Gospodarka Rosji: Miłe złego początki...

Rosja, która ekonomicznie radzi sobie obecnie nieźle, wykorzystując cenową koniunkturę na rynku węglowodorów, znajdzie się niedługo w sytuacji przebywającego w zanurzeniu nurka, któremu zaczyna kończyć się tlen.

  • Władzom Rosji udało się uchronić gospodarkę przed załamaniem, co nie oznacza, że długoterminowe perspektywy są pozytywne
  • Znacznie bardziej dolegliwe niźli sankcje mogą być już rysujące się trendy rynkowe
  • W świetle oficjalnych danych, w marcu produkcja samochodów w Rosji była w ujęciu rocznym o 72 proc. mniejsza
  • Jeśli wojna się przedłuży a presja sankcyjna będzie narastać, to Moskwa musi się liczyć z destabilizacją całych sektorów gospodarki

Artem Sulianow, rosyjski wicepremier i minister finansów przedstawił pod koniec kwietnia najnowszą prognozę w świetle której Rosja może w tym roku zmniejszyć, w efekcie sankcji i ograniczeń, swą produkcję ropy naftowej o 17 proc. Niewykluczone, że rosyjski polityk po prostu przytoczył szacunki Reutersa, który kilka dni wcześniej sformułował podobne oceny argumentując, że łączne wydobycie spadnie w tym roku w Rosji do poziomu 433 mln ton, czyli z grubsza rzecz biorąc osiągnie wielkość z roku 2003.

Reklama

Dobra mina do złej gry

Jeśli chodzi o prognozy dla rosyjskiej gospodarki, to jak szacował na niedawnym posiedzeniu Rady Ustawodawczej, które odbyło się w Petersburgu, Aleksiej Kudrin, niegdyś minister finansów a obecnie szef rosyjskiego odpowiednika NIK, to w tym roku PKB skurczy się od 8,8 do 12,4 proc. a zjawiska kryzysowe potrwają półtora-dwa lata. Inflacja ma mieć w tym roku ponad 20 proc., a interwencje z budżetu, po to aby stabilizować rosyjską gospodarkę ma wynieść co najmniej 4 bln rubli, a wszystkie planowane tegoroczne dochody budżetowe z eksportu węglowodorów, które mają osiągnąć poziom 6,3 bln rubli maja zostać przeznaczone na bieżące potrzeby. Z tego właśnie zapewne powodu rosyjskie Ministerstwo Finansów już poinformowało, że w tym roku odejdzie od prawidła budżetowego w świetle którego dodatkowe dochody, jeśli cena baryłki ropy przekroczy założony pułap (w tym roku jest to 44,2 dolara) przekierowywane były na uzupełnienie rezerw. Teraz mają być one konsumowane na bieżąco przez rosyjski budżet, który i tak zamknie się w tym roku "na zero" co jest istotną zmianą, bo pierwotnie założono jego nadwyżkę na poziomie 1,3 bln rubli. Działania te oznaczają wpompowanie w rosyjska gospodarkę tylko w tym roku od 5,3 do 6 bln rubli, co ma zmniejszać recesję. Generalnie jednak Moskwa może mówić, że póki co udało jej się przetrwać "sankcyjne tsunami", rubel jest dziś mocniejszy (choć nie jest już walutą w pełni wymienialną) niźli przed wojną a ostatnia decyzja o obniżeniu do 14 proc. podstawowej stopy kredytowej Banku Rosji, którą podniesiono po wybuchu wojny, jest symbolicznym sygnałem, iż Moskwa uważa się za zwycięzcę w pierwszym starciu z Zachodem. Potwierdzają to też optymistyczne komunikaty resortu gospodarki w świetle których tempo wzrostu inflacji w Rosji spada i o ile w marcu ceny wzrosły o 7,6 proc., to w kwietniu było to już 1,6 proc.

Oczywiście ocena sytuacji zależy od perspektywy z jakiej się spogląda. Władzom Rosji udało się uchronić gospodarkę przed załamaniem, co nie oznacza, że średnio i długoterminowe perspektywy są pozytywne czy optymistyczne, mimo iż jak szacują eksperci brytyjskiego magazynu "The Economist" Moskwa ma rekordową, nienotowaną od lat, nadwyżkę dochodów z eksportu nad wydatkami na import. Począwszy od wybuchu wojny, w opinii analityków tego tygodnika rosyjski import spadł w wyniku sankcji i ograniczeń o 44 proc. podczas gdy eksport zmniejszył się jedynie o 8 proc. Jednak nowoczesne gospodarki w dłuższej perspektywie nie są w stanie funkcjonować bez dostaw z zagranicy podzespołów, maszyn i urządzeń oraz technologii. Tym bardziej nie będzie dawała sobie rady gospodarka rosyjska silnie uzależniona od importu zaawansowanych technologii, ale nie tylko, bo jak niedawno przyznała z goryczą Walentina Matwijenko, kierująca izbą wyższą rosyjskiego parlamentu "nawet gwoździ nie produkujemy w kraju." Teraz, jak powiedział dziennikarzom Aleksandr Szirow, ekonomista z moskiewskiej Wyższej Szkoły Gospodarki problemem staje się nadwyżka w handlu zagranicznym, bo Rosja ma górę pieniędzy z którą nie bardzo wiadomo co zrobić. Import jest zablokowany a możliwości gromadzenia rezerw ograniczone, tym bardziej, że nie do końca wiadomo czemu tego rodzaju polityka miałaby służyć, skoro kraj odcięty jest od międzynarodowych rynków kapitałowych. W opinii Szirowa aby zmniejszyć tę potencjalnie groźną nierównowagę już należałoby zmniejszać wydobycie ropy naftowej o co najmniej 100 mln ton, lepiej bowiem mieć surowce, które w przyszłości będzie można sprzedać, niż dolary i euro z którymi nie wiadomo co robić.

Ubezpieczeniowy paraliż paliwowy?

Ale czy w realiach sankcji zwiększenie rosyjskiego wydobycia ropy naftowej będzie w przyszłości możliwe też jest problematyczne, bo sektor ten jest uzależniony od nowoczesnych technologii eksploatacji trudno zlokalizowanych złóż, a takiej Rosja nie posiada. Wycofanie się z rosyjskiego rynku firm w rodzaju Schlumberger czy Halliburton, będzie oznaczało, wyłącznie w wyniku zablokowania dostępu dla rosyjskich firm zaawansowanych technologii wydobywczych, spadek od 4 do 7 proc. ich dotychczasowego wydobycia. Ograniczenia rynkowe i sankcje, np. mające zostać wprowadzone w Unii Europejskiej embargo na rosyjską ropę jeszcze pogłębią te spadki. Znacznie bardziej dolegliwe niźli sankcje mogą być już rysujące się trendy rynkowe. Elisabeth Brew z America Enterprice Institute zwróciła na łamach dziennika "The Wall Street Journal" uwagę na zjawisko, które jej zdaniem może mieć znacznie poważniejszy wpływ na sytuację gospodarczą Rosji niż można przypuszczać. Chodzi o wycofywanie się światowych firm ubezpieczeniowych z asekurowania ryzyka związanego z inwestycjami czy wręcz wymianą handlową z rosyjskimi firmami. Jak argumentuje niedostępność niektórych obowiązkowych dla zachodnich firm form ubezpieczenia, jak asekuracja frachtów, ryzyka biznesowego czy należności, powoduje, że zawarcie jakiegokolwiek kontraktu staje się problematyczne. Oczywiście, jak zauważa Brew istnieją rosyjskie firmy oferujące tego rodzaju ubezpieczenia, ale są one praktycznie nieznane na Zachodzie i już sam fakt współpracy z nimi może być oceniany jako ryzykowny. Jeśli zatem rośnie ryzyko to nie tylko zmniejsza się liczba podmiotów chcących je podjąć, choć takie z pewnością się znajdą, ale również wzrosnąć musi marża będąca nagrodą za większą skłonność do ryzyka. W przypadku handlu rosyjskimi węglowodorami istotne znaczenie mieć będzie też wycofanie się z tamtejszego rynku znaczących traderów, firm w rodzaju Trafigury, Vitol czy Glencore, które przez lata handlowały rosyjską ropą. Budowa nowych więzi handlowych z krajami azjatyckimi, przede wszystkim Chinami czy Indiami jest możliwa, ale zajmuje to sporo czasu a kupujący wiedząc w jakiej sytuacji znajduje się Rosja oczekują znacznych rabatów. Indie, które zwiększyły swe zakupy rosyjskich węglowodorów, choć jak argumentują tamtejsi eksperci nie pokrywają z tego kierunku więcej niż 2 proc. swego zapotrzebowania pozyskiwały rosyjską ropę z rabatem wynoszącym 35 dolarów na baryłce. W przypadku perspektyw eksportu gazu to Rosja, która inwestowała w transport tego surowca za pośrednictwem gazociągów również w średniookresowej perspektywie może mieć problemy. Nie posiada wystarczającej liczby statków zdolnych do transportu gazu skroplonego LNG, te, które budowane są w rosyjskich stoczniach (Zvezda) wykorzystują francuską i objętą sankcjami technologię skraplania, a w innych przypadkach, np. jeśli chodzi o gazowce zamówione w Korei Płd. problemem może być zapłata, za te jednostki. Wszystko to razem wzięte oznacza, że Rosja, która nieźle radzi sobie obecnie, wykorzystując cenową koniunkturę na rynku węglowodorów, znajdzie się niedługo w sytuacji przebywającego w zanurzeniu nurka, któremu zaczyna kończyć się tlen. Tym bardziej, że światowe ceny mogą zacząć spadać.

Powrót do przeszłości

Władysław Inoziemcow, znany rosyjski ekonomista, powiedział w wywiadzie dla "Moskiewskiego Komsomolca", że nie zachodnie sankcje, nie problemy na rynku walutowym czy zablokowanie rosyjskich rezerw stanowi potencjalnie największe wyzwanie dla gospodarki. Jest nim już obecnie i będzie w przyszłości niemożność importu większości niezbędnych komponentów i półproduktów. Nawet w segmentach, takich jak choćby produkcja cukru, w których Rosja w świetle oficjalnych, pokrzepiających informacji jest samowystarczalna sytuacja nie wygląda różowo. Co prawda 99 proc. konsumowanego cukru produkowane jest w Rosji, ale niemal 100 proc. nasion buraków cukrowych pochodzi z importu, podobnie jak 99 proc. chmielu czy niemal 100 proc. kontenerów, których się w Rosji nie produkuje a jedynie leasinguje importowane. Rosja nie produkuje też gwoździ, nie mówiąc już o częściach zamiennych do samochodów czy samolotów. Patriotyczne wzmożenie, któremu poddaje się rosyjska elita polityczna powoduje, iż lansowane są hasła substytucji importu, wytwarzania wszystkiego w Rosji a nie sprowadzania z zagranicy. Jednak nie jest to możliwe, bo wymaga dostępu do kapitału i technologii, a często przybiera karykaturalna formę jak propozycja ministra transportu Witalija Sawieliewa aby wrócić do wykorzystywania w wewnątrzrosyjskich przewozach cargo samolotów Ił-86, konstrukcji z 1986 roku, albo ciężarówek Kamaz, które dobrze sprawdziły się ponoć na "wielkich budowach socjalizmu" za czasów Breżniewa. Rosyjscy eksperci są delikatnie sprawę ujmując sceptyczni co do skuteczności ogłoszonej przez władze polityki substytucji importu, zdania się na produkcję wszystkiego w Rosji, pod patriotycznymi hasłami "my też potrafimy". Poprzednia fala tego rodzaju projektów, która rozpoczęła się w 2014 roku i była nagłaśniana w mediach nie dała w efekcie zmniejszenia uzależnienia rosyjskiej gospodarki od importu. Wręcz przeciwnie, jak obliczyli specjaliści z moskiewskiej Wyższej Szkoły Gospodarki import w 2021 roku był wyższy niż w 2013. Między rokiem 2015 a 2021 rosyjski eksport wzrósł o 43 proc. a import o 62 proc. O ile na początku realizowania przez Moskwę polityki zastąpienia importu własną produkcją jego wielkość w relacji do rosyjskiego eksportu wynosiła 53 proc. to po siedmiu latach wspierania rodzimej produkcji i odgradzania się od zachodnich dostawców było to już 60 proc.

To uzależnienie dobrze widać na przykładzie fabryk sektora produkcji samochodów, które nie mogą otrzymać niezbędnych komponentów, przede wszystkim elektroniki, po prostu stanęły. W świetle oficjalnych danych w marcu produkcja samochodów w Rosji była w ujęciu rocznym o 72 proc. mniejsza. Sytuacji tej z pewnością nie poprawi już rozpoczęta przez władze polityka nacjonalizacji firm sektora samochodowego, które poinformowały o zaprzestaniu produkcji w Rosji. Fabryka Renault, mieszcząca się Moskwie przechodzi na własność władz municypalnych a 66,7 proc. akcji koncernu AutoWAZ znalazło się w rękach specjalnej spółki powołanej przez Ministerstwo Przemysłu. Z oficjalnego komunikatu wynika, że teraz mają one produkować Łady, ale nie wyjaśniono skąd będą pochodziły części i elektronika. Nacjonalizacje z raczej pewnością nie zwiększą skłonności światowych potentatów z branży samochodowej aby wrócić do kooperacji z Rosją. Póki co Rosjanie nie odczuwają problemów rynku samochodowego, bo w związku z niestabilną sytuacją i niepewną przyszłością przestali kupować nowe pojazdy. Ich sprzedaż spadła w pierwszym kwartale o 28,4 proc., ale prawdziwe tąpnięcie miało miejsce w marcu, kiedy kupiono o 63 proc. mniej samochodów niż rok wcześniej, który z racji pandemii też przecież nie był rekordowym. Kwiecień okazał się jeszcze gorszym miesiącem. Sprzedaż samochodów na rosyjskim rynku spadła o 78,5 proc. Eksperci rosyjskiego rynku samochodowego są zdania, że być może w miejsce zachodnich europejskich marek rynek zapełnią ich azjatyccy konkurenci, ale nowy punkt równowagi rynkowej zostanie osiągnięty na znacznie niższym poziomie. Choćby dlatego, że ceny już wzrosły, w zależności od modelu od 37 do 60 proc.

BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami

Gospodarka w trybie zombie

Przedsiębiorcy, również związani z władzą, w rodzaju Anastazji Tatułowej, rosyjskiego "ombudsmana" dla małych i średnich firm są sceptyczni co do perspektyw i możliwości zrezygnowania przez Rosję z importu. Przede wszystkim dlatego, że rosyjski sektor produkcyjny, przemysł, w tym najszybciej adaptujący się do nowych realiów, prywatny jest w zapaści. Napisała ona, że po 2017 roku w Rosji zmniejsza się liczba firm produkcyjnych, nie związanych z wydobyciem surowców. Są w Rosji regiony gdzie nie ma już ani jednego przedsiębiorstwa produkującego cokolwiek na rynek. Co więcej 10 do 15 proc. istniejących to jej zdaniem "firmy zombie", nieefektywne przedsiębiorstwa na krawędzi upadłości. W 2020 roku deficytowymi było 25 proc. rosyjskich firm produkcyjnych, a z 6 mln firm małych i średnich działających w Rosji tylko 300 tys. (5 proc.) to takie, które można zaliczyć do sektora produkcyjnego, pozostałe działają w usługach. W jej opinii nawet jeśliby rząd Miszustina konsekwentnie realizował politykę substytucji importu to i tak nie ma komu produkować wystarczającej ilości, nie mówiąc już o asortymencie, potrzebnych w Rosji produktów.

Wszystko to razem wzięte oznacza, że średniookresowe perspektywy rosyjskiej gospodarki są znacznie gorsze niźli obecnie to wygląda. Mówi się już o rychłym wprowadzeniu czterodniowego tygodnia pracy, co ma rozładować problem wzrostu bezrobocia a najbliższe trzy lata to ma być trudny czas związany z koniecznością dostosowania się rosyjskiej gospodarki do nowych realiów.

Gdyby patrzeć na politykę Rosji przez pryzmat jej obecnej sytuacji gospodarczej i perspektyw w średnim okresie to wnioski są dość oczywiste. Sankcje nie zdestabilizowały rosyjskiego systemu finansowego ani nie spowodowały wybuchu paniki rynkowej. Jednak problemy zaczną się nawarstwiać już w trzecim kwartale tego roku i mogą być coraz większe. Z tego punktu widzenia do września Putin musi albo złamać opór Ukrainy, albo rozbić jedność Zachodu, najlepiej jedno i drugie. Jeśli się nie uda, to na Kremlu będą musieli zacząć myśleć jak wyjść z konfliktu, który Rosję kosztuje coraz więcej, zarówno politycznie jak i ekonomicznie. Jeśli wojna się przedłuży a presja sankcyjna będzie narastać, to Moskwa musi się liczyć z niedoborami, zakłóceniami w dostawach czy destabilizacją całych sektorów gospodarki. Równowagę, choć będzie to trudne, być może uda się utrzymać, jednak wiele wskazuje na to, że tak jak w przypadku sektora lotniczego może to być równowaga na poziomie lat 80. ubiegłego stulecia, co będzie oznaczać, że w ciągu niecałego roku kraj cywilizacyjnie cofnął się o 40 lat, osiągając stan trochę podobny do Iranu czy Korei Północnej.

Marek Budzisz

***

Gazeta Bankowa
Dowiedz się więcej na temat: Rosja | gospodarka Rosji | sankcje wobec Rosji
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »