Ile kosztuje zmiana ekipy rządzącej?

"Erka", tak określa się osoby piastujące najwyższe urzędy państwowe, liczy od 200 do 230 osób. Nowy premier zapewne zwolni wszystkie i zastąpi je swoimi ludźmi. Za przekazanie pałeczki władzy podatnicy zapłacą ponad 14 mln zł. Nie wiadomo, co się stanie z urzędnikami zajmującymi wyższe stanowiska, czyli dyrektorami departamentów i ich zastępcami.

- Gdyby ministrowie i posłowie nie mieli prawa do odpraw, to przez ostatnie pół roku zajmowaliby się poszukiwaniem nowej pracy - uważa Grażyna Kopińska z Fundacji im. Stefana Batorego. Byliby przy tym bardziej podatni na naciski różnych grup.

Grażyna Kopińska przyznaje jednak, że stanowisko podsekretarza stanu powinno się znajdować w korpusie służby cywilnej. Wówczas zatrudnionego na nim urzędnika nie można byłoby tak łatwo zwolnić. W tym rządzie funkcję taką pełnią 52 osoby. Ile przetrwa zmianę, nie wiadomo. Niekoniecznie stanowisko podsekretarza, ale pracę w Ministerstwie Polityki Społecznej na pewno zachowa Agnieszka Chłoń-Domińczak, która pozytywnie przeszła postępowanie kwalifikacyjne i została urzędnikiem mianowanym.

Reklama

- Wysokiemu urzędnikowi, zwłaszcza pracującemu dla jednej ekipy, trudno jest znaleźć pracę w sektorze publicznym podporządkowanym już nowej władzy - mówi Krzysztof Pater, były minister polityki społecznej. Prywatny też niechętnie przyjmuje byłych ministrów. Dlatego jego zdaniem odprawy są uzasadnione. 50 razy zmieniali się ministrowie za rządów Marka Belki.

Inaczej jest jednak z parlamentarzystami. Na czas kadencji, zgodnie z ustawą o wykonywaniu mandatu posła i senatora, mogą oni wziąć urlopy bezpłatne w miejscu zatrudnienia. Po jej zakończeniu pracodawca jest obowiązany zatrudnić ich na tym samym lub równorzędnym pod względem płacowym stanowisku pracy, a przez dwa lata na rozwiązanie umowy musi otrzymać zgodę Prezydium Sejmu lub Senatu. Sejm jednak nie prowadzi statystyki wydanych w tej sprawie decyzji. - W rzeczywistości jest tak, że byli posłowie nie mają dokąd wrócić - oponuje Grażyna Kopińska.

Jednak Józef Skowyra ponownie obejmie stanowisko dyrektora ZUS w Pile, a Stanisław Janas - szefa Związku Zawodowego Przemysłu. Problem mogą mieć tylko wieczni posłowie, jak Józef Oleksy, Alicja Murynowicz czy Czesław Śleziak. Wydaje się jednak, że jest to problem czysto teoretyczny. Wielu z nich może bowiem zostać wykładowcami, np. Krzysztof Janik ubiega się o etat w Wyższej Szkole Zawodowej w Tarnowie.

Większe zamieszanie i koszty od wymiany "erki" i składu parlamentu może spowodować POPiS-owska miotła wymiatająca urzędników zatrudnionych na wyższych stanowiskach w administracji rządowej. Im także przysługują odprawy, czasami nawet sześciomiesięczne. Grażyna Kopińska spodziewa się dużej roszady kadr.

Krzysztof Pater liczy, że zamiatanie utrudnią przepisy ustawy o służbie cywilnej, które m.in. pozwalają powierzać obowiązki tylko na 9 miesięcy, a do konkursów na wyższe stanowiska dopuszczają tylko urzędników mianowanych.

Zarówno PiS, jak i PO mówią dużo o reformie administracji, likwidowaniu czy reorganizacji urzędów, ale w istocie to idealny sposób na pozbywanie się urzędników. Od października 2001 r. do maja 2004 r. aż 41 dyrektorów generalnych urzędów przestało zajmować swoje stanowiska. Niektórzy z nich stracili pracę właśnie w wyniku likwidacji lub przekształcenia urzędu. Tak naprawdę to jednak nie wiadomo, ile osób traci pracę w wyniku zmiany rządów, bo nikt nie prowadzi takiej statystyki. Służba cywilna w liczbach
Obecnie w administracji rządowej jest 3618 urzędników mianowanych oraz 1662 stanowisk wyższych, nie licząc 31 wojewódzkich lekarzy weterynarii i ich zastępców. 1058 dyrektorskich foteli obsadzonych jest przez osoby wybrane w konkursie. Nie wszystkie z nich posiadają mianowanie, a co za tym idzie - stabilność zatrudnienia. Konkursy ogłoszone przed 30 czerwca ubiegłego roku mógł wygrać każdy, kto spełniał określone kryteria. 558 stanowisk ciągle zajmują osoby pełniące obowiązki. Zastąpienie ich nowymi nie będzie trudne.

Jolanta Góra

OPINIA

prof. Witold Kieżun, Wyższa Szkoła Zarządzania i Przedsiębiorczości im. Leona Koźmińskiego
Jesteśmy jednym z najbiedniejszych krajów UE i musimy nauczyć się oszczędzać każdy grosz. Trzymiesięczne odprawy dla "erki", a zwłaszcza parlamentarzystów, to rozrzutność. Każdy, kto podejmuje się pełnienia funkcji publicznej, ma świadomość, że po upływie kadencji będzie musiał zmienić pracę.

Gdy pracowałem za granicą, byłem zatrudniany na kontraktach. Wiedziałem, kiedy one się kończą, i odpowiednio wcześniej szukałem pracy, bez zaniedbywania właśnie wypełnianej. Ponadto w Europie Zachodniej w administracji publicznej rządzą apolityczni urzędnicy, a zmiana rządu nie prowadzi do nowego podziału łupów. Dlatego i podsekretarze stanu, i wojewodowie powinni być urzędnikami służby cywilnej gwarantującymi ciągłość wykonywania zadań.

Gazeta Prawna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »