Jak wydawać pieniądze?
Laureat Nagrody Nobla z ekonomii, Milton Friedman twierdzi, że istnieją tylko cztery sposoby wydawania pieniędzy. Pierwszy ma miejsce wtedy, gdy wydajemy własne pieniądze na nas samych. Wydajemy wówczas oszczędnie, bo to nasze pieniądze i wydajemy celowo, bo doskonale znamy własne potrzeby.
W poprzednich felietonach podkreślałem kilkakrotnie, jak ważne jest przywrócenie ludziom władzy nad bogactwem, jakie wytwarzają dzięki swojej pracy. Niektórzy autorzy komentarzy zarzucali mi unikanie konkretów. Łatwo jest powiedzieć: trzeba zrobić to, czy tamto, jeśli nie podaje się sposobu, w jaki należałoby tego dokonać. Zwrócił na to uwagę już biblijny król Dawid, zapisując w jednym z psalmów złotą myśl, którą w przekładzie naszego Jana Kochanowskiego śpiewamy podczas nieszporów również i dzisiaj: "Taki, co w głowie uradzi - do skutku nie doprowadzi". Co tu dużo gadać; święta racja, więc ten felieton poświęcimy na omówienie sposobu pożądanej zmiany modelu państwa, bo o to właśnie chodzi. Zanim jednak przystąpimy do rzeczy, spróbujmy wyjaśnić rolę, jaką w pożądanym modelu państwa pełnią Ojcowie Ojczyzny, czyli władza publiczna.
Kim są Ojcowie Ojczyzny?
Ludzie tworzący władzę publiczną przyzwyczaili i siebie i nas do traktowania ich jako swego rodzaju właścicieli "państwa", to znaczy również takich jego składników, jak terytorium i ludność. Znakomitą ilustracją tego sposobu myślenia jest spór między rządem polskim, a władzami Unii Europejskiej, co zalicza się do funduszy publicznych, a co nie. Ma to, jak wiadomo, pewne znaczenie przy ustalaniu, czy deficyt budżetowy przekracza normy ustalone w traktacie z Maastricht, czy jeszcze mieści się w ich granicach. Rząd polski uważa na przykład, że środki zgromadzone w otwartych funduszach emerytalnych są funduszami publicznymi i w związku z tym Wiesław Kaczmarek, w swoim czasie minister Skarbu Państwa, całkiem serio proponował, by rząd przejął je na pokrycie deficytu budżetowego. Nie przeszkadza to oczywiście jednocześnie zapewniać obywateli, że pieniądze przekazywane przez ZUS tym funduszom są prywatną własnością obywateli. Ale już Aleksy de Tocqueville zauważył, że "nie ma takiego okrucieństwa, ani takiej niesprawiedliwości, jakiej nie dopuściłby się skądinąd łagodny i liberalny rząd, kiedy zabraknie mu pieniędzy". W takim razie warto zastanowić się nad kwestią, kim właściwie są ludzie rządzący państwami. Czy ich właścicielami, tzn. również właścicielami swoich obywateli i ich majątku, czy też żadnymi właścicielami nie są, tylko kimś zupełnie innym. Otóż wszystko wskazuje na to, że zwłaszcza w państwach o ustroju republikańskim, władza publiczna to po prostu grupa ludzi wynajętych przez obywateli do zarządzania sektorem publicznym. Wynikają z tego różne konsekwencje, a przede wszystkim ta, że władza publiczna nie powinna mieć tylko tyle kompetencji, ile potrzeba do zarządzania sektorem publicznym. Większy zakres kompetencji, zwłaszcza w dziedzinie gospodarki, jest nie tylko niepożądany, a wręcz szkodliwy.
Wydajemy pieniądze
Wbrew rozpowszechnionemu przekonaniu, że pieniądze można wydawać na nieskończenie wiele sposobów, jest akurat odwrotnie. Laureat Nagrody Nobla z ekonomii, Milton Friedman twierdzi, że istnieją tylko cztery takie sposoby. Pierwszy sposób wydawania pieniędzy ma miejsce wtedy, gdy wydajemy własne pieniądze na nas samych. Wydajemy wówczas oszczędnie, bo to nasze pieniądze i wydajemy celowo, bo doskonale znamy własne potrzeby. Drugi sposób - gdy wydajemy własne pieniądze na kogoś innego. Nadal wydajemy oszczędnie, ale już niekoniecznie celowo, bo potrzeb tego innego człowieka nie znamy już tak dobrze, jak własnych. Każdy, kto chociaż raz w życiu kupował prezent, wie o co chodzi. Sposób trzeci - kiedy wydajemy cudze pieniądze na nas samych. W takim przypadku nie żałujemy sobie i nie hamujemy nawet rozrzutności, ale wydajemy celowo, bo własne potrzeby cały czas znamy. I wreszcie sposób czwarty - kiedy wydajemy cudze pieniądze na kogoś innego - ani oszczędnie, ani celowo, zwłaszcza, gdy tych "innych" jest np. 38 milionów.
"Państwo", czyli władza publiczna, wydaje pieniądze albo w sposób trzeci, albo w sposób czwarty. Nigdy bowiem nie wydaje własnych pieniędzy, bo władza publiczna nie wytwarza żadnego bogactwa. Wydaje pieniądze podatkowe, a więc "cudze", ze wszystkim psychologicznymi tego konsekwencjami. Kiedy wydaje w sposób "trzeci"? Wtedy, gdy z owych "cudzych" pieniędzy finansuje tzw. własne potrzeby państwa. Żeby wyjaśnić, o co chodzi, musimy uświadomić sobie, czym tak naprawdę jest państwo. Wielu autorów pisząc o państwie, formułuje definicje "postulatywne", które mają wiele zalet, ale tę wadę, że informują raczej o oczekiwaniach wobec państwa, tzn. czym mogłoby ono być, albo czym dobrze gdyby było, natomiast niewiele o samym państwie. Państwo bowiem, jeśli odrzucimy stopniowo jego właściwości niekonieczne, jest monopolem na przemoc. Zatem tzw. własne potrzeby państwa mają przemoc za swój wspólny mianownik: wojna i siły zbrojne, bezpieczeństwo wewnętrzne i policje "jawne, tajne i dwupłciowe", wymiar sprawiedliwości i polityka zagraniczna, no i oczywiście administracja niezbędna do zarządzania tymi dziedzinami. Wydatki na ten cel są z natury rozrzutne, ale nic na to poradzić nie można, jeśli chcemy mieć państwo. Jednak pieniądze wydawane w "sposób trzeci" stanowią stosunkowo niewielki (nie przekraczający 20 proc.) odsetek wydatków państwowych. Reszta pieniędzy bowiem wydawana jest w sposób czwarty, a więc najbardziej marnotrawczy i najmniej efektywny.
Wielu polityków, nawet szczerze przerażonych skalą marnotrawstwa i zrozpaczonych niską efektywnością uważa, że jest to skutek ludzkiej nieudolności lub złej woli. Gdyby tak niedołęgów, albo złodziei u steru zastąpili ludzi rzutcy i zarazem uczciwi, jakiś np. święty zastęp tebański, to zaraz wszystko wróciłoby do jak najlepszego porządku. Polityk, który tak myśli, "błąd popełnia gruby, zalążek swojej przyszłej zguby" - twierdzi poeta i przestrzega, że "kto w szpony dostał się hipostaz, rzeczywistości już nie sprosta". Rzecz bowiem nie w nieudacznikach, czy złodziejach, chociaż oni przyczyniają się oczywiście do pogorszenia sytuacji. Podstawowa jednak przyczyna tkwi w naturze tego czwartego sposobu wydawania pieniędzy, który inny po prostu być nie może. Zmiana modelu państwa w pożądanym kierunku nie może zatem polegać jedynie na kosmetycznych zmianach ekip - ze złodziejskich na uczciwe i z nieudolnych na kompetentne, ani na "dalszym doskonaleniu" czwartego sposobu, tylko na jego całkowitej i nieodwracalnej likwidacji.
Zreformować niereformowalne
Likwidacja czwartego sposobu wydawania pieniędzy oznacza, że pieniądze wydawane dotychczas w sposób czwarty, powinny zostać przesunięte do sposobu pierwszego, który - jak pamiętamy - polega na tym, że każdy wydaje własne pieniądze na siebie samego. Ten sposób, jak zapewnia nas Milton Friedman, a i sami tez to wiemy z własnego doświadczenia, jest i najbardziej oszczędny i najbardziej efektywny. No dobrze, ale jak to zrobić? Jak przesunąć pieniądze ze sposobu czwartego, który ma zostać zlikwidowany, do sposobu pierwszego? Można tego dokonać przy pomocy dwóch narzędzi: prywatyzacji sektora publicznego, a więc zmniejszenia go do takich rozmiarów, jaki wyznacza wspólny mianownik w postaci przemocy; co nie wiąże się z przemocą - może zostać sprywatyzowane oraz - radykalnego zmniejszenia podatków, tzn. wszelkich danin i świadczeń przymusowych. Dzięki temu pieniądze nie tyle wrócą tam, skąd je zabrano, co po prostu - poza niewielką częścią - przestaną być ludziom zabierane, a więc będą odtąd wydawane w sposób pierwszy: każdy własne na siebie samego.
Jak widzimy, pożądana zmiana modelu państwa jest technicznie i prawnie możliwa do przeprowadzenia, jest nie tylko uzasadniona, ale nawet zbawienna z punktu widzenia ekonomicznego, ale jest bardzo trudna politycznie i to z dwóch powodów. Po pierwsze - nie można lekceważyć potęgi ignorancji, zwłaszcza, gdy połączona jest ona z demokracją polityczną. Jeśli ludzie wierzą, że władza publiczna lepiej zna ich potrzeby i np. bardziej kocha ich dzieci, niż oni sami, to będą oczywiście wspierali politycznie rozwiązania powiększające ilość pieniędzy wydawanych w sposób czwarty. Po drugie - czwarty sposób wydawania pieniędzy to żyła złota dla tzw. "elit politycznych", czyli współczesnej postaci dawnej szlachty-gołoty. Obecnie w Polsce ta warstwa społeczna tak się rozrosła i doszła do takiego politycznego znaczenia, że śmiało możemy mówić o recydywie saskiej. Pasożytniczy sposób bycia tej warstwy wspierany jest ignorancją ludzi prostych, w której utwierdzają ich wysługujący się szlachcie-gołocie bajarze, zwani uprzejmie "intelektualistami".
Stanisław Michalkiewicz