Grabowski: Tusk ma wizję, a ci, którzy jej nie widzą - problem ze wzrokiem
"Po zmianach w rządzie i sobotnim wystąpieniu premiera widzę jasną wizję szefa rządu. Tusk stawia na środki unijne i łupki. Jeśli ktoś nie widzi wizji Tuska, ma problem ze wzrokiem. To komentatorzy mają problem ze wzrokiem, a nie Tusk z wizją" - mówi w Kontrwywiadzie RMF FM Bogusław Grabowski, członek Rady Gospodarczej przy premierze. "Rostowski przebił Balcerowicza. Był najlepszym ministrem finansów od 1989 roku. On jest predysponowany do reprezentowania Polski na najwyższych funkcjach europejskich. Mógłby np. zastąpić Janusza Lewandowskiego" - podkreśla. Tłumaczy też, skąd bierze się niechęć do odchodzącego ministra finansów: "Polacy są malkontentami i zrzędami. Nic nam się nie podoba".
Konrad Piasecki: Niedoszły minister finansów Bogusław Grabowski, Rada Gospodarcza przy premierze, dzień dobry. Śmieje się pan, ale pan nie protestuje. Byłem ciekawy reakcji.
Bogusław Grabowski: Dlaczego?
Bo coś z tym ministrem finansów było na rzeczy?
- Jestem przez media tak często nominowany na różne stanowiska, które są obsadzone...
Miał pan być premierem nawet kiedyś...
- No właśnie. I premierem miałem kiedyś być, i szefem Narodowego Banku Polskiego...
Lansujemy pana, lansujemy i co?
- I co? Są lepsi. Mateusz Szczurek uważam, że będzie świetnym ministrem finansów.
Ale był pan rzeczywiście bliski zastąpienia Jacka Rostowskiego?
- Oczywiście, że jeżeli się jest gdzieś zaangażowanym w sprawy publiczne - jestem członkiem Rady Gospodarczej, jestem ekonomistą, pełniłem różne funkcje przecież w Radzie Polityki Pieniężnej - no to komentarze zmierzają ku takim osobom, ale...
Ale coś nie wyszło?
- Dlaczego nie wyszło?
Pytam właśnie. Czy było tak, że już pan trzymał prawie tę nominację w ręku i powiedzieli: "Nie, nie, nie. Jednak postawimy na młodszego"?
- Nie, bardzo słusznie, że od samego początku pan premier zdecydował się postawić na to młodsze pokolenie. Uważam, że to jest bardzo dobre posunięcie.
Czyli pan był kandydatem rezerwowym ze starszego pokolenia?
- Nie sądzę, żeby premier miał jakichś rezerwowych kandydatów.
A rozumie pan, dlaczego Jacek Rostowski odszedł?
- Rozumiem.
Dlaczego?
- Rozumiem, dlatego że w Polsce być ministrem finansów, dobrym... Ja powtórzę to, bo już powtarzałem - pan minister Rostowski był najlepszym ministrem finansów od procesu transformacji, czyli od 1989 roku.
Przebił Balcerowicza?
- Oczywiście, że tak. Mało tego, w Polsce być ministrem finansów przez sześć lat w naszym otoczeniu społecznym, medialnym, to jest naprawdę ogromna odpowiedzialność. Wiadomo, że łaska Polaka na pstrym koniu jeździ, ale on dodatkowo przeprowadził Polskę przez najcięższy kryzys w gospodarce światowej od 1929 roku.
Tylko że wie pan, z pozycji obserwatora to wygląda tak - dziewięć miesięcy temu Jacek Rostowski był na tyle dobry, zaufany, na tyle twardo osadzony na swoim stanowisku, że został wicepremierem. Mija dziewięć miesięcy i premier żegna się z nim, właściwie nawet nie mówiąc, co się stało.
- Dlatego że wydaje mi się, że obie strony doszły do wniosku... Pan wicepremier Rostowski przecież mówił w swoim wywiadzie. On uważa, że jego misja została wypełniona, ale w pewnym sensie miał prawo być bardzo zmęczonym tym całym okresem sprawowania swojego urzędu.
A nie jest tak, że po wakacyjnej nowelizacji budżetu coś pękło, coś się skończyło i przede wszystkim wypaliło się zaufanie na linii Tusk-Rostowski?
- Nie sądzę. Nie sądzę, żeby ta nowelizacja budżetu w czymkolwiek zmieniała sprawę. Tak naprawdę sytuacja, która doprowadziła do tej nowelizacji budżetu była bardzo zbawienna dla naszych finansów publicznych, ale przede wszystkim dla polskiej gospodarki. Dzięki temu, że taki budżet został przyjęty w 2012 roku, a później został znowelizowany, to polska gospodarka teraz przyspiesza.
To kończąc wątek Rostowskiego - co z nim dalej: europarlament czy może Rada Polityki Pieniężnej - bo jest wakat po Zycie Gilowskiej?
- Oczywiście on może pełnić wszystkie funkcje. Moim zdaniem jest jednak predysponowany do tego, żeby reprezentować Polskę na wysokich funkcjach w strukturach europejskich.
A widzi pan taką funkcję już rysującą się?
- Na razie pewnie nie, ale przecież będziemy mieli wybory parlamentarne za rok, potem nowy skład komisarzy.
I wtedy Jacek Rostowski....
- Moim zdaniem Jacek Rostowski jest naprawdę predysponowany, aby pełnić tam bardzo poważne role.
Czyli nowy Lewandowski to Rostowski?
- Na przykład.
No, to teraz o tym przychodzącym, o znaku zapytania, jak wielu mówiło o Mariuszu Szczurku. Dla pana to też jest znak zapytania?
- Nie, ja już wielokrotnie się wypowiadałem przy poprzednich nominacjach do Rady Polityki Pieniężnej, że mamy bardzo dobre, młode pokolenie ekonomistów. Oczywiście teraz mówimy, że to jest młode pokolenie, bo minister Szczurek ma 38 lat. Ja chcę przypomnieć, że 38 lat miał Lech Wałęsa, jak został szefem 10-milionowej Solidarności.
No, ale jego historia wyniosła do tego stanowiska.
- Ale wielu: o proszę bardzo - Jan Krzysztof Bielecki - 39 lat, jak został premierem. Historia zawsze wynosi, dlatego uważam, że to czas, żeby w Polsce historia zaczęła wynosić do bardzo poważnych ról takich ludzi, jak Mateusz Szczurek, jak minister Kosiniak-Kamysz - to jest młode pokolenie świetnie przygotowane do wypełniania swoich funkcji.
Absolutnie jestem za młodością, tylko zastanawiam się, czy człowiek wzięty tak kompletnie spoza polityki może w tej polityce zająć rolę tego, kto walnie pięścią w stół, jak mu się coś nie będzie podobało? Czy jest skazany na to, że musi się antyszambrować z politykami?
- Ja rozumiem, że tutaj jest znak zapytania i tutaj nikt na to pytanie nie odpowie, jak nie zobaczy. Też się wydawało, że minister Rostowski być może wzięty spoza polityki nie będzie potrafił pięścią w stół...
A jak potem zaczął walić, to...
- A potem, że politykuje, że mu się polityka spodobała. My Polacy jesteśmy malkontentami, zrzędami i wszystko nam się nie podoba.
Możemy liczyć, że Szczurek obniży podatki?
- Nie, nie możemy liczyć. I mam nadzieję, że nie będzie tego robił w najbliższym okresie czasu - dla stabilności finansów publicznych. Polskie podatki nie są - ja wiem, że wszyscy teraz powiedzą, że nie mam racji - polskie podatki nie są bardzo wysokie, a stabilność finansów publicznych jest podstawowym kryterium podejmowania decyzji.
Ale może obniżać podatki i ciąć wydatki. Można by.
- Można by, ale wątpię. Polskie wydatki publiczne, całego sektora finansów publicznych, w relacji do PKB - do produktu krajowego, są poniżej średniej dla całej Unii Europejskiej. A przecież współfinansujemy ogromnym wysiłkiem te napływy środków unijnych na infrastrukturę chociażby.
OFE to już nie będzie problem Szczurka. Ustawa jest w Sejmie, sejm będzie sobie z nią radził. A widzi pan coś takiego, podobnego, reformatorsko-rentalno-emerytowego, co Szczurek powinien zrobić?
- Tak jest. Uważam, że teraz w spokoju, we względnym spokoju, dlatego że budżet już jest na półce w parlamencie, ustawa OFE jest na półce w parlamencie, to pan minister razem z panem ministrem Kosiniakiem-Kamyszem, powinni się zająć następującą kwestią: 80 procent deficytu całego sektora finansów publicznych jest generowane przez system emerytalno-rentowy. To nie tylko przywileje emerytalne, jak niektórzy sądzą, ale przede wszystkim ogromny deficyt funduszu ubezpieczeń społecznych, który wynika między innymi z tego, że ponad 5 milionów ubezpieczonych płaci składki, te daniny publiczne do systemu, z 14,8 milionów uprawnionych uczestników tego systemu w oderwaniu od swoich dochodów.
Czyli podwyżka składek.
- Nie.
Urealnienie składek?
- Urealnienie, zmiana systemu... (...) To nie jest prosty proces. Bo w tym procesie można...
A od kogo można by wziąć więcej pańskim zdaniem?
- Od znacznej części po trochu. Ale oczywiście od tych, którzy mają największe dochody, a płacą składki od bardzo niskich, czyli jeżeli np. taksówkarz płaci tyle samo do systemu emerytalnego co prowadzący działalność gospodarczą, którego dochody, nie przychody, a dochody do opodatkowania wynoszą ponad 100 tys. miesięcznie, to to można naprawdę zmienić.
Co pan wyczytał z tego pliku kartek, którym w sobotę machał premier? Co to za plan cywilizacyjnego skoku?
- Patrząc na skład nowego rządu i decyzje pana premiera widzę ewidentnie jasną wizję. Jak ktoś jej nie widzi, to znaczy, że ma problem ze wzrokiem. Wielu komentatorów ma problem ze wzrokiem, a nie premier z wizją. Wizja jest prosta - najważniejsze dla Polski cywilizacyjnie na najbliższe lata jest mądre wykorzystanie środków unijnych. Tutaj nominacja pani minister Bieńkowskiej i połączenie tych resortów jest oczywiste. Ale druga rzecz - to jest wektor na następne dekady - to są łupki, żebyśmy wiedzieli, czy one są i czy możemy z nich skorzystać.
Ale co to za plan rozpisany na miesiące, jak mówi premier, plan rządzenia i plan cywilizacyjnego skoku? Co tam jest, bo wykorzystanie środków unijnych - zgoda, wiadomo; łupki - wiadomo, ale co jest w tym planie?
- To nie jest takie "wiadomo". Wiadomo, ale żeby to wykorzystać, to trzeba mieć właśnie na miesiące porozpisywane plany.
Ale jest tam jakiś konkret w tym planie? Że trzeba brać z Unii to wiemy, ale konkret rządzenia, konkret ustawowy, reformatorski?
- Żeby brać z Unii, to trzeba brać na konkretne projekty. Trzeba przemodelować te projekty tak... To już nie autostrady, ale to jest gospodarka oparta na wiedzy, infrastrukturze, kolejnictwo, przed inwestycjami drogowymi... To są takie inwestycje w drogownictwo, które później się będą same finansowały w utrzymaniu tych dróg. Jeżeli chodzi o łupki, to jest bardzo skomplikowany system regulacji, który musi przyjść przed ogromnymi inwestycjami zagranicznymi w ten sektor.
I to jest w tym pliku kartek, którymi machał premier w sobotę?
- Tak, mam nadzieję.
Konrad Piasecki