Tomasz Prusek: "Inflacja bazowa to nasz prawdziwy wróg". Felieton Tomasza Pruska

Choć szczyt głównej miary inflacji konsumenckiej (CPI) dopiero przed nami, to zdecydowanie większym zagrożeniem staje się inflacja bazowa, która twardo trzyma się na niepokojąco wysokim poziomie. Właśnie jej zduszenie będzie szalenie trudnym zadaniem, skoro popyt konsumpcyjny jest stale napędzany transferami socjalnymi, szczególnie w roku wyborczym.

  • Prawdziwym kluczem do przywrócenia cenowej równowagi w rozchwianej gospodarce jest tzw. inflacja bazowa, nazwijmy ją "mniejszą siostrą" konsumenckiej
  • Niepokojąco wysoka miara inflacji bazowej ma niestety swoje głębokie przyczyny, zarówno gospodarcze, jak i polityczne
  • Pompowanie popytu konsumpcyjnego jest celową strategią zgodne z polityczną zasadą: "syty wyborca, to zadowolony wyborca"

Najpopularniejszy wskaźnik inflacji konsumenckiej obniżył się w ostatnich dwóch miesiącach zeszłego roku do 16,6 proc., ale trudno jeszcze otwierać szampana. Powodów jest przynajmniej kilka. Po pierwsze, panuje powszechne przekonanie, że ostateczny szczyt fali inflacyjnej dopiero przed nami i po lokalnym dołku wskaźnik ruszy ponownie w kierunku 20 proc. w pierwszych miesiącach nowego roku. Wpłyną na to podwyżki niektórych podatków, silny wzrost płacy minimalnej oraz generalnie nowe rozdanie cennikowe w firmach z początkiem roku, wynikające np. z cen energii. Ekonomiści i analitycy różnią się prognozami, ale są zgodni co do jeszcze jednego pchnięcia cen w górę. Po drugie, nawet jeśli później nastąpi stopniowa dezinflacja, to i tak wzrost cen pozostanie długo na wysokim, nieakceptowanym poziomie - warto przypomnieć że cel inflacyjny NBP wynosi zaledwie 2,5 proc. (plus/minus 1 pkt proc.), a październikowy szczyt inflacji 17,9 proc. był najwyższym poziomem od ćwierć wieku. Główne pytanie obecnie brzmi: czy uda się zbić inflację CPI do jednocyfrowej na koniec roku, czy jednak pomimo drogiego kredytu i spowolnienia gospodarczego pozostanie ona dwucyfrowa.

Reklama

Z frontu walki z inflacją bazową płyną nadal złe wieści

Jednak prawdziwym kluczem do przywrócenia cenowej równowagi w rozchwianej gospodarce jest tzw. inflacja bazowa, nazwijmy ją "mniejszą siostrą" konsumenckiej. To wskaźnik cen z wyłączeniem bezpośrednio energii, paliw oraz żywności, czyli mocno zmiennych składowych, które pozostają przede wszystkim pod wpływem czynników zewnętrznych, bo to ile kosztuje baryłka ropy naftowej, tysiąc metrów sześciennych gazu czy tona (buszel) pszenicy zależy głównie od notowań na światowych giełdach, a wszelkie ingerencje w postaci np. krajowych obniżek podatków czy innych umownych "cudów" przy dystrybutorze są przejściowe i mają motywacje polityczne, aby przynajmniej chwilowo ulżyć konsumentom, wszak to rzesza znerwicowanych szalejącymi cenami wyborców. Niestety, właśnie z frontu walki z inflacją bazową płyną nadal złe wieści, dlatego warto przyjrzeć się zarówno przyczynom, jak skutkom niepokojącego zachowania "mniejszej siostry".

W grudniu inflacja bazowa nie dość, że nie spadła wzorem konsumenckiej, to nawet drgnęła w górę do 11,5 proc., czyli najwyższego poziomu, odkąd prowadzone są statystyki. To sprawia, że obniżenie CPI ma niestety słodko-gorzki smak, wskazuje bowiem na fatalne w skutkach zakotwiczenie się inflacji w całej gospodarce, która trwale rozlała się szeroko na rynku towarów i usług. Pochód cen w górę trwał tak długo i w tak szybkim tempie, że przedsiębiorcy w końcu zostali zmuszeni przynajmniej do podjęcia próby przerzucenia rosnących kosztów na konsumentów, aby utrzymać opłacalność produkcji czy świadczonych usług. Biznes musi się przecież opłacać, inaczej firmy mogą stanąć pod ścianą, a nawet bankrutować i zwalniać ludzi (takie głośne przykłady już mamy wśród firm dobitych np. cenami gazu). Dlatego warto zwracać uwagę na poziom, zmienność i kierunek inflacji bazowej, bo właśnie ten wskaźnik mówi znacznie więcej o stanie gospodarki i naszych portfeli niż najpopularniejszy wskaźnik inflacji konsumenckiej (CPI). Obecnie "przekaz dnia" ze strony inflacji bazowej brzmi: jestem silna, powszechna i bardzo trudna do okiełznania. O ile ceny energii, paliw i żywności mogą falować w rytm globalnych notowań, i przynosić (jak obecnie) chwilową ulgę konsumentom, a nawet trwałą (jeśli spadki cen nabiorą charakteru długoterminowego trendu), to oczyszczoną z nich inflację bazową można porównać do gwoździa wbitego w nasze portfele, który bardzo trudno wyjąć.

Przyczyny tak gospodarcze, jak i polityczne

Niepokojąco wysoka miara inflacji bazowej ma niestety swoje głębokie przyczyny, zarówno gospodarcze, jak i polityczne. Aby walczyć z hydrą inflacji Rada Polityki Pieniężnej podniosła główną stopę procentową z prawie zera do aż 6,75 proc. Tak drogi kredyt powoli chłodzi gospodarkę, szczególnie budownictwo, bo hipoteki znalazły się poza zasięgiem wielu potrzebujących, którzy nie mają odpowiedniej zdolności kredytowej. Generalnie mniej kupujemy na kredyt, ale jego mniejsza dostępność wcale nie załatwia sprawy walki z  inflacją, choć podwyżki stóp procentowych były tak drastyczne, że zszokowały kredytobiorców przyzwyczajonych przez długie lata do życia z ekstremalnie tanim kredytem. Po dojściu głównej stopy do 6,75 proc. cykl podwyżek został zakończony, ponieważ strażnicy polityki monetarnej stanęli przed dylematem, jak tu nie wylać dziecka z kąpielą, bowiem drogi kredyt podnosi koszty działalności firm, bije w inwestycje i generalnie obniża aktywność gospodarczą, czyli łatwo nim tak przydusić PKB, że może znaleźć się nawet na minusie. I bez kolejnych podwyżek stóp sytuacja w tym roku wygląda nieciekawie: wzrost gospodarczy ostro hamuje i możemy się otrzeć o recesję. Zatem wydaje się, że polityka monetarna niewiele już może zrobić w okiełznaniu "mniejszej siostry", bo dalsze jej zacieśnianie wpędziłoby gospodarkę w jeszcze większe problemy. Ważniejszym wyzwaniem w tym zakresie będzie odpowiednio długie utrzymywanie stóp na dotychczasowym poziomie, aby pochopne obniżki nie zniweczyły dotychczasowego antyinflacyjnego wysiłku.

Skoro polityka monetarna niewiele już może, kto i jak może zbić inflację bazową? Skoro jej motorem jest popyt wewnętrzny, to naturalne byłoby jego schłodzenie do tego stopnia, aby przerzucanie wzrostu kosztów na konsumentów stało się utrudnione, a nawet wręcz niemożliwe. I tutaj niestety kłania się "wielka polityka". Pompowanie popytu konsumpcyjnego było i jest celową strategią wspierania wzrostu gospodarczego zgodne z polityczną zasadą: "syty wyborca, to zadowolony wyborca". Od 2016 roku mamy prawdziwy wysyp różnych transferów socjalnych na czele z programem 500+, który jak pokazała praktyka i statystyki dzietności nie jest żadnym programem demograficznym, tylko co najwyżej wspiera utrzymanie części niezamożnych rodzin.

Przybyło także programów wsparcia finansowego dla seniorów, którzy otrzymują dodatkowe 13. i 14. świadczenia mylnie nazywane emeryturami, bo nie mają one nic wspólnego ze stażem pracy czy wielkością uzbieranych składek. Przykłady podobnych działań osłonowych dla budżetów domowych można by mnożyć, ale wystarczy stwierdzenie, że mają one wspólny mianownik: są wyśmienitą karmą dla inflacji właśnie bazowej, bo stymulują popyt konsumpcyjny. Sęk w tym, że obecnie restrykcyjna polityka pieniężna kompletnie "nie widzi się" z luźną polityką fiskalną rządu, która sprzyja utrwalaniu inflacji bazowej, osłabiając skuteczność podwyżek stóp procentowych. Oczywiście to celowe działanie polityczne, bo od tego zależą słupki poparcia w sondażach - raz przyznane świadczenia bardzo trudno wycofać lub choćby ograniczyć bez utraty głosów wyborców. A przecież właśnie wkroczyliśmy w rok wyborczy, który tradycyjnie sprzyja rozdawaniu "kiełbasy wyborczej", czyli faktycznego kupowania sobie poparcia przy urnach. 

Przykład węgierski powinien być przestrogą

Owszem, rozdać można wiele, zadłużyć państwo jeszcze bardziej, ale łatwo przy tym pójść ścieżką węgierską, gdzie rozdawnictwo socjalne (w wyniku wyborczym okazało się skuteczne) osiągnęło w zeszłym roku takie rozmiary, że już po wyborach kraj popadł w ogromne tarapaty: inflacja konsumencka dobiła blisko 25 proc., a bank centralny został zmuszony do podwyżki głównej stopy aż do 13 proc.

O ile przykład węgierski powinien być przestrogą dla polskich polityków, jak łatwo można zrujnować gospodarkę, o tyle można iść o zakład, że i u nas wraz ze zbliżaniem się terminu wyborów przybywać będzie politycznych prezentów o różnej wartości, celowanych do grup elektoratu, czego sygnałem są rozważania nad przedłużeniem tzw. wakacji kredytowych. Im więcej będzie takich prezentów sprzyjających popytowi konsumpcyjnemu, tym lepsza to wiadomość dla "mniejszej siostry", bo będzie miała się czym pożywić. Zapewne "martwi" ją realny spadek płac, ale i tutaj będzie wiele zależało od polityki, bo o ile prywatni przedsiębiorcy generalnie są w stanie negocjować rozsądne wielkości podwyżek, to żądania płacowe w spółkach kontrolowanych przez państwo są czasem tak kosmiczne, że ewentualne ich spełnienie tłumaczyć można jedynie w kategoriach politycznych chęcią utrzymania tzw. spokoju społecznego, co - nazywając rzeczy po imieniu - sprowadza się do przekupywania załóg podwyżkami i dodatkami inflacyjnymi, które idą głównie na konsumpcję i koło inflacyjne się zamyka.

Podsumowując, walka z "mniejszą siostrą" inflacji konsumenckiej w roku wyborczym zapowiada się szczególnie trudna ze względu na pociąg do politycznego rozdawnictwa. A bez okiełznania inflacji bazowej trudno sobie wyobrazić szybki powrót w okolice celu inflacyjnego 2,5 proc. (plus/minus 1 pkt proc.). Zatem nadal będziemy wszyscy płacić wysoki podatek inflacyjny nabijający kasę państwa i patrzeć, jak lokaty czy obligacje przegrywają ze wzrostem cen, co prowadzi do ubożenia posiadaczy oszczędności. Odpowiedzialność za inflację coraz bardziej ponosimy w kraju, i propagandowe przerzucanie jej na skutki wojny w Ukrainie, politykę klimatyczną Unii Europejskiej czy kryzys energetyczny staje się coraz mniej skuteczną wymówką. A im dłużej będzie się utrzymywać wysoka inflacja bazowa, tym dłużej nie będzie co marzyć o obniżkach stóp procentowych.

Tomasz Prusek
publicysta ekonomiczny
prezes Fundacji Przyjazny Kraj

(śródtytuły od redakcji) 

Zobacz również:

Felietony Interia.pl Biznes
Dowiedz się więcej na temat: inflacja | inflacja bazowa | wzrost cen
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »