Import paliw pod specnadzorem
Walcząc z paliwowymi przekrętami, fiskus krzywdzi uczciwe firmy próbujące konkurować z Orlenem i Lotosem.
Resort finansów utrudnia życie firmom sprowadzającym autocysternami paliwa z Niemiec. Podlegające mu urzędy celne nakazały im wyposażenie miejsc, w których następuje kontrola celna i naliczenie akcyzy, w urządzenia do ważenia oleju napędowego i benzyny. W praktyce oznacza to konieczność budowy małych baz magazynowych. Powód żądań?
Fiskus nie dowierza dokumentom importerów i chce, by celnicy przed naliczeniem akcyzy mogli dokładnie zważyć paliwo. Może się przecież zdarzyć, że w zbiorniku będzie go więcej niż na papierze...
- Spółki mają do września czas na dostosowanie się do nowych wymagań. Jeśli tego nie zrobią, nie będą mogły sprowadzać paliwa autocysternami do Polski - informuje Jacek Wróblewski, dyrektor generalny Polskiej Organizacji Przemysłu i Handlu Naftowego (POPiHN), zrzeszającej największe firmy paliwowe działające na polskim rynku.
Cios w konkurencję
Do dnia wejścia Polski do Unii Europejskiej paliwa były obciążane akcyzą na granicy. Teraz autocysterny trafiają w kraju do kilku miejsc kontroli, położonych zwykle już na stacjach benzynowych. Tam celnicy sprawdzają wyłącznie dokumenty importowe, które są podstawą naliczenia akcyzy. Teraz fiskus nakazuje firmom wyposażyć te miejsca w urządzenia pomiarowe.
- Konieczność budowy nowej infrastruktury to wydatek od kilkudziesięciu do kilkuset tysięcy złotych na każdego importera. Nowe procedury związane z ważeniem paliwa wydłużą czas dostawy na stację. Wzrosną koszty logistyki, co sprawi, że importowane paliwa nie będą konkurencyjne w stosunku do oferty Orlenu lub Lotosu. W konsekwencji może to doprowadzić do wzrostu cen detalicznych - mówi Jacek Wróblewski.
Słowacy lepsi
Jego zdaniem, problem dotknął firm BP i Shell, sprowadzających do Polski paliwa z rafinerii w niemieckim Schwedt, oraz Statoila, który przywozi zza Odry gaz płynny.
- Budowa bazy, która miałaby służyć jedynie do weryfikacji ilości paliw, nie ma sensu. To pomysł rodem z Mrożka. Nigdzie w Unii Europejskiej nie ma takich wymagań. Przykładem jest Słowacja, dokąd autocysternami dostarczamy paliwa z Polski. Tamtejsza procedura polega jedynie na przesłaniu dokumentów do urzędu celnego - mówi Krzysztof Starzec, dyrektor ds. zakupu paliw w Shell Polska.
Decyzje polskich urzędów celnych zniechęciły firmę ConocoPhillips do sprowadzania autocysternami paliwa z Czeskiej Rafinerskiej.
- Po wejściu do Unii zasady handlu miały zostać uproszczone. Stało się inaczej. Co ciekawe, okazuje się, że importerzy paliwa spoza UE, np. z Białorusi, nie podlegają takim obostrzeniom - dodaje Jacek Wróblewski. Odprawiani są na granicy.
Urzędniczy ping-pong
Importerzy od miesięcy prowadzą z Ministerstwem Finansów wymianę korespondencji w sprawie kontroli. Bez skutku.
- Resort odpowiada, ze decyzja leży w rekach urzędów celnych - mówi Jacek Wróblewski.
Te zaś wskazują na urzędników w Warszawie.
- Musimy wypełniać normy prawne przygotowane przez ministerstwo. Decyzje leżą po jego stronie - odpowiada Aneta Oppeln-Bronikowska, zastępca naczelnika Urzędu Celnego w Szczecinie.
Niewiele poprawiła propozycja wystosowana przez ten urząd.
- Celnicy stwierdzili, że skoro nie chcemy budować małej bazy paliw, to musimy na autocysternach zamontować zalegalizowane w Polsce urządzenia pomiarowe - mówi Krzysztof Starzec.
Tu jednak brak zgody Głównego Urzędu Miar, który uważa, że określenie ilości paliwa może być dokonane tylko podczas załadunku do autocysterny.
Szansa na kompromis
2 sierpnia ma odbyć się spotkanie przedstawicieli POPiHN i Urzędu Celnego w Szczecinie. Obie strony deklarują chęć zawarcia kompromisu. POPiHN proponuje, by ważenie autocystern odbywało się wyrywkowo w już istniejących bazach paliwowych. Celnicy nie mówią nie.
- Nie chcemy utrudniać działania firmom. Sądzę, że po spotkaniu poprosimy dyrektora izby celnej o zainteresowanie sprawą resortu finansów - deklaruje Aneta Oppeln-Bronikowska.
Według szacunków POPiHN problem dotyczy około 50 proc. paliw sprzedawanych w Polsce zachodniej i północnej. Dokładnych danych jednak brak. W całym kraju w 2004 r. sprzedano 4,3 mln ton benzyny i 6,4 mln ton oleju napędowego z czego z importu pochodziło odpowiednio 16 i 31 proc.
- Fiskus uderza w legalnie działające firmy, koncentrując uwagę tam, gdzie mu wygodnie. Nie widzi, co dzieje się obok, np. importowania oleju opałowego i wprowadzania go na rynek jako napędowego - mówi Jacek Wróblewski.
Paweł Janas