Jak uratować polską wieś
Rząd zastanawia się nad wprowadzeniem w życie planu ratunkowego dla rolnictwa zaproponowanego przez wicepremiera Kalinowskiego.
Rząd zastanawia się nad wprowadzeniem w życie planu ratunkowego dla rolnictwa
zaproponowanego przez wicepremiera Kalinowskiego. Minister rolnictwa chce
zawiesić umowę z Unią Europejską, zgodnie z którą mielibyśmy sprowadzić
bez cła prawie 500 tys. ton zbóż, a także wprowadzić dopłaty do eksportu
mięsa i ubezpieczenia dla firm skupujących zboże.
Według ludowców i większości polityków SLD jest to
jedyna metoda na zapobieżenie finansowej katastrofie grożącej w tym roku
polskiej wsi.
Do rolnictwa dopłaca się już wszędzie nie tylko w krajach UE, ale także
w Stanach Zjednoczonych. Jak mówią eksperci, by polski rolnik mógł się
utrzymać - nie mówiąc o konkurowaniu - musi dostawać taką samą pomoc jak
rolnik francuski czy niemiecki.
Jan Miłkowski z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa wymienia tu nie tylko dopłaty,
które powinny obowiązywać, ale i konieczność wstrzymania importu zbóż.
W tej chwili sprowadzamy rocznie aż 2 mln ton, czyli 10 proc. naszej produkcji.
Według Miłkowskiego liberalna teza, że rolnictwo utrzyma się bez różnego
rodzaju interwencji państwowej, już padła. Czy rzeczywiście? Maria Stolz,
uznawana powszechnie za liberalnego eksperta uważa, że interwencje państwowe
proponowane przez ministra Kalinowskiego to tylko doraźne ruchy wykonywane
zresztą w strachu przed Andrzejem Lepperem.
Według niej potrzebne są rozwiązania systemowe. Trzeba rolnikom otwarcie
powiedzieć, że za dużo ich pracuje na roli. Jednocześnie trzeba im pomóc
się przekwalifikować. O tym rząd SLD-PSL nawet nie wspomina, ponieważ nie
wystarcza mu na to odwagi. Ludowcy wiedzą, że straciliby w ten sposób resztki
wiejskiego elektoratu.