Hausner i Kołodko: nie ma zgody

Słuchanie ministra Kołodki (podobnie jak czytanie licznych komunikatów Ministerstwa Finansów) to czysta, wysublimowana przyjemność: można się skupić jedynie na dźwięku, bo i tak się nic nie zrozumie (choćby nie wiem jak się starać).

Słuchanie ministra Kołodki (podobnie jak czytanie licznych komunikatów Ministerstwa Finansów) to czysta, wysublimowana przyjemność: można się skupić jedynie na dźwięku, bo i tak się nic nie zrozumie (choćby nie wiem jak się starać).

On zawsze jest za, a nawet przeciw, ciągle podwyższa, żeby obniżyć, pogarsza, żeby poprawić. Jako żywo przypomina to dowcip (ukuty w czasach ustroju powszechnej szczęśliwości) o tym, jak to jeden człowiek dusił drugiego (oczywiście dla jego dobra) i ogromnie mu przy tym współczuł, dostrzegał, z przerażeniem, wybałuszone oczy duszonego - ale uścisku nie zwalniał.Obecność jednego takiego dżentelmena w rządzie średnio uodporniony człowiek może znieść, ale dwóch takich (nawet jeżeli nie zamierzają kraść księżyca) wymaga zdecydowanie zwiększonej odporności. A tymczasem do nieocenionego ministra Kołodki stara się dołączyć (a przynajmniej wszystko na to wskazuje) minister od gospodarki, szczęśliwości powszechnej i wszelakiej, minister Hausner mianowicie. On też, coraz częściej, jest za, a nawet przeciw, ale trzeba go rozumieć dwuznacznie. Najpierw alergicznie reagował na propozycje zamrożenia płac w sferze budżetowej oraz rent i emerytur, by po jakimś czasie uczynić z tego "ubezpieczenie równowagi ekonomicznej".

Reklama

Teraz wymyślił "impuls popytowy", który realizowany ma być poprzez podniesienie kwoty wolnej od podatku do 4000 złotych (z 2800 obecnie).Abstrahując już od skuteczności takiego zabiegu (to rzeczywiście wymaga pogłębionej analizy) trzeba pamiętać, że nie nalazło się to w Programie Naprawy Finansów Rzeczypospolitej, czyli najważniejszym dokumencie programowym po 1990 roku. A jak coś się tam nie znalazło, to tego nie ma - przynajmniej w pojęciu alter ego ministra Hausnera, czyli ministra Kołodki. Ponadto minister Kołodko "nie jest od tego by się zgadzać, lub nie", ani "niczego nie odrzuca", ale on to widzi nieco inaczej, no i ma na głowie budżet.

Tak naprawdę to już nie wiadomo, czy lepsze są populistyczne z gruntu propozycje ministra Hausnera, które jednak mogą dać ograniczony impuls wzrostowy gospodarce (gdyby jeszcze nie były wewnętrznie sprzeczne), czy pomysły ministra Kołodki. Niby cel panowie mają ten sam (przynajmniej tak się wydaje) ale drogi jakie do niego wybrali różnią się zasadniczo. I co prawda do każdego punktu można dojść idąc w przeciwną stronę, po okrążeniu globu. Ale po co?

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: minister
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »