Inwestycje z zachodu spadły o 30 proc.

Ten rok może okazać się jeszcze gorszy od poprzedniego pod względem napływu bezpośrednich inwestycji zagranicznych do Polski. Dlatego trzeba natychmiast wprowadzić rozporządzenia do obowiązującej od lipca ustawy o wspieraniu inwestycji - alarmuje Antoni Styrczula, prezes PAIZ.

Ten rok może okazać się jeszcze gorszy od poprzedniego pod względem napływu bezpośrednich inwestycji zagranicznych do Polski. Dlatego trzeba natychmiast wprowadzić rozporządzenia do obowiązującej od lipca ustawy o wspieraniu inwestycji - alarmuje Antoni Styrczula, prezes PAIZ.

Już w ubiegłym roku napływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych do Polski, który sięgnął 7,1 mld USD (29,7 mld zł), był niewielki w porównaniu z poprzednimi latami. A w tym sytuacja może być jeszcze bardziej dramatyczna. Od stycznia do maja napłynęło do Polski nieco ponad 1,5 mld USD (6,3 mld zł) - o 800 mln USD (3,3 mld zł) mniej niż w analogicznym okresie 2001 r. - wynika z danych Narodowego Banku Polskiego.

Dane Państwowej Agencji Inwestycji Zagranicznych, gromadzone w zupełnie inny sposób, są jednak zbliżone - przyznaje Antoni Styrczula, prezes PAIZ.

Reklama

Trend, nie trend

Economist Intelligence Unit, agencja badająca gospodarkę, przewiduje, że w latach 2001-2005 średnia napływu inwestycji do Polski wyniesie 6,9 mld USD (28,8 mld zł). Zważywszy, że po przystąpieniu do UE w 2004 r. inwestycji ma być dużo więcej, to ten rok znajdzie się znacznie poniżej średniej. I dużo poniżej potrzeb.

- Analitycy szacują, że - aby tempo wzrostu PKB było takie jak w poprzednich latach - potrzebujemy rocznie 10 mld USD (41,8 mld zł). Z tym może być w tym roku trudno - mówi Antoni Styrczula.

-Pięć miesięcy to za krótko, by mówić już o trendzie. Dane nie są zachęcające, ale proces inwestycyjny trwa długo i w najbliższych miesiącach sytuacja może się poprawić - uspokaja Peter Driscoll, prezes PricewaterhouseCoopers.

Poza tym, jego zdaniem, trudno spodziewać się kokosów w Polsce, gdy klimat gospodarczy na świecie nie sprzyja inwestycjom. I rzeczywiście. W ubiegłym roku w okresie styczeń-listopad, tempo wzrostu inwestycji zagranicznych spadło na świecie do 15 proc. z ponad 20 proc. we wcześniejszych okresach - wynika z danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Jaki będzie ten rok dla Polski, na razie trudno przewidzieć.

- Obsługujemy kilkanaście projektów inwestycyjnych na łączną kwotę 1,5 mld USD (6,3 mld zł). Jest szansa, że przynajmniej kilka z nich zostanie sfinalizowanych w Polsce - mówi prezes PAIZ.

Śladami Czech

W czerwcu weszła w życie ustawa o wspieraniu inwestycji, na którą w tym roku rząd przeznaczył 90 mln zł, a w przyszłym może to być nawet 300 mln zł.

- Ta ustawa, która zapewnia inwestorom wsparcie finansowe, to ruch w dobrym kierunku - chwali Peter Driscoll.

Jak zwykle, problemem są rozporządzenia wykonawcze. O ich braku alarmował majowy "PB". Swoją propozycję ma teraz PAIZ.

- Jedną z propozycji jest stworzenie parków inwestycyjnych. Należy proponować lokalizacje atrakcyjne - okolice Krakowa, Katowic i Wrocławia. Wystarczy wyodrębnić 300-400 ha należących do jednego, publicznego właściciela - tłumaczy Antoni Styrczula.

Dla porównania, Czechy przygotowują się na otwarcie 100 parków przemysłowych. Prezes PAIZ chciałby też - wzorem czeskiego CzechInvest - móc zaproponować inwestorom zakup ziemi za symboliczną złotówkę. Właśnie oferta Czech, którą wybrały koncerny PSA/Toyota, zawierała symboliczną opłatę 1 CZK (0,14 zł) za 200-hektarowy teren. Również za 1 CZK Flextronics dzierżawił od władz Brna ziemię, której wartość rynkową eksperci wycenili na 1,5 tys. CZK (224,9 zł) za metr kwadratowy. W Polsce inwestor, który chce kupić ziemię, musi stawać do przetargu.

- Myślę, że to dobry pomysł, by PAIZ pomagała inwestorom w formalnościach związanych z nabywaniem ziemi - komentuje Peter Driscoll.

Nie rezygnują

Chociaż liczby wyglądają dość źle, pocieszające jest, że z Polski nie wycofał się w tym roku żaden duży inwestor. Tymczasem Flextronics, notowany na giełdzie Nasdaq amerykański poddostawca elektroniki m.in. dla Microsoftu, Nokii czy Siemensa, zamknął fabrykę w Brnie i zwolnił 900 osób na Węgrzech. Zakład w Czechach w najlepszym okresie zatrudniał 2,4 tys. osób. Amerykańska spółka obiecała zainwestować w fabrykę 100 mln USD (418 mln zł) i do 2003 r. zatrudniać 3 tys. pracowników.

- Nie mamy sygnałów, że duże firmy chcą się wycofać, ale wiemy, że zamierzają mniej inwestować. Jednak niektóre mniejsze firmy działające w SSE zamknęły działalność - przyznaje Antoni Styrczula.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: antoni | Peter
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »