjnych, bo "woli wykorzystywać imigrację w kampanii, niż naprawić problem".
Trump zarzucił także swojej oponentce, że obecna inflacja "demoluje kraj".
Harris podkreślała ze swej strony, że jest "jedyną kandydatką, która ma plan na podniesienie klasy średniej i robotników", przypominając o swoich propozycjach - uldze podatkowej na nowo narodzone dzieci w wysokości 6 tys. dolarów i uldze w wysokości 50 tys. dolarów na zakładanie małych firm.
Kandydatka Partii Demokratycznej na najwyższy urząd w państwie zauważyła, że zamiast wojen celnych Ameryka gospodarczo powinna koncentrować się na "wygranej w rywalizacjach XXI wieku". W tym kontekście wskazała na rozwój sztucznej inteligencji i nowej dziedziny technologii komputerowej - quantum computing - która zwiększa możliwości sztucznej inteligencji.