Jeśli rozdaje państwo, płacą podatnicy

Czy gdyby firmy z udziałem Skarbu Państwa działały w warunkach wolnorynkowych, stać by je było na wygórowane przywileje dla pracowników? Z pewnością nie. Kiedy nie ma właściciela, rozdawnictwo przywilejów rośnie, a pieniądze się rozchodzą. I tak naprawdę nie ma znaczenia, czy chodzi o przywileje wynikające z pragmatyki zawodowej czy o te płynące z paktów socjalnych. Za wszystkie płacą bowiem podatnicy.

Czy gdyby firmy z udziałem Skarbu Państwa działały w warunkach wolnorynkowych, stać by je było na wygórowane przywileje dla pracowników? Z pewnością nie. Kiedy nie ma właściciela, rozdawnictwo przywilejów rośnie, a pieniądze się rozchodzą. I tak naprawdę nie ma znaczenia, czy chodzi o przywileje wynikające z pragmatyki zawodowej czy o te płynące z paktów socjalnych. Za wszystkie płacą bowiem podatnicy.

Pakiety socjalne zawierane są pomiędzy nabywcą pakietu kontrolnego akcji przedsiębiorstwa państwowego, władzami spółki, czasem ministrem skarbu oraz właściwymi organizacjami związkowymi. Zwykle służą one zabezpieczeniu uprawnień pracowniczych podczas prywatyzacji firm. Związkowcy najczęściej chcą wziąć jak najwięcej, a zarząd - dać jak najmniej.

Trudne negocjacje

Najtrudniejsze rozmowy dotyczą branż "wrażliwych społecznie". Przekonali się o tym przedstawiciele grupy LNM, która będąc potencjalnym inwestorem w Polskich Hutach Stali (PHS), negocjowała pakiet socjalny dla ok. 16-tysięcznej załogi. Wszystkie żądania postawione na początku negocjacji kosztowałyby LNM ponad 1 mld zł, ale na koniec rozmów wartość paktu socjalnego spadła poniżej 0,5 mld zł.

Reklama

Do równie trudnych rozmów zasiadał hiszpański koncern Celsa po wygraniu przetargu na zakup Huty Ostrowiec. Z końcowych uzgodnień zadowoleni byli i związkowcy, i pracodawcy. Zarówno jednak przedstawiciele LNM, jak i Celsy wiedzieli, że za przywileje będą musieli zapłacić z własnych zysków. Inaczej jest w przypadku, gdy negocjatorzy decydują o pieniądzach publicznych. Dziś opinię społeczną bulwersują gwarancje zatrudnienia do 2015 r. i wysokie odszkodowania za utracone zarobki w koncernie Energa. Tymczasem Kulczyk Holding, kiedy brał jeszcze udział w nieudanej próbie prywatyzacji Grupy G-8 (dziś Energa), negocjacje rozpoczął od propozycji czterech lat gwarancji zatrudnienia. Ostatecznie zgodził się na 5-7-letnie gwarancje i 70-100 tys. odszkodowania w przypadku zwolnienia. Państwowy zarząd okazał się o wiele bardziej hojny.

Przywileje budżetówki

Brakiem roztropności wykazuje się również państwo w rozdawaniu przywilejów pracownikom sfer budżetowych. Te jednak wynikają z tzw. pragmatyki zawodowej, zapisanej często w ustawach. Przykładowo funkcjonariuszom Biura Ochrony Rządu przysługuje dopłata do wypoczynku, raz w miesiącu bezpłatny przejazd PKP lub PKS czy zwrot należności związany z otrzymaniem pierwszego lokalu.

Nauczyciele natomiast korzystają nie tylko z długich wakacji i stabilnego zatrudnienia. Po 7 latach pracy nabywają prawo do urlopu zdrowotnego przyznawanego tylko i wyłącznie na podstawie badania lekarza pierwszego kontaktu. Nauczyciel kontraktowy dostaje również zasiłek na zagospodarowanie w wysokości dwumiesięcznego wynagrodzenia zasadniczego. O wiele więcej praw mają pracownicy górnictwa, również ci zatrudnieni w szkołach górniczych, działach transportowych czy zbytu, a zatem niepracujący pod ziemią. Szczególne przywileje gwarantuje im rozporządzenie prezesa Rady Ministrów z dnia 30 grudnia 1981 r., czyli Karta Górnika. Górnicy mają prawo do dwóch nagród rocznych, dodatku stażowego, deputatu węglowego - dostają go również emeryci i renciści.

Z wielu przywilejów, z tym że na mocy układu zbiorowego, korzystają kolejarze. Najbardziej dotkliwe dla społeczeństwa są niemal darmowe bilety dla całej rodziny, także na pociągi międzynarodowe, oraz deputat węglowy wynoszący 3,6 tony rocznie. Trudno kwestionować niektóre z tych przywilejów, ponieważ rzeczywiście rekompensują one trudne warunki pracy.

Nie do zaakceptowania jest natomiast fakt, że wszystkie powiązane są z grupą zawodową, a nie z charakterem wykonywanej pracy, a ich koszty ponoszą podatnicy: pasażerowie PKP, odbiorcy energii, rodzice dzieci w wieku szkolnym. Gdyby jednak swobodę zawierania różnego rodzaju pakietów socjalnych mieli tylko właściciele firm, finansujący je z własnej kieszeni, z pewnością nie doszłoby do podpisania takiej umowy społecznej jak w Enerdze i przyznania tak kosztownych, a nie zawsze uzasadnionych przywilejów branżowych.

Jolanta Góra

dr Maciej Grabowski, Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową
W Polsce ciągle za rzadko dostrzega się konsumentów, a przywileje branżowe czy sektorowe dominują nad interesem społecznym. Tymczasem współczesna gospodarka i społeczeństwo kierują się interesami znacznie szerszymi od tych tradycyjnie eksponowanych przez gospodarkę przemysłową. Sytuacja jednak nie zmieni się szybko i nie pomoże nawet bulwersujący przykład umów społecznych z pracownikami koncernu Energa. Dopóki w Polsce nie powstanie rzeczywiście społeczeństwo obywatelskie, z silnymi organizacjami, które wyjdą poza tradycyjny układ związki zawodowe - pracodawcy, dopóty w branżach usług publicznych nawet pracodawcy prywatni nie zdołają ukrócić zbyt wygórowanych żądań. Bez nacisków z zewnątrz pracodawcy i związkowcy nie porozumieją się na korzyść społeczeństwa. Ponadto w branżach, gdzie panuje naturalny monopol albo występuje regulacja i nadzór ze strony państwa, do takich nadużyć społecznych dochodzi i będzie dochodziło. Bez liberalizacji rynku jest bardzo mało prawdopodobne, że za koszty wygórowanych umów społecznych nie zapłacą odbiorcy usług.

Gazeta Prawna
Dowiedz się więcej na temat: związkowcy | zarobki | skarbu | podatnicy | pracodawcy | przywileje
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »