Inflacja szybko spada, PKB rośnie powoli. Rząd będzie miał problem ze spięciem budżetu
Rząd Donalda Tuska może mieć problem, jeśli chodzi o deficyt budżetowy - wskazują analitycy. W państwowej kasie może zabraknąć kilkudziesięciu miliardów złotych. To negatywny efekt nieoczekiwanie szybkiego spadku inflacji. W rezultacie, w ocenie ekonomistów, może nie obejść się bez nowelizacji budżetu na 2024 rok.
Inflacja w Polsce spada szybciej niż spodziewali się analitycy. W marcu wyniosła 1,9 proc. rok do roku - podał we wstępnym odczycie Główny Urząd Statystyczny (GUS).
Z wielu punktów widzenia - przede wszystkim z perspektywy konsumentów - to dobra wiadomość. Ale jest powód, dla którego szybszy od oczekiwanego spadek inflacji wcale nie musi cieszyć rządu Donalda Tuska.
"Niska inflacja jest poważnym hamulcem dla dochodów budżetowych" - zwracają uwagę w najnowszej analizie ekonomiści banku Citi Handlowy. Na tyle poważnym, że konieczna może być nowelizacja budżetu. W państwowej kasie może zabraknąć ich zdaniem ok. 30 mld zł.
"Chociaż gospodarka wychodzi ze spowolnienia, niska inflacja jest poważnym hamulcem dla dochodów budżetowych" - czytamy w najnowszym raporcie banku Citi Handlowy pt. "Looming budget revision" (ang. "Nadchodząca rewizja budżetu"). Niska inflacja sprawia, że niższe od szacowanych mogą okazać się wpływy z podatku VAT. To zaś główne źródło dochodów budżetowych.
Według szacunków analityków banku, w oparciu o obecną trajektorię, dochody z VAT do budżetu w 2024 roku mogą być niższe od planowanych o około 30 mld zł. To równowartość 0,8 proc. PKB - zwracają uwagę ekonomiści Citi Handlowego.
Jak wskazują, budżet musiałby odnotować 30-procentowy wzrost dochodów z VAT w 2024 roku, żeby założenia rządu były zrealizowane. Będzie to trudne do osiągnięcia nawet pomimo powrotu do 5-procentowej stawki VAT na żywność - oceniają w analizie. Lukę w budżecie zwiększy również brak zapowiadanych w sierpniu 6 mld zł wpłaty z zysku Narodowego Banku Polskiego (NBP). Więcej o tej kwestii pisaliśmy m.in. w tym artykule.
Do tego Citi Handlowy szacuje, że nominalny wzrost PKB - który jest głównym czynnikiem napędzającym dochody podatkowe - może być o 2,5-3 proc. niższy od planowanego przez Ministerstwo Finansów w ubiegłym roku.
Już deficyt budżetowy zakładany w obecnej ustawie przez Radę Ministrów jest spory. Chodzi o 184 mld zł. Kolejne brakujące miliardy mogą oznaczać albo konieczność cięć albo zwiększenie potrzeb pożyczkowych państwa. Ekonomiści Citi Handlowego uważają, że ta pierwsza opcja jest mniej prawdopodobna. "Nie spodziewamy się żadnych cięć wydatków w celu zrównoważenia słabości dochodów podatkowych. Zamiast tego uważamy, że rząd może zdecydować się na nowelizację budżetu i zwiększenie deficytu jeszcze w tym roku" - podają w analizie.
"W poprzednich latach wydatki budżetowe zwykle były niższe od planu o ok. 2 proc., co w 2024 roku oznaczałoby około 15 mld zł. Nie byłoby to jednak wystarczające, aby zrównoważyć niedobór wpływów z podatków, a zatem jeśli Ministerstwo Finansów chciałoby utrzymać deficyt zgodnie z planem, konieczne byłyby dodatkowe dyskrecjonalne cięcia wydatków. Sądzimy, że taki scenariusz jest mało prawdopodobny, tym bardziej, że rząd pracuje obecnie nad środkami, które oznaczają poluzowanie fiskalne, a nie zacieśnienie" - dodają.
Jak wskazują, nowelizacja budżetu zamiast cięć wydatków oznacza, że pewne reformy będą musiały się przesunąć w czasie. Chodzi chociażby o zwiększenie kwoty wolnej od podatku. Była to jedna z obietnic wyborczych Koalicji Obywatelskiej, która miała zostać zrealizowana w ciągu pierwszych stu dni rządów po jej dojściu do władzy. Przypomnijmy, że ostatnio przedstawiciele resortu finansów wskazywali, że podniesienia kwoty wolnej od podatku raczej nie można się spodziewać w 2025 roku.