Gospodarka nie zwolniła

W tym roku możemy liczyć na tempo wzrostu gospodarczego w granicach 4,5-5 proc. Zwiększą się wyraźnie inwestycje, a eksport będzie rósł wolniej niż w ubiegłym roku. W resorcie finansów kontynuowane są prace nad reformą finansów publicznych. Nie można się jednak spodziewać obniżenia podatków w bliskiej perspektywie - wynika z debaty, która odbyła się w "Gazecie Prawnej".

W tym roku możemy liczyć na tempo wzrostu gospodarczego w granicach 4,5-5 proc. Zwiększą się wyraźnie inwestycje, a eksport będzie rósł wolniej niż w ubiegłym roku. W resorcie finansów kontynuowane są prace nad reformą finansów publicznych. Nie można się jednak spodziewać obniżenia podatków w bliskiej perspektywie - wynika z debaty, która odbyła się w "Gazecie Prawnej".

W dyskusji udział wzięli: Mirosław Gronicki - minister finansów, Jeremi Mordasewicz z Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan, Ryszard Petru - główny ekonomista Banku BPH oraz Bohdan Wyżnikiewicz, wiceprezes Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową. Dyskusję prowadził Zbigniew Maciąg, redaktor naczelny "Gazety Prawnej".

GP: Jakie są perspektywy wzrostu gospodarczego w tym roku?

Mirosław Gronicki: Z prognozy Ministerstwa Finansów wynika, że w pierwszym półroczu będziemy mieli wolniejsze tempo wzrostu gospodarczego. Będzie to wynikało z pewnej stabilizacji popytu krajowego i z efektu ubiegłorocznej bazy. Jeśli jednak uwzględni się czynniki o charakterze sezonowym, to jest duże prawdopodobieństwo, że będziemy mieli do czynienia raczej ze stabilizacją tempa wzrostu gospodarczego niż ze spowolnieniem. Jest szansa, to nie znaczy, że to się musi zdarzyć, że w drugiej połowie roku dwa czynniki mogą przyspieszyć popyt krajowy. Po pierwsze, spodziewamy się niższej inflacji, co może zwiększyć popyt konsumpcyjny - na takiej zasadzie, że dochody realne do dyspozycji gospodarstw domowych będą relatywnie wyższe, przy nadal dość niskiej skłonności Polaków do oszczędzania. Kolejną kwestią są inwestycje, co do których zdania są podzielone. Część obserwatorów uważa, że przedsiębiorstwa mają jeszcze wolne moce produkcyjne, i będą starać się maksymalizować ich wykorzystanie, zwiększając zyskowność. Z drugiej strony, to właśnie wysoka zyskowność firm, a także korzystna relacja stopy zwrotu do kosztu kapitału zewnętrznego powinna przyczynić się do zwiększenia nakładów inwestycyjnych.

Reklama

GP: A zatem jeśli w drugiej połowie roku ożywi się popyt konsumpcyjny oraz wyraźnie ruszą inwestycje, to jest szansa, że w całym roku wzrost gospodarczy wyniesie co najmniej 5 proc.

Mirosław Gronicki: W tej chwili 5 proc. jest trochę mniej prawdopodobne. Ale zakładam, że tempo wzrostu gospodarczego wyniesie w całym roku między 4,5 proc. a 5 proc.

GP: Jak będą kształtować się inwestycje?

Ryszard Petru W ostatnim kwartale ubiegłego roku, przy założeniu, że dane GUS to potwierdzą, uzyskaliśmy relatywnie dobry wynik, wzrost inwestycji wyniósł około 7 proc., a w kolejnych kwartałach ta dynamika powinna rosnąć. Według mojej prognozy w tym roku wzrost inwestycji wyniesie nieco ponad 10 proc. Natomiast powiedzmy sobie szczerze, że w tym roku tempa wzrostu gospodarczego rzędu 5 proc. raczej nie możemy się spodziewać ze względu na efekt bazy. Co nie znaczy wcale, że wzrost rzędu 4,5 proc. oznacza spowolnienie gospodarcze. To jest statystyczne spowolnienie w stosunku do wyjątkowo wysokiego poziomu dynamiki wzrostu w roku ubiegłym. Chodzi tylko o to, że 5,4 proc. wzrostu PKB zanotowane w ubiegłym roku było nienaturalnie wysokie. Polskę stać tak naprawdę na wzrost gospodarczy rzędu 4,5 proc. i gdyby tak było, w tym roku moglibyśmy dość optymistycznie patrzeć na sytuację w gospodarce w krótkiej perspektywie. Ale ważniejsza jest dłuższa perspektywa. Tutaj mam trochę mniej optymizmu. Obawiam się, że od 2007 r. będziemy mieli spowolnienie gospodarcze. Bo tak naprawdę polska gospodarka cały czas ma te same problemy strukturalne - jest na przykład zbiurokratyzowana, ciężko zakładać i likwidować przedsiębiorstwa, trudno zwalniać i przyjmować ludzi do pracy.

Bohdan Wyżnikiewicz: Generalnie się zgadzam. Natomiast co do perspektyw wzrostu gospodarczego w dłuższym okresie to tak naprawdę nie ma niczego pewnego. Sytuacja jest nadal niejasna. Jest kilka elementów, które mogą się rozwijać w różnych kierunkach. Silny złoty jest dobrym przykładem, ponieważ jego kurs kształtuje się nie tylko pod wpływem mechanizmów ekonomicznych, ale w krótkim okresie także pod wpływem czynników psychologicznych - chociaż uważam, że taka sytuacja, jaką mamy teraz, powinna się utrzymać przez pewien czas. Inwestycje mimo wszystko powinny się powiększać. Mieliśmy wysoki ich poziom w połowie lat dziewięćdziesiątych. Ale jeżeli chcemy mieć globalną, konkurencyjną gospodarkę, to nie możemy produkować na sprzęcie sprzed 10 lat, zwłaszcza że przedsiębiorcy średnio biorąc mają duże możliwości finansowe w porównaniu z latami, kiedy stopa inwestycji była znacznie wyższa.

Jeremi Mordasewicz: Niewątpliwie wzrost inwestycji nastąpi, bo trend, który rozpoczął się mniej więcej rok temu, nie zostanie nagle wygaszony. Jest tylko pytanie, czy będzie on szybki i długotrwały. Firmy średnie i duże mają środki własne i możliwość kredytowania przedsięwzięć modernizacyjnych i rozwojowych. Są jednak dwa obszary gospodarki, które praktycznie nie przyłączają się do inwestycji. Drobne firmy mają niewielkie możliwości zdobywania zewnętrznych środków na rozwój. Po drugie, sfera publiczna, przeciwnie niż w Czechach, nie włącza się u nas do inwestowania. Jest też wiele przeszkód utrudniających ich realizację. Barierą jest na przykład brak planów przestrzennego zagospodarowania terenów. Równocześnie mamy dość liczne wyjazdy Polaków za pracą do Wielkiej Brytanii, Irlandii czy Niemiec. Ci ludzie transferują pieniądze do Polski. Będzie to rodzaj zastrzyku dynamizującego gospodarkę.

GP: A co z eksportem, który był lokomotywą wzrostu gospodarczego w ostatnich dwóch latach. Jaka będzie jego rola w tym roku?

Mirosław Gronicki: Polska wyszła ze spowolnienia gospodarczego przede wszystkim dzięki eksportowi. To była lokomotywa. Tak się zdarzyło, ale trudno, aby nie zadziałały pozostałe elementy popytu finalnego. Teraz mamy taką sytuację, że trudno będzie utrzymać ubiegłoroczne ponad 25-proc. tempo wzrostu eksportu. Nie dlatego, że złoty jest mocny, chociaż tego typu opinie zaczynają krążyć, ale dlatego że jest pewien poziom nasycenia, do którego możemy dojść. Co wcale nie znaczy, że możemy oczekiwać spadku eksportu. Po prostu jego dynamika będzie niższa.

GP: Panie ministrze. Mówi pan o eksporcie. Czy nie uważa pan, że złoty jest zbyt mocny, czy nie nastał czas na zmianę nastawienia Rady Polityki Pieniężnej? Czy Ministerstwo Finansów nie uważa, że słabszy złoty pomógłby w utrzymaniu wysokiej dynamiki eksportu w tym roku i pomógłby w osiągnięciu wysokiego tempa wzrostu gospodarczego?

Mirosław Gronicki: Kurs złotego jest płynny. Zmiana reżimu kursowego następuje poprzez decyzje rządowe w porozumieniu z NBP. To jedyne, co mogę powiedzieć. Nie będę komentował tego, co powinna robić RPP z oczywistych względów.

GP: A jaka jest ocena pozostałych uczestników naszej dyskusji. Czy ten poziom kursu złotego nie szkodzi polskiemu eksportowi, czy eksport nie mógłby być wyższy w tym roku, gdyby nie wysoki kurs złotego i polityka RPP?

Ryszard Petru: Po pierwsze, wydaje mi się, że słusznym podejściem jest niekomentowanie przez ministra finansów tego typu zjawisk jak kurs, bo niestety jest tak, że rynek reaguje bardzo mocno na tego typu wypowiedzi. Wypowiedzi decydentów politycznych w krótkim okresie wpływają na kurs, w dłuższym okresie - nie. W moim przekonaniu przyczyną wzmocnienia się złotego wcale nie jest polityka prowadzona przez Radę Polityki Pieniężnej. Zobaczmy, co się dzieje w Czechach. Tam stopy są znacznie poniżej poziomu polskiego, wynoszą 2,25 proc., a korona się umacniała. Oczywiście złoty się umacniał bardziej niż korona czeska. Ale pamiętajmy, z jakiego poziomu startowaliśmy. Startowaliśmy z poziomu, kiedy groziło nam przekroczenie granicy długu do PKB, kiedy wyglądało na to, że będą wcześniejsze wybory, i że jest duże prawdopodobieństwo, iż opozycja, która uważana jest za nieodpowiedzialną, może mieć duży wpływ na przyszłe rządy. W tym okresie inwestorzy zagraniczni oceniali Polskę jako kraj dużego ryzyka. Potem weszliśmy do Unii Europejskiej. Po zmianie rządu, czyli kiedy premierem został Marek Belka, a ministrem Mirosław Gronicki, poprawiła się wyraźnie opinia o Polsce w stosunku do tego, co mieliśmy wcześniej. Staliśmy się bardzo atrakcyjnym krajem dla kapitału zagranicznego. W efekcie dużo więcej pieniędzy zainwestowano na naszym rynku kapitałowym i rynku finansowym. To wszystko spowodowało, że złoty się wzmacnia. A zatem obniżka stóp procentowych przez RPP wcale nie wpłynie na osłabienie złotego. Więcej, może wywołać oczekiwania na kolejne obniżki. W związku z tym inwestorzy mogą tym bardziej kupować polskie obligacje, tym bardziej mogą umacniać złotego. W moim przekonaniu nie tędy droga. Kurs może wpłynąć ewentualnie na projekcję inflacji. Przy silnym kursie prawdopodobieństwo tego, że inflacja będzie niższa, jest dużo większe i z tego powodu RPP może w przyszłości obniży stopy. Natomiast mocne cięcie, tak jak miało to miejsce w Czechach czy na Węgrzech, w moim przekonaniu jest niewłaściwe i nieodpowiedzialne, bo to tylko stworzyłoby oczekiwania na kolejne obniżki stóp procentowych. Z tego punktu widzenia mam dość pozytywne zdanie o prowadzonej przez RPP polityce stóp procentowych.

Bohdan Wyżnikiewicz: Wszystko wskazuje na to, że jesteśmy dzisiaj i przez jakiś czas jeszcze będziemy skazani na mocnego złotego. Eksporterzy mają jeden wybór. Muszą się dalej restrukturyzować. Przy czym pamiętajmy, że w Polsce są najogólniej mówiąc dwa rodzaje eksporterów. Eksporterzy, którzy działają w ramach korporacji ponadnarodowych. Kapitał zagraniczny ma, jeśli się nie mylę, większościowy udział w naszym eksporcie, zwłaszcza w najważniejszym jego elemencie, czyli segmencie samochodowym. Firmy zagraniczne nie mają większego problemu z silnym złotym. W każdym razie mają mniejszy problem niż pozostałe firmy. Jak spojrzymy na eksporterów, to są tacy, którzy mają duży wkład importowy, więc dla nich kurs też nie jest problemem. I są takie przedsiębiorstwa, które mają problem z kursem i muszą coś z tym zrobić. Pozostają im dwa wyjścia, albo przestać eksportować, albo się restrukturyzować. Doświadczenie pokazuje, że ta druga droga jest dość popularna. Pamiętajmy, że eksporterzy dzięki dobremu dla nich ubiegłemu rokowi mają rezerwy. Teraz mają chudsze czasy, ale te rezerwy pozwalają im utrzymać się na zagranicznych rynkach i nie muszą z nich wypadać. Więc da się żyć z silnym złotym. Oczywiście kosztem tego będzie zdecydowane zwolnienie tempa wzrostu eksportu.

Jeremi Mordasewicz: Rozsądni eksporterzy mają świadomość, że w miarę integracji z Unią Europejską złoty będzie się umacniał. Dla eksporterów problemem są duże wahania kursu. Nie sam proces umacniania się złotego. To, że przebiega on momentami bardzo szybko. I nie wynika to ze wzrostu produktywności, tylko z sytuacji finansów publicznych. To, że sprzedajemy dużo obligacji, duże jest ożywienie na giełdzie, że są duże prywatyzacje, powoduje okresowe wahania. Nam by się marzyło zacieśnienie polityki fiskalnej, poluzowanie polityki pieniężnej i dzięki temu pewne osłabienie złotego. Tak naprawdę problem Polski polega na tym, czy do grona eksporterów dołączą następni, bo nadal poziom internacjonalizacji polskiej gospodarki, jej udział w wymianie międzynarodowej jest znikomy.

GP: W listach do redakcji i na naszych stronach internetowych pojawia się często pytanie, dlaczego tak się dzieje, że wysoki wzrost gospodarczy w niewielkim stopniu przekłada się na dochody gospodarstw domowych. Kto korzysta na wzroście gospodarczym. Czy nie jest tak, że bogaci stają się jeszcze bogatsi i rośnie obszar niedostatku. Ponadto nie ma wyraźnego zmniejszenia bezrobocia.

Mirosław Gronicki: Mamy do czynienia z typowym cyklem koniunkturalnym. Mieliśmy trzy lata spowolnienia gospodarczego. Od połowy 2003 r. gospodarka lekko ruszyła, mocniej ruszyła w ubiegłym roku. Trudno się spodziewać, żeby owoce wzrostu gospodarczego były równo rozdzielone po roku nieco wyższego tempa wzrostu gospodarczego. W żadnym kraju tak się nie dzieje. Logika cyklu koniunkturalnego jest taka. Na początku ożywienia korzystają z tego firmy. Jeżeli jest początek cyklu ożywienia gospodarczego, czyli w tej gospodarce, jest sporo rezerw, trudno zatrudniać więcej ludzi, lepiej wykorzystać tych, którzy są. Dlatego Polska ma wysokie tempo wzrostu wydajności pracy, opłacane średnio, w efekcie koszty pracy spadają. To oczywiście wywołuje wrażenie, że pracownicy zarabiają relatywnie mniej. Dopiero w następnym etapie cyklu, kiedy dochodzimy do pełnego wykorzystania mocy produkcyjnych, praca zaczyna być relatywnie bardziej potrzebna i droższa. Owoce wzrostu gospodarczego przechodzą do następnej grupy osób. Tak to mniej więcej wygląda książkowo. W realnej gospodarce może być trochę inaczej. Na początku ożywienia gospodarczego firmy nie zwiększają płac, i to jest racjonalne. Mają prawie 20-proc. stopę bezrobocia, 600 tys. absolwentów co roku. Przecież firmy nie będą podwyższać płac tylko dlatego, żeby zaspokoić czyjeś wymagania. W tej chwili rynek, w przeciwieństwie do sytuacji z poprzedniego systemu, jest rynkiem, gdzie nie podaż, lecz popyt jest istotny.

Bohdan Wyżnikiewicz: W gospodarce rynkowej działają tak zwane automatyczne stabilizatory, które powodują łagodniejsze zachowanie się spożycia i dochodów ludności, co oznacza, że w okresach bessy czy spowolnienia dochody i spożycie nie spadają tak jak spada PKB, a w okresach wzrostu nie wzrastają tak wysoko. Jak spojrzymy na wszelkiego rodzaju wskaźniki statystyczne, na dochody gospodarstw domowych i warunki życia, to pod tym względem jest niebywały postęp. Natomiast generalnie ludzie są niezadowoleni, bo ujawniają się różnice dochodowe. A rozwarstwienie dochodowe jest czymś nieuniknionym, czymś, co się dzieje w każdym kraju i w sumie jest to zdrowe. Bo powinno zachęcać do wydajniejszej pracy, lepszego wykształcenia i tak dalej. W polskich warunkach jest to jednak bardzo często problem frustracji. Ludzie przywykli do roszczeniowych postaw. Więc mamy sprzeczności tego rodzaju, że inne są fakty, a inne są odczucia społeczne.

Ryszard Petru: W Polsce bezrobocie jest problemem strukturalnym. Po pierwsze, roczniki wyżu demograficznego wchodzą teraz na rynek pracy. Siłą rzeczy wskaźniki bezrobocia są u nas wyższe. Po drugie, mamy olbrzymie niedostosowanie umiejętności. W Polsce naturalne bezrobocie jest szacowane na poziomie 15 proc. Wiele osób, które w wieku 40-50 lat wychodzą obecnie z rynku pracy, nie oszukujmy się, nie ma szans na znalezienie pracy, bo ich umiejętności nie są dostosowane do potrzeb rynku pracy. Bez zmian strukturalnych, bez deregulacji gospodarki, bez próby obniżenia oskładkowania poziomu wynagrodzeń, tak naprawdę możemy bardzo powoli poprawiać sytuację na rynku pracy. Faktem jest, że ten wzrost gospodarczy, który mamy teraz przekłada się w pewnym stopniu na rynek pracy, bo po raz pierwszy od 1998 r. w grudniu i styczniu wzrosło zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw. Natomiast skala jest zupełnie niewspółmierna do naszych wyzwań. Trzeba powiedzieć szczerze, że w perspektywie paru lat nie jest możliwe zejście do stopy bezrobocia poniżej 10 proc.

GP: Niezbędne są decyzje, które będą miały wpływ na gospodarkę w dłuższej perspektywie. Odnosi się wrażenie, że im bliżej wyborów, tym mniej determinacji rządu w próbach reformy finansów publicznych. Co rząd robi w tej kwestii?

Mirosław Gronicki: Nie widać zagrożeń w bieżącym funkcjonowaniu finansów publicznych. Trwa proces ich reformowania i porządkowania. Obowiązuje Polskę program konwergencji, który zakłada pewną ścieżkę reformy finansów publicznych. Oprócz tego Komisja Europejska i Rada Ministrów Unii stwierdziła, że oczekuje od Polski dodatkowego zacieśnienia fiskalnego w związku z tym, że to, co jest w tej chwili proponowane, nie jest wystarczające, nie zapewnia stabilności finansów publicznych w dłuższym okresie. Odpowiadając na to, czego się od nas oczekuje, prowadzimy odpowiednie prace. Dotyczą one porządkowania systemu finansów publicznych, czyli strony wydatkowej, a jednocześnie kontynuujemy prace, zgodnie z tym, co było powiedziane w strategii podatkowej, dotyczące porządkowania podatków, tak abyśmy w momencie wejścia do unii monetarnej mieli system podatkowy zapewniający Polsce, poprzez funkcjonowanie odpowiednich instytucji prawa podatkowego, lepszą konkurencyjność i stabilność.

GP: Czy prace idą w kierunku obniżenia podatków?

Mirosław Gronicki: Raczej idą w kierunku uporządkowania, ujednolicenia podatków, eliminacji czegoś w rodzaju arbitrażu podatkowego.

Janusz K. Kowalski

Gazeta Prawna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »